Rozdział 11

7.7K 193 23
                                        

Siedziałam w poczekalni, wpatrując się w ekran telefonu, ale palce bezwiednie przesuwały się po wyświetlaczu, nie rejestrując już gry. Nerwowość tętniła mi w żyłach, rozlewała się po ciele, odbijając się w zbyt szybkim oddechu i napięciu w ramionach. Starałam się zachować spokój, ale jak miałam to zrobić, kiedy za chwilę miałam zobaczyć jego?

Mężczyznę, który był wręcz absurdalnie przystojny. Niebezpiecznie pociągający. I co najgorsze – mojego lekarza.

To było chore. Nie powinnam tak reagować. Nie powinnam czuć tego gorąca w żołądku na samą myśl o jego dłoniach, które kiedyś tak profesjonalnie mnie badały. Teraz te same dłonie miały dotykać mnie w zupełnie inny sposób.

Zacisnęłam usta, czując irytację na samą siebie. Od kiedy stałam się kobietą, która czeka na telefon mężczyzny? Która uzależnia się od jego decyzji, zamiast przejąć kontrolę? Ale tym razem to on miał prowadzić. To on obiecał, że zadzwoni, że przyjdzie, że spełni każdą moją fantazję, a potem...

Potem odejdzie.

Miałam tego świadomość. Wiedziałam, w co się pakuję. A mimo to, kiedy zamykałam oczy, wciąż słyszałam jego głos – niski, pewny siebie, ociekający tą uwodzicielską nutą, która sprawiała, że topniałam jak czekolada w jego dłoniach.

I właśnie wtedy usłyszałam swoje nazwisko.

Podniosłam głowę.

A on tam był.

Patrzył na mnie z tym znajomym półuśmiechem, jakby doskonale wiedział, co czuję. Jakby czytał w moich myślach.

A może po prostu dobrze wiedział, co ze mną zrobi.

— Pani Phoenix, może pani wejść — powiedziała pielęgniarka, jej głos był uprzejmy, lecz nieco zbyt wysoki, jakby próbowała brzmieć bardziej profesjonalnie, niż się czuła.

Wstałam, poprawiając mankiety marynarki, i ruszyłam do gabinetu. Nie odpowiedziałam pielęgniarce uśmiechem – nie była mi do niczego potrzebna. Liczyło się tylko to, co czekało po drugiej stronie drzwi.

Kiedy przekroczyłam próg, moje spojrzenie natychmiast odnalazło Alexandra. Siedział za biurkiem, pochylony nad dokumentami, jego czoło delikatnie zmarszczone w skupieniu. Przez chwilę nie podniósł wzroku, lecz gdy to zrobił, przesunął spojrzeniem po mojej sylwetce, od czubków butów aż po oczy. Jego usta uniosły się w ledwie dostrzegalnym uśmiechu, który mógł znaczyć wszystko... lub nic.

— Zamknij drzwi, proszę — powiedział cicho, nie odrywając ode mnie wzroku.

Nie potrzebowałam więcej zachęty. Przekręciłam klamkę, a dźwięk zatrzaskujących się drzwi odbił się echem w cichym gabinecie. Nie spiesząc się, ruszyłam w stronę biurka, świadoma każdego kroku, każdego przesunięcia bioder. Moja marynarka lekko rozchyliła się przy ruchu, ukazując skrawek bieli bluzki, którą miałam pod spodem.

Usiadłam naprzeciwko niego, zakładając nogę na nogę.

— Jak minął dzień, doktorze? — zapytałam, przekrzywiając głowę i opierając dłoń na podłokietniku krzesła.

Jego oczy zabłysły rozbawieniem, ale i czymś jeszcze – czymś trudnym do uchwycenia, lecz wyczuwalnym w napięciu unoszącym się między nami.

— Mógłbym zadać ci to samo pytanie — odparł, odchylając się lekko na swoim fotelu. — Ale wydaje mi się, że znam odpowiedź.

Nie odpowiedziałam od razu, pozwalając, by cisza rozciągnęła się między nami, wypełniając pomieszczenie czymś niemal namacalnym.

— Może więc nie powinieneś pytać — rzuciłam, uśmiechając się leniwie.

SILENT  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz