Rozdział 37

1.5K 47 4
                                        

Miłość.

Dla niektórych jest jak najpiękniejsza melodia, która wkrada się do serca i sprawia, że każda nuta brzmi jak obietnica czegoś większego, czegoś, czego nie można objąć ani zrozumieć, ale co wypełnia przestrzeń wokół nas. Dla nich miłość jest tym magicznym uczuciem, które sprawia, że każdy poranek nabiera nowego blasku, a każdy dzień staje się pełen sensu. To ta obietnica, że jedno spojrzenie, jeden gest, jedno słowo mogą odmienić wszystko.

Ale miłość nie jest dla wszystkich taka łatwa. Są tacy, jak ja, którzy w tej melodii słyszą coś innego. Dla mnie miłość nigdy nie była lekka. Nigdy nie była tą delikatną melodią, którą można zanurzyć się w niej i pozwolić jej nieść. Dla mnie miłość to burza. Bez ostrzeżenia wchodzi w życie, nie zważając na to, co zastaje. Potrafi przyjść w najmniej oczekiwanym momencie i przewrócić wszystko do góry nogami. To uczucie, które angażuje całe ciało, każdy nerw, każdą myśl. Jak ogień, który spala wszystko na swojej drodze, pozostawiając popiół tam, gdzie kiedyś była cisza.

I potem... zostaje tylko bałagan.

Miłość potrafi być okrutna w swojej złożoności. I choć obiecuje coś pięknego, najczęściej nie bierze pod uwagę tego, ile jest w stanie zabrać. Potrafi wciągnąć cię w emocjonalny wir, który sprawia, że czujesz się jednocześnie pełen życia, ale i zduszony. Wciąga cię w wir, który daje ci radość, ale potem odbiera tlen, pozostawiając cię z poczuciem, że nigdy nie będziesz w stanie odetchnąć w pełni. W tej grze nie zawsze jesteś równy, a każda wiadomość, której oczekujesz, wydaje się mieć więcej wagi niż jakiekolwiek słowa. I ta cisza... cisza, która odczuwa się w sercu, jakby była głośniejsza niż tysiące niewypowiedzianych słów.

W miłości wszystko jest możliwe, ale nic nie jest proste. Uczy cię, jak tęsknić, jak czekać, jak nie wiedzieć, co zrobić z uczuciem, które cię pochłania. A potem, kiedy wydaje się, że już się opanowałeś, znów nadchodzi... i to nie jest ten sam dźwięk, który kiedyś słyszałeś. Dźwięk, który wprowadzał cię w stan zachwytu, a teraz sprawia, że serce bije szybciej, bo nie wiesz, co on oznacza. Miłość zmienia kształt. Zmienia znaczenie słów, zmienia sposób, w jaki patrzysz na drugiego człowieka. Zmienia cię. I nie ma nic w tym prostego.

I choć wiesz, że to uczucie przyjdzie i odejdzie, mimo to – nie potrafisz uciec. Każdy moment w tej grze, każdy oddech, każda chwila przybliża cię do odpowiedzi, której tak naprawdę nie chcesz poznać. Bo miłość, w swojej prostocie, jest jednocześnie najtrudniejszą odpowiedzią. Czasami to uczucie, które daje ci wszystko, sprawia, że czujesz się bardziej zagubiony niż kiedykolwiek wcześniej. To dziwne. Jakbyś grał w grę, której zasady zmieniają się z każdą sekundą.

A potem, w tej samej ciszy, czujesz, jak wszystko zaczyna wracać. Jak miłość... choćby tylko na chwilę...

Poranek wkradł się do pokoju, niosąc ze sobą łagodną ciszę i delikatne światło, które nieśpiesznie rozlewało się po rozchylonych zasłonach. W pokoju unosił się zapach świeżego powietrza, mieszający się z resztkami ciepła, które pozostawiła noc. Byłam tu, obok niego. Leżałam spokojnie, starając się nie zakłócać tej chwili, tej intymności, która na moment wydawała się być tylko nasza. Jednak zamiast spokoju, w mojej głowie zapanował niepokój.

Jego oddech był równy, ciepły, delikatnie muskający moją skórę, a ja czułam, jakby cały ten moment rozciągał się w czasie, nie chcąc się skończyć. Leżałam tam, nieruchoma, z sercem bijącym jakby szybciej, niż to było wcześniej. Jego ramię pod moją szyją, miękkie i ciężkie, jakby chciało zatrzymać mnie w tej chwili na zawsze. A ja... nie potrafiłam przestać myśleć.

Myśli nieustannie krążyły wokół tego, co się działo. Czułam jego bliskość na każdym calu, niemal fizycznie. Ale w mojej głowie zaczynały pojawiać się pytania, których nie potrafiłam ignorować. To nie miało sensu. To wszystko nie miało sensu. Co z nas teraz? Co to oznacza?

Zamknęłam oczy, próbując na chwilę odegnać wątpliwości. Ale one wróciły. Znowu. Z każdą chwilą, którą spędzaliśmy razem, zaczynałam dostrzegać więcej — tych małych gestów, które zaczynały oznaczać coś więcej. Każde spojrzenie, każdy dotyk... wszystko wydawało się takie nieoczekiwane, a jednocześnie tak... znajome. A przecież nie planowałam tego. Przecież to nie miało mieć żadnych konsekwencji.

Jego ręka spoczywała na moim biodrze, jakby była tam od zawsze. Naturalnie. I nie chciałam tego zmieniać. Czułam, jak moje ciało przyciąga jego obecność, jakbym szukała czegoś, czego nie potrafię nazwać. To było dziwne, nieznane i na pewno nieprzewidywalne. Ale... czy to naprawdę tylko chwilowy impuls? Co on o tym wszystkim myśli? Co ja o tym myślę?

Spojrzałam na jego twarz. Zaledwie kilka centymetrów ode mnie. Jego usta wciąż miały na sobie ślad snu, ale oczy były już uważne, patrzące na mnie z tym spokojem, który wcale nie pomagał mi w odnalezieniu odpowiedzi. Czułam, jak zaczynam się gubić w tej chwili.

– Dzień dobry – wyszeptałam cicho, nie pewna, jak powinnam się zachować.

Zamiast słów, odpowiedział uśmiechem. Ciepłym, autentycznym. Tylko że ten uśmiech nie był jak zwykle. W nim było coś, czego nie potrafiłam zignorować. Coś, co sprawiało, że coś w moim wnętrzu zaczynało drżeć. To, co było proste i wygodne, stawało się skomplikowane. Zwykła chwilowa relacja, która nie miała znaczenia, nagle przybierała kształt pytania, na które nie miałam odpowiedzi.

– Jesteś piękna, Olivio – powiedział cicho, jakby nie było nic bardziej oczywistego.

Nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. To wszystko było dziwnie intymne, za bardzo intymne, jak na coś, co miało być „zwykłym" porankiem. Ta chwila była jak zbyt głośny szept w całej tej ciszy, jakby coś w niej zburzyło tę równowagę.

Zamknęłam oczy, czując, jak moje serce zaczyna bić mocniej. Co on właściwie miał na myśli? Jak on to widzi? A może to tylko moje wyobrażenie? Może po prostu staram się dostrzegać coś, czego nie ma?

Po chwili milczenia, kiedy już nie byłam pewna, co dalej, jego głos znowu zabrzmiał. Cichy, jakby mówił tylko do mnie.

– Każdego dnia odkrywam w tobie coś nowego. I to, że potrafisz mnie zaskakiwać, fascynuje mnie. – Jego słowa sprawiły, że poczułam się, jakby coś w moim wnętrzu pękło, jakby wyciągnął coś z głęboko zakopanego.

Serce zabiło mi mocniej. Czułam się... zdezorientowana. Co to wszystko oznaczało? O czym on myślał, mówiąc to? I co z tego, że mnie zaskakuje? To musiało być tylko to, prawda? Tylko ta ulotna fascynacja.

Zbliżyłam się do niego, nie wiedząc, czy szukam pocieszenia, czy odpowiedzi. Czując jego ciepło, miałam wrażenie, że zapominam o wszystkim. Jego ramiona były jak kotwica, ale kotwica, która wciągała mnie w głębiny, w których nie byłam pewna, czy chcę się znaleźć. Czułam, jak zatracam się w tym, co nie miało sensu. A jednak nie chciałam tego zatrzymać.

Czy to naprawdę tylko... to? Chciałam wierzyć, że nie, ale wszystko w tej chwili mówiło coś innego. Jakby to, co było tylko chwilą, stało się czymś, czego nie mogłam już zignorować. Coś, co w mojej głowie zaczynało rosnąć, jak nieproszony kwiat, któremu nie mogłam pozwolić umrzeć.

M.

SILENT  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz