Czy lubię randki, czy nie? Zastanawiałam się, siedząc po drugiej stronie stołu i wpatrując się w oczy Aleksandra, zupełnie nie słuchając, co mówi. Jego usta poruszały się, ale moje myśli błądziły gdzie indziej.
— Tak, to dlatego Twoja siostra jest w ciąży — powiedział nagle, a ja skinęłam głową, próbując nadążyć.
— Tak — zgodziłam się automatycznie, po czym szybko potrząsnęłam głową, wracając na ziemię. — Moja siostra jest jaka? — Zapytałam, patrząc na niego z niedowierzaniem.
Czoło zmarszczyło mi się w grymasie niezrozumienia.
— Witaj z powrotem na ziemi, Olivio. Gapiłaś się na mnie, jakbym wyhodował drugą głowę — powiedział z rozbawieniem. Potrząsnęłam głową i uśmiechnęłam się, próbując ukryć zakłopotanie.
— Przepraszam — uniosłam ręce w geście obrony, starając się zatuszować moje roztargnienie.
Aleksander uśmiechnął się i dopił kawę, kiwając głową.
— Przyjęte.
— Co będziemy dziś robić? — zapytał, a ja się roześmiałam.
— Cóż, nie będziemy nic robić razem, bo w poniedziałek mam szkołę. Nie wiem, jak ty, ale ja muszę zrozumieć węglowodory aromatyczne i nie sądzę, żebyś mógł mi w tym pomóc — powiedziałam z przepraszającą miną, biorąc łyk kawy. Jego kawa miała dziwny smak. Jak można pić kawę bez mleka i śmietanki? Trzeba być chorym na głowę.
Byłam najlepsza w klasie z chemii. Uwielbiałam ją.
— Oczywiście, jeśli tylko chcesz mojej pomocy — odpowiedział z zadowolonym uśmiechem, odchylając się na krześle.
Miał na sobie granatową koszulę, która idealnie opinała jego mięśnie, i camelowe spodnie, które również podkreślały jego umięśnione uda.
— Chcesz mi powiedzieć, że możesz udzielić mi korepetycji z węglowodorów aromatycznych? Ty? Czy nie powinieneś być ginekologiem, a nie chemikiem? A tak w ogóle, to dlaczego nie studiowałeś czegoś, w czym mógłbyś wykorzystać chemię? — wypowiedziałam wszystkie pytania, które krążyły mi w głowie, a on odpowiedział bez wahania, jakby zapamiętał je wszystkie.
— Tak, mogę udzielić ci korepetycji. Mogę być jednym i drugim, a to jest o wiele bardziej interesujące — odpowiedział spokojnie.
— W takim razie dobrze — powiedziałam, zaciskając dłonie na udach.
— Ale przedtem idziemy na zakupy — dodał, wstając z miejsca.
Podążyłam za nim. Zapłaciliśmy już wcześniej, więc mogliśmy wyjść bez problemu, ale mimo wszystko czułam się dziwnie, jakbyśmy coś przegapili.
— I co kupimy? — zapytałam, owijając ręce wokół jego ramienia i przytulając się do niego.
Wisiałam na nim jak małpa na drzewie, ale nie przejmowałam się tym, a Aleksander wyglądał, jakby on też się tym nie przejmował. Założył okulary przeciwsłoneczne i podszedł do samochodu, otwierając przede mną drzwi. Usiedliśmy w środku, a ja czułam, że ten dzień może być pełen niespodzianek.
Zapięłam pasy i odwróciłam się w jego stronę, czekając na odpowiedź.
— Jedzenie, zabawki i inne rzeczy dla psa, ponieważ zostanie u mnie, mimo że to twój pies — powiedział z rozbawieniem.
Zmarszczyłam brwi, patrząc na niego sceptycznie.
— Mówiłam ci, że nie może zostać u mnie! A co ja powiem mamie? Hej mamo, założyłam się z Aleksandrem, tym ginekologiem, że zabierze mnie na kolację i będzie się starał trzymać ręce z dala ode mnie, ale nie zrobił tego, wręcz zmusił mnie do tego przy pełnej restauracji. Och, ale nie martw się, nikt nie wiedział — powiedziałam i uśmiechnęłam się, choć uśmiech nie dotarł do moich oczu.
Odpalił samochód, patrząc na mnie z mieszanką rozbawienia i zrozumienia.
— Tak, możesz tak powiedzieć — odparł, skrzywiając się lekko. — Nadal chcę być postrzegany w oczach twojej mamy jako niewinny — dodał, uśmiechając się do mnie.
— Jesteś niewiarygodny — mruknęłam, skrzyżowawszy ręce na piersiach i zanurzając się głębiej w fotelu.
Jego dłoń nagle ścisnęła moje udo, wywołując rozgrzewające uczucie, które rozeszło się po całym moim ciele i sprawiło, że moje policzki zapłonęły czerwienią.
***
Po pół godzinie dotarliśmy do celu. Był to sklep z artykułami dla psów. Wszystko w nim było dla psów. Nie wiedziałam, że istnieją sklepy dedykowane tylko jednemu rodzajowi zwierząt, ale Aleksander udowodnił mi, że się myliłam.
W mieście jest niewiele takich miejsc, które oferują produkty dla psów, kotów, ptaków, ryb. Kiedy przyszło do płacenia, wywiązała się z tego typowa kłótnia o to, kto powinien zapłacić. On upierał się, że zapłaci, bo pies jest u niego w domu, a ja powiedziałam, że to mój pies i nie pozwolę mu zapłacić. Starsza pani zza lady spojrzała na nas z ciepłym uśmiechem.
— Jesteście cudowną parą.
— Dziękuję. Nie jesteśmy parą — padło jednocześnie z naszych ust. Spojrzałam na niego z przymrużonymi oczami. Chodzimy na randki czy nie? Co my właściwie robimy? Co ja teraz robię? Kłócę się o to, kto będzie płacił za rzeczy dla psa?
Chodzimy na kolacje, uprawiamy seks, spędzam czas w jego apartamencie, mimo że nie ma go w domu, udziela mi korepetycji? Co będzie dalej? Czy mam z nim zamieszkać? Nawet nie wiem, na czym stoimy.
— Jak ma na imię twój pies? — zapytała nas starsza pani, wkładając nasze rzeczy do torby.
Aleksander spojrzał na mnie, czekając na odpowiedź, podobnie jak pani za ladą.
— Jeszcze nie wybraliśmy — odpowiedziałam z uśmiechem.
Aleksander jedną ręką wziął torbę, a drugą objął mnie w pasie, przyciągając bliżej.
— Wiecie, jak to jest — powiedziała z uśmiechem starsza pani. — Najpierw psy, może jakieś koty lub inne zwierzęta, a potem dzieci, wnuki.
Oboje uśmiechnęliśmy się do niej, podziękowaliśmy i wyszliśmy ze sklepu.
Cóż, to nie było takie przyjemne, jak się spodziewałam.
M.
CZYTASZ
SILENT
RomancePIERWSZA CZEŚĆ DYLOGI ,,SILENT DESIRE" Żadna kobieta nie potrafi mu się oprzeć, ale on potrafi się oprzeć każdej kobiecie. Ona to typ dziewczyny, z którym każdy chce się zaprzyjaźnić. Na pierwszy rzut oka może wydawać się trochę nieprzystępna, bo t...