Rozdział 30

5.4K 137 17
                                    

Czy lubię randki, czy nie? Zastanawiałam się, siedząc po drugiej stronie stołu i wpatrując się w oczy Aleksandra, zupełnie nie słuchając, co mówi. Jego usta poruszały się, ale moje myśli błądziły gdzie indziej.

— Tak, to dlatego Twoja siostra jest w ciąży — powiedział nagle, a ja skinęłam głową, próbując nadążyć.

— Tak — zgodziłam się automatycznie, po czym szybko potrząsnęłam głową, wracając na ziemię. — Moja siostra jest jaka? — Zapytałam, patrząc na niego z niedowierzaniem.

Czoło zmarszczyło mi się w grymasie niezrozumienia.

— Witaj z powrotem na ziemi, Olivio. Gapiłaś się na mnie, jakbym wyhodował drugą głowę — powiedział z rozbawieniem. Potrząsnęłam głową i uśmiechnęłam się, próbując ukryć zakłopotanie.

— Przepraszam — uniosłam ręce w geście obrony, starając się zatuszować moje roztargnienie.

Aleksander uśmiechnął się i dopił kawę, kiwając głową.

— Przyjęte.

— Co będziemy dziś robić? — zapytał, a ja się roześmiałam.

— Cóż, nie będziemy nic robić razem, bo w poniedziałek mam szkołę. Nie wiem, jak ty, ale ja muszę zrozumieć węglowodory aromatyczne i nie sądzę, żebyś mógł mi w tym pomóc — powiedziałam z przepraszającą miną, biorąc łyk kawy. Jego kawa miała dziwny smak. Jak można pić kawę bez mleka i śmietanki? Trzeba być chorym na głowę.

Byłam najlepsza w klasie z chemii. Uwielbiałam ją.

— Oczywiście, jeśli tylko chcesz mojej pomocy — odpowiedział z zadowolonym uśmiechem, odchylając się na krześle.

Miał na sobie granatową koszulę, która idealnie opinała jego mięśnie, i camelowe spodnie, które również podkreślały jego umięśnione uda.

— Chcesz mi powiedzieć, że możesz udzielić mi korepetycji z węglowodorów aromatycznych? Ty? Czy nie powinieneś być ginekologiem, a nie chemikiem? A tak w ogóle, to dlaczego nie studiowałeś czegoś, w czym mógłbyś wykorzystać chemię? — wypowiedziałam wszystkie pytania, które krążyły mi w głowie, a on odpowiedział bez wahania, jakby zapamiętał je wszystkie.

— Tak, mogę udzielić ci korepetycji. Mogę być jednym i drugim, a to jest o wiele bardziej interesujące — odpowiedział spokojnie.

— W takim razie dobrze — powiedziałam, zaciskając dłonie na udach.

— Ale przedtem idziemy na zakupy — dodał, wstając z miejsca.

Podążyłam za nim. Zapłaciliśmy już wcześniej, więc mogliśmy wyjść bez problemu, ale mimo wszystko czułam się dziwnie, jakbyśmy coś przegapili.

— I co kupimy? — zapytałam, owijając ręce wokół jego ramienia i przytulając się do niego.

Wisiałam na nim jak małpa na drzewie, ale nie przejmowałam się tym, a Aleksander wyglądał, jakby on też się tym nie przejmował. Założył okulary przeciwsłoneczne i podszedł do samochodu, otwierając przede mną drzwi. Usiedliśmy w środku, a ja czułam, że ten dzień może być pełen niespodzianek.

Zapięłam pasy i odwróciłam się w jego stronę, czekając na odpowiedź.

— Jedzenie, zabawki i inne rzeczy dla psa, ponieważ zostanie u mnie, mimo że to twój pies — powiedział z rozbawieniem.

Zmarszczyłam brwi, patrząc na niego sceptycznie.

— Mówiłam ci, że nie może zostać u mnie! A co ja powiem mamie? Hej mamo, założyłam się z Aleksandrem, tym ginekologiem, że zabierze mnie na kolację i będzie się starał trzymać ręce z dala ode mnie, ale nie zrobił tego, wręcz zmusił mnie do tego przy pełnej restauracji. Och, ale nie martw się, nikt nie wiedział — powiedziałam i uśmiechnęłam się, choć uśmiech nie dotarł do moich oczu.

Odpalił samochód, patrząc na mnie z mieszanką rozbawienia i zrozumienia.

— Tak, możesz tak powiedzieć — odparł, skrzywiając się lekko. — Nadal chcę być postrzegany w oczach twojej mamy jako niewinny — dodał, uśmiechając się do mnie.

— Jesteś niewiarygodny — mruknęłam, skrzyżowawszy ręce na piersiach i zanurzając się głębiej w fotelu.

Jego dłoń nagle ścisnęła moje udo, wywołując rozgrzewające uczucie, które rozeszło się po całym moim ciele i sprawiło, że moje policzki zapłonęły czerwienią.

***

Po pół godzinie dotarliśmy do celu. Był to sklep z artykułami dla psów. Wszystko w nim było dla psów. Nie wiedziałam, że istnieją sklepy dedykowane tylko jednemu rodzajowi zwierząt, ale Aleksander udowodnił mi, że się myliłam.

W mieście jest niewiele takich miejsc, które oferują produkty dla psów, kotów, ptaków, ryb. Kiedy przyszło do płacenia, wywiązała się z tego typowa kłótnia o to, kto powinien zapłacić. On upierał się, że zapłaci, bo pies jest u niego w domu, a ja powiedziałam, że to mój pies i nie pozwolę mu zapłacić. Starsza pani zza lady spojrzała na nas z ciepłym uśmiechem.

— Jesteście cudowną parą.

— Dziękuję. Nie jesteśmy parą — padło jednocześnie z naszych ust. Spojrzałam na niego z przymrużonymi oczami. Chodzimy na randki czy nie? Co my właściwie robimy? Co ja teraz robię? Kłócę się o to, kto będzie płacił za rzeczy dla psa?

Chodzimy na kolacje, uprawiamy seks, spędzam czas w jego apartamencie, mimo że nie ma go w domu, udziela mi korepetycji? Co będzie dalej? Czy mam z nim zamieszkać? Nawet nie wiem, na czym stoimy.

— Jak ma na imię twój pies? — zapytała nas starsza pani, wkładając nasze rzeczy do torby.

Aleksander spojrzał na mnie, czekając na odpowiedź, podobnie jak pani za ladą.

— Jeszcze nie wybraliśmy — odpowiedziałam z uśmiechem.

Aleksander jedną ręką wziął torbę, a drugą objął mnie w pasie, przyciągając bliżej.

— Wiecie, jak to jest — powiedziała z uśmiechem starsza pani. — Najpierw psy, może jakieś koty lub inne zwierzęta, a potem dzieci, wnuki.

Oboje uśmiechnęliśmy się do niej, podziękowaliśmy i wyszliśmy ze sklepu.

Cóż, to nie było takie przyjemne, jak się spodziewałam.

M.

SILENT  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz