[29] Ku chwale demokracji

165 12 20
                                    

Krew płynąca w jej lewej ręce zamieniała się w lód, a przynajmniej dziewczynka miała takie wrażenie. Zimno rozchodzące się od przedramienia aż do czubków jej palców było nie do zniesienia, ale mimo tego musiała biec dalej. Zamachowiec ciągle znikał za rogiem i coraz częściej traciła go z pola widzenia.

Rodianin umiejętnie wybierał korytarze, w których nie stacjonowały klony. Prawdopodobnie dobrze znał budynek, a nawet rozpiskę wszystkich patroli, choć Katie nie miała pojęcia skąd. By się tego dowiedzieć, najpierw musiała go złapać, ale przez jej krótkie nogi nie było to takie proste. W dodatku serce kołatało jej jak szalone i powoli dostawała lekkiej zadyszki. Nie potrafiła wyregulować przyspieszonego oddechu i z każdą minutą męczyła się coraz bardziej.

Miała już dość piaskowych ścian, które przy każdym zakręcie wyglądały niemal identycznie, przez co zastanawiała się, czy czasem nie goni za Rodianinem w kółko. Dobrze zapamiętała plany budynku, ale gdy szybko biegła, nie zwracała większej uwagi na szczegóły. Jej wzrok był utkwiony w uciekającym przed nią zamachowcu, którego próbowała za wszelką cenę nie stracić z oczu.

Już dawno pozbyła się długiej brązowej szaty, która tylko utrudniała jej ruchy. Bez niej poruszała się o wiele szybciej, a przede wszystkim nie było jej tak strasznie ciepło, choć lewa strona jej ciała domagała się ogrzania.

Mrugająca na czerwono lampka komunikatora na prawym nadgarstku sygnalizowała przychodzące połączenie od Anakina Skywalkera, ale Katie ani razu nie zwróciła na nią uwagi. Mistrz na pewno kazałby jej wracać lub sam zająłby się nieproszonym gościem, a to właśnie ona chciała to zrobić, ale nie tylko po to, by udowodnić, że sama potrafi sobie poradzić w takiej sytuacji. Coś spowodowało, że miała ochotę ukarać zamachowca za to, co próbował zrobić.

Chęć zemsty nigdy jej nie towarzyszyła, choć nienawiść czuła niejednokrotnie. Teraz pojawiły się wszystkie możliwe negatywne uczucia wobec uciekającego Rodianina, który o mały włos nie odebrał życia Padmé i jej nienarodzonemu dziecku, w którym płynęła krew samego Anakina Skywalkera. Zamachowiec musiał zapłacić za ten czyn, a Katie była gotowa zostać jego oprawcą, choć dobrze wiedziała, że nie powinna tak myśleć jako Jedi.

Zimno odczuwalne w lewej ręce rozpowszechniało się dalej i teraz znowu czuła czyjąś dłoń zaciskającą długie lodowate szpony na jej sercu, co wcale nie ułatwiało jej oszczędzania sił na dalszy bieg. Mimo że starała się skupić wszystkie zmysły na niknącej w oddali pomarańczowej plamie w postaci kombinezonu Rodianina, ciągle coś ją rozpraszało.

Katie, do cholery, wracaj! — rozbrzmiał głos Anakina w jej głowie. Najwidoczniej odpuścił sobie tradycyjne formy komunikacji po kilku lub kilkunastu próbach nawiązania połączenia przez komunikator ze swoim padawanem. — Klony są już w drodze, zajmą się nim! To wszystko była pułapka, słyszysz?!

— Poradzę sobie! — odpowiedziała na głos dziewczynka stanowczym tonem, po chwili zdając sobie sprawę, że mistrz mógł nie odebrać tej wiadomości dzięki swojej umiejętności telepatii. Już nawet chciała zaryzykować i oderwać wzrok od pleców Rodianina pędzącego długim prostym korytarzem, by odpowiedzieć Anakinowi przez komunikator, ale nagłe wibracje Mocy spowodowały, że zrezygnowała z tego pomysłu.

Wiązka czerwonego światła cudem uniknęła jej głowy, a jej ciepło bardzo wyraźnie poczuła na swoim policzku. Kolejna robiła się tuż pod jej stopami, przez co o mały włos się nie przewróciła. Katie przyciągnęła do siebie miecz świetlny, a następny pocisk został odbity przez jej błękitne ostrze. Druga srebrzysta rękojeść wciąż obijała się o jej udo – ledwo ruszała palcami lewej dłoni, więc nie chciała ryzykować i używać dwóch mieczy, gdy w każdej chwili mogłaby upuścić jeden z nich.

Padawan Skywalkera: Historia Katie ✏Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz