[32] Strach, koszmar i rzeczywistość

196 12 2
                                    

Katie przekroczyła próg świątyni i od razu poczuła, że było w niej o wiele cieplej niż na zewnątrz, ale dalej na tyle zimno, że trzeba było zostać w całym swoim zimowym odzieniu. Wrota za nią zatrzasnęły się z hukiem i ogarnęła ją ciemność, a dreszcz przeszedł jej po plecach. Przełknęła ślinę i policzyła w myślach do trzech, by uspokoić samą siebie.

Chciała sięgnąć po miecz, by oświetlić sobie drogę, jednak gdy tylko o tym pomyślała, pomieszczenie rozświetlił niebieski blask. Musiała zamrugać kilka razy, by przyzwyczaić do tego oczy, ale już po chwili była w stanie rozejrzeć się po świątyni.

Pierwsze, co przyszło jej na myśl, to wrażenie, że znajdowała się we wnętrzu pięknego zamku. Gładkie ściany wykonane były z lodu, a z ich wnętrza bił jakiś dziwny blask, który rozświetlał całe pomieszczenie. Wysokie sklepienie zdobił ogromny żyrandol, prawdopodobnie również z lodu, a jego kryształki mieniły się w świetle, co wyglądało tak, jakby z sufitu padał drobny śnieg.

Posadzka też była z lodu, ale znajdował się na niej puszysty dywan, który z pozoru wyglądał bardzo zwyczajnie. Dopiero gdy Katie odważyła się zrobić kilka kroków przed siebie i na niego nadepnąć, okazał się on miękkim jak chmurka śniegiem, który wesoło skrzypiał pod podeszwami.

Choć wyglądało to wszystko pięknie, dziewczynce przeszło przez myśl, że jednak było w tym coś smutnego. Zamki z bajek zwykle były ładnie ozdobione, na korytarzach wisiały obrazy, a każdy kąt był godny podziwu, a jednocześnie przytulny. Tu ściany nie miały żadnych zdobień, były po prostu gładkie i puste, jakby im czegoś brakowało.

Na wprost znajdował się korytarz, którego końca nie mogła dostrzec, ale z każdym kolejnym krokiem widziała jego dalszy kawałek – ściany rozświetlały się dopiero wtedy, gdy przeszła określoną odległość.

Idąc dalej i zostawiając w tyle ogromne wrota, a zarazem salę z pięknym żyrandolem, jeszcze mniej jej się tu podobało. Fakt, że było w tym dużo piękna, ale wszystko było takie oziębłe, i to nie tylko przez fakt, że było zrobione z lodu. Ściany były tak perfekcyjnie wyszlifowane i wygładzone, że mogła widzieć w nich swoje odbicie, co drażniło ją na każdym kroku, gdy kątem oka ciągle widziała obok siebie jakiś ruch. Przy okazji dostrzegła, że sklepienie znajduje się coraz niżej, co zaczynało ją nieco przytłaczać.

Doszła do pierwszego skrzyżowania. Przystanęła na jego środku i zastanowiła się, czy iść dalej prosto, czy skręcić w prawo lub w lewo. Te boczne korytarze były o wiele węższe, a przy okazji nieoświetlone i ściany nie zaświecały się, nawet gdy robiła parę kroków w ich stronę. Po chwili namysłu postanowiła trzymać się głównego korytarza.

Takich skrzyżowań minęła jeszcze kilka, wciąż nie zbaczając ze swojej prostej, oświetlonej drogi. Z każdym krokiem czuła się bardziej niepewnie i była wyczulona na najmniejszy szelest, a echo jej kroków stawało się jakieś takie obce i nienaturalne, jakby to nie jej buty stukały o posadzkę pokrytą coraz twardszym śniegiem.

Zdjęła kaptur, który ograniczał jej nieco pole widzenia i odwróciła się za siebie. Odetchnęła z ulgą, gdy nie zobaczyła nikogo za sobą, ale też lekko się przeraziła, gdy spostrzegła, że początek korytarza był już spowity ciemnością.

Mało nie potknęła się o własne nogi, gdy jej komunikator głośno zatrzeszczał i nagle rozległ się głos jej mistrza.

— I jak tam, smarku? Spotkałaś już jakieś duchy?

Zwolniła kroku, uśmiechając się pod nosem. Przewróciła oczami na samą myśl, że Anakin siedzi sobie wygodnie w kokpicie swojego myśliwca i pewnie przysypia co jakiś czas, a jej każe plątać się po jakichś lodowych korytarzach w nieznanym nikomu celu.

Padawan Skywalkera: Historia Katie ✏Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz