Po powrocie z lodowej planety Katie zaczęła budować swój nowy miecz. Starała się jakoś zapomnieć o mrocznym lordzie, którego ciągle miała przed oczami. Miała wrażenie, że wciąż gdzieś za uchem słyszy jego równomierny mechaniczny oddech, odbijający się echem o pobliskie ściany.
Był środek nocy, a Katie siedziała na korytarzu Świątyni i podziwiała srebrny przedmiot. Spędziła kilka godzin na dopracowywaniu rękojeści swojego miecza. Trzy razy sprawdziła, czy każdy element jest dobrze przykręcony, aż w końcu delikatnie położyła kciuk prawej dłoni na przycisku aktywującym ostrze, po czym biorąc kilka głębszych oddechów i przymykając powieki, nacisnęła go mocniej.
Usłyszała znajomy syk wysuwanego ostrza i z radością otworzyła oczy, lecz to, co zobaczyła, sprawiło, że radość i ekscytacja stały się dla niej bardzo odległymi uczuciami. Z jej gardła wydobył się głośny krzyk, gdy blask czerwonego ostrza rozproszył ciemność, jaka panowała w Świątyni. Jej miecz nie był błękitny jak u Obi-Wana, czy zielony jak u mistrza Yody, albo chociaż fioletowy, jakim walczył mistrz Windu. Był czerwony, a ten kolor kojarzył jej się wyłącznie z mrocznymi lordami Sithów. W oczach dziewczynki zagościł strach. Nagle Katie usłyszała ten sam mechaniczny oddech, co w lodowej jaskini i nie była pewna, czy to działanie jej wyobraźni, czy tajemniczy Sith naprawdę zmaterializował się kilka metrów od niej. A później usłyszała głos, który jeszcze kilka godzin wcześniej na Illum sprawił, że nogi zrobiły jej się jak z waty:
— Widzisz? To twoje przeznaczenie, mój przyszły padawanie...
— Nie! — krzyknęła ze łzami w oczach i wyłączyła miecz.
Znowu ogarnęła ją ciemność. Jak to możliwe? Dlaczego czerwony?! Dlaczego ten... potwór ją prześladuje?! Wciąż nie miała pojęcia, kim jest ten zakuty w czarną zbroję lord, który w dodatku po raz kolejny nazwał ją swoją uczennicą. Wiedziała, że kłamie. Sam Obi-Wan mówił, że zna jej przyszłego mistrza, więc z całą pewnością nie jest to mroczny Sith.
Wzięła kilka głębokich wdechów, by uspokoić bicie serca, którego kołatanie zakłócało jej myśli. Po jakimś czasie zamknęła oczy i odpaliła miecz jeszcze raz, a tym razem z rękojeści wpłynął blask niebieskiego ostrza.
Udało się, wszystko było w porządku. Mechaniczny oddech zniknął, a uczucie obecności mrocznego lorda także przepadło, a iskierki radości znów mogły zatańczyć w oczach dziewczynki. Dalej czuła niepewność i chłód, a w myślach wciąż błądziła po lodowej jaskini, lecz chciała choć przez kilka sekund nacieszyć się swoim nowym prawdziwym mieczem świetlnym.
***
Anakin Skywalker chodził nerwowo po pokoju. Już jutro miał zostać mistrzem Katie, ośmioletniej dziewczynki, którą Yoda okrzyknął Wybrańcem. Denerwował się, bo złe przeczucia nie opuszczały jego głowy. Teraz sam przed sobą musiał to stwierdzić – to on nie był gotowy, a nie Katie. Bał się, że nie będzie dobrym nauczycielem. Prawie w ogóle nie znał swojego przyszłego padawana. Kojarzył dziewczynkę tylko z korytarzy Świątyni, a także z opowieści Obi-Wana i musiał przyznać, że chyba nawet nigdy z nią nie rozmawiał.
Może i dobrze radziła sobie w walce oraz we władaniu Mocą. Nawet Anakin wyczuł, że ogromna siła drzemie w tej dziewczynce i domyślał się, że mistrz Yoda nie bez powodu musi uważać, że jest ona jakimś Wybrańcem, ale ona jest też dzieckiem; dzieckiem, które może nie poradzić sobie ze strachem i presją podczas prawdziwej walki.
Czy Skywalker nie powinien być dumny z tego, że Rada przydzieliła Katie właśnie jemu? To nie powinien być dla niego zaszczyt? Może i na oba pytania odpowiedź była twierdząca, jednak on się tego bał. Odpowiedzialności, poczucia winy... Czuł strach przed tym, że może nie zadowolić Rady i samej Katie, która będzie chciała widzieć w nim wsparcie i osobę, od której może się wszystkiego nauczyć.
CZYTASZ
Padawan Skywalkera: Historia Katie ✏
Fiksi Penggemar[PREQUEL] Czy jedno dziecko może zmienić losy wojny? Cóż, według mistrza Yody - tak. Tylko czy aby na pewno na lepsze? Katie to ośmioletnia dziewczynka, która tak jak wiele innych dzieci uczy się w Świątyni, by w przyszłości zostać Rycerzem Jedi. M...