Czuje na policzkach powiewy chłodnego, listopadowego wiatru. Wciąż ma na sobie ubrania z pracy, chociaż krawat rozwiązał i schował do torby.
Są w parku. Stoją na niedużym mostku, opierają się o barierki przedramionami, a w dłoniach trzymają tekturowe kubki z ciepłą kawą. Patrzą na pływające po powierzchni stawu kaczki i posyłają sobie dużo cieplejsze od zimnego powietrza uśmiechy.
Taehyung wygląda olśniewająco. Jest ubrany w beżowe, garniturowe spodnie i ciemnozielony płaszcz. Na jasnych włosach ma beret, w kolorze podobnym do spodni, a na stopach niskie martensy na podwyższonej podeszwie. Dużo się uśmiecha i śmieje, opowiadając o wyjściu do parku dla psów z Yeontanem.
Yoongi czuje się przy nim dość szaro — w swoim czarnym płaszczu i ciemnych spodniach, w zwykłych, ciemnych włosach i metalowych, okrągłych okularach na nosie. Ale nie przeszkadza mu to, bo Taehyung zdaje się dodawać mu kolorów — chociażby zawiązując swój bordowy szalik na jego szyi.
— Zmarzniesz i się przeziębisz, hyung — mówi, uśmiechając się do niego. — I kto mnie wtedy będzie zabierał na spacery i kupował mi kawę?
Z Taehyungiem wydaje się być po prostu łatwiej. Może na moment zapomnieć, zatrzymać się i po prostu być szczęśliwym. Cieszyć się chwilą, ulotnymi i delikatnymi jak przysiadające na skórze motyle pocałunkami, dyskretnie składanymi przez Taehyunga na jego policzkach.
Upija łyk kawy. Jest gorzka, odrobinę za bardzo, ale przełyka i znowu unosi kubek do ust.
— Cieszę się, że cię poznałem, Taehyung-ah — uśmiecha się mimowolnie.
— Ja też, hyung — mężczyzna spogląda na niego figlarnie i pochyla się, znowu muskając krótko jego policzek. — Nie zachowujesz się jak dziadek, nawet jeśli trochę się tak ubierasz.
— To strój do pracy, Tae — przewraca oczami. — Gdybym mógł, przestałbym nosić krawaty.
Blondyn uśmiecha się do niego, a Yoongi chwyta delikatnie jego dłoń i gładzi kciukiem jej grzbiet. W parku prawie nikogo nie ma, więc staje na palcach muska krótko wargi Taehyunga.
— Jesteś czasem bardzo uroczy, hyung — śmieje się młodszy.
— Przeszkadza co to? — unosi brew.
— Ani trochę. Lubię mojego niskiego, uroczego doktorka.
— Nie jestem taki niski — przewraca oczami.
— Przy mnie jesteś — Taehyung śmieje się cicho, a on uderza go delikatnie w ramię. — Mój niski, uroczy doktorek.
— Twój?
— Mój. A jesteś czyjś inny?
— Nie jestem, ale nie pamiętam, żebym się na cokolwiek zgadzał — unosi delikatnie prawy kącik ust.
— W takim razie sobie ciebie zaklepuję. Zgadzasz się, hyung?
— Tylko wtedy, jeśli ty jesteś zaklepany dla mnie — uśmiecha się delikatnie, a Taehyung ściska mocniej jego dłoń i uśmiecha się ciepło.
— Myślisz, że Yeontan polubiłby Holliego? — pyta.
— Jeśli go nie polubi, nie jesteście mile widziani w naszej rodzinie — mówi, siląc się na poważny ton. — Holly to najwspanialszy pies na świecie.
— Na pewno, hyung.
Dopijają kawę i schodzą z mostku. Wyrzucają tekturowe kubeczki i chowają dłonie w kieszeniach płaszczy. Robi się coraz chłodniej i Yoongi czuje, że powoli zaczyna padać. Mimo że lubi słuchać jak krople deszczu uderzają w parapet, wystukując na nim nieregularny rytm i obserwować jak spływają po szybie, tworząc na niej coraz to nowsze wzory, bardzo chciałby znaleźć się do tego czasu w suchym i ciepłym miejscu.
CZYTASZ
margines || taegi ; namkook
Fanfiction[w trakcie] trwali na marginesie i w głównym tekście jednocześnie; zagubieni pośród tłumu starali się odnaleźć siebie nawzajem, nie wiedząc, jak blisko tak naprawdę się znajdowali. czyli yoongi, uwielbiający przykryty wełnianym kocem oglądać filmy...