46

93 8 0
                                    

Jimin budzi go wcześnie rano — na dworze jest jeszcze ciemno. Jeongguk przeciera twarz dłonią i przez chwilę wbija wzrok w sufit. Stara się nie zamknąć oczu, nie będąc pewnym, czy uda mu się je potem otworzyć. Z łóżka zwleka się po kilku minutach. Ma ochotę przekląć, kiedy jego ciało owiewa chłód poranka.

Jeszcze w pokoju zakłada na siebie luźne spodnie dresowe z przyjemnego, czarnego materiału i bluzę z kapturem, na którą narzuca jeszcze dużą koszulkę na krótki rękaw ozdobioną subtelnym, ale kolorowym nadrukiem. W łazience myje i tonizuje twarz, a potem nakłada jeszcze nawilżający krem z filtrem. Włosy tylko rozczesuje i idzie do kuchni, gdzie czekają na niego Jimin i mama, w piżamie popijająca kawę z dużego kubka.

— Dzień dobry — mówi Jeongguk. Wciąż jest zaspany, a głos ma zachrypnięty.

— Cześć, Gguk — mama uśmiecha się do niego i odstawiwszy kubek na kuchennym blacie, podchodzi do niego i muska ustami jego czoło. Musi unieść się delikatnie na palcach stóp, Jeongguk jest już od niej wyższy. — Jesteś głodny, czy będziesz wolał zjeść w czasie drogi?

— Nie jestem teraz jeszcze głodny — odpowiada cicho, a mama odsuwa się i z powrotem bierze do rąk kubek z kawę.

— No to spakuję wam kimbap na potem — stwierdza kobieta, a Jeongguk podchodzi do szafki i wyjmuje z niej szklankę, do której nalewa wody z dzbanka z filtrem. Wypija ją na raz. — Możecie się już przygotowywać, żebyście nie spóźnili się do notariusza.

Wychodzą z domu w przeciągu dwudziestu minut. Mama podaje Jiminowi w korytarzu materiałową torbę z dwoma kubkami termicznymi wypełnionymi ciepłą herbatą i pudełkiem z pokrojonym na plasterki kimbapem i całuje ich obu — Jimina w usta, a Jeongguka w policzek. Mówi, że będzie za nimi tęsknić, ale chłopiec nie jest pewny, czy w ogóle będzie miała na to okazję. Umówiła się w końcu ze swoimi przyjaciółkami, a on doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak mama uwielbia spędzać z nimi czas.

Jeongguk wie, że droga do Busan nie jest długa, więc nie martwi się bardzo niezręcznością, która mogłaby towarzyszyć jemu i Jiminowi podczas kilkugodzinnej podróży. Kiedy siadają już w samochodzie, mężczyzna włącza radio. Muzyka jest jednak na tyle cicha, że nie przeszkadza im w krótkich wymianach zdań.

Przy wjeździe na autostradę towarzyszy im wyłaniające się właśnie zza widnokręgu słońce. Jeongguk wpatruje się w pomarańczowy horyzont i w tym krótkim momencie stwierdza, że wschody słońca są tak piękne, jak się o nich pisze — nawet kiedy towarzyszy im warkot samochodów i długie pasy asfaltu. Żałuje odrobinę, że w normalnej sytuacji nigdy nie zebrałby się w sobie, by wstać z łóżka na tyle wcześnie, by móc podziwiać słońce powoli zalewające świat swoim światłem i nadające mu koloru. W jego głowie powstaje nakreślony na szybko akwarelowy obraz, który sprawia, że Jeongguk uśmiecha się do siebie nieświadomie. Wciąż wygląda przez okno, zachwycony momentem, którego piękno pragnie schować w sercu już na zawsze.

Teraz rozumie, dlaczego Monet uznał wschód słońca za godny uwiecznienia, i czemu właśnie to dzieło jest jednym z tych najbardziej rozpoznawalnych.

Nie jest pewny, jak długo wpatruje się we wschodzące słońce i kolory, którymi barwi poranne niebo. Wzrok odwraca dopiero, kiedy słyszy głos Jimina, który prosi, żeby otworzył mu butelkę wody. Jeongguk od razu spełnia jego prośbę, a kiedy z powrotem spogląda za okno, nie znajduje już za nim magii, która kryła się w niebie chwilę wcześniej. Moment przeminął.

Wzdycha, opadając teraz na oparcie i patrząc przed siebie. Nie ma ochoty rozmyślać nad zasadą, kierującą funkcjonowaniem świata i ulotnością czasu, ale z jakiegoś powodu jego kruchość bardzo go smuci. Jeongguk nie jest jednak pewny dlaczego, w końcu przemijanie zawsze wydawało mu się oczywiste i właściwe.

margines || taegi ; namkookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz