Rozdział 7

405 17 0
                                    

Rozdział 7

Felicity

Lekko zniesmaczona spoglądam na stojącą w drzwiach siostrzyczkę i serio mam dziś wyjątkowa ochotę na kłótnię z nią. Zasłaniam się szlafrokiem i nerwowo wiążę pasek w ciasny supeł, dając jej tym do zrozumienia jak bardzo nam przeszkodziła, ale suka nawet przepraszam nie mówi.
-Możemy porozmawiać? - odzywa się, dopiero kiedy chcę ja ominąć.
-O czym?
-Wiesz… - zawiesza głos i zawstydzona zerka na stojącego obok mnie Domenico – ale sam na sam.
Z lekceważącym uśmieszkiem spoglądam na wiszący na ścianie zegar i zaplatam ręce na piersiach.
-Przykro mi, za półtorej godziny mam ważne spotkanie.
-Zdążymy – znów się odzywa.
-Nie sądzę, żebym w tak krótkim czasie zdążyła z tobą pogadać, zastrzelić cię, a później zakopać z dala od domu, więc sorry, będziesz musiała przyjść kiedy indziej.
-Zaczekam, aż wrócisz.
Odwracam twarz do męża, który kiwa do mnie głową jakby próbował mnie przekonać do rozmowy z  nią.
-Felka, przecież kiedyś będziesz musiała ze mną pogadać, tyle lat byłyśmy blisko…
-Byłyśmy zbyt blisko! - krzyczę, przypominając sobie jej słowa – nie rozumiem jak mogłaś tyle czasu to przede mną taić.
-A co miałam powiedzieć? - krzyczy i widzę łzy w jej oczach – myślałam, że to chwilowe, takie głupie zauroczenie jak u nastolatek, że szybko minie i wszystko wróci do normy.
-I co, nie wróciło?
-No nie! Pamiętasz jak zaczęłam unikać spotkań z wami? Jak przestaliśmy razem wychodzić, a jak już gdzieś byliśmy to bez Domenico? Myślisz, że dlaczego tak robiłam, chciałam przeczekać!
-Kurwa, czemu ja ci ni groma nie wierzę co? - pytam z żalem i spoglądam na męża, który wydaje się mocno zamyślony.
Patrzę jak Aśka kiwa głową i powoli wychodzi, ale nie jest mi żal. Może źle, ale czuję co czuję.
-Lepiej ci? - Santiago się odzywa i kładzie dłonie na moich biodrach.
-Wcale – wzdycham i odwracam się twarzą do niego – szkoda mi jej, pamiętam jak się czułam, kiedy ty wolałeś Evę ode mnie, to nie było miłe.
-Maleństwo, nigdy nie wolałem Evy – cmoka moje usta – to było bardziej skomplikowane, ale już przy fontannie wiedziałem, że będziesz ważną częścią mojego życia, fakt, nie spodziewałem się, że aż tak ważną jak jesteś, ale to tylko lepiej.
-Nie podlizuj się – udaję złość i kładę dłonie na jego twardych ramionach – co mam z nią zrobić?
-Nie wiem. Ale wiem, że ja cię nie zdradzę ani z nią, ani z nikim innym. Może jak znów zaczniemy spędzać ze sobą czas to przywyknie na tyle, że odpuści?
-A jak nie?
-To będziemy się martwić? Pogadaj z nią, wyjdźcie jak kiedyś do klubu, wypijcie siostrzanego shota i powiedzcie, co macie sobie do powiedzenia. Albo się dogadacie, albo nie, a przynajmniej będziesz wiedziała, że próbowałaś.
-Od kiedy ty taki racjonalny jesteś, co? - śmieję się z niego.
-Odkąd mam nieracjonalną żonę.
Bez słowa kiwam głową i biorąc ze stołu filiżankę z kawą idę do sypialni. Po prysznicu i zmianie opatrunku na ramieniu ubieram się w dopasowaną, czarną spódnicę za kolano z lekkim rozcięciem. Stojąc przed szafą zastanawiam się co ubrać na górę, czy klasyczną koszulę, czy raczej coś ekstrawaganckiego… Jednak stawiam na czerwony top bez ramion, a do tego skórzana, krótka kurtka, bo dziś jest dość chłodno. Siadam na miękkiej ławce stojącej przy łóżku i nagle odwracam głowę w stronę otwierających się drzwi.
-Wow – Domenico patrzy na mnie jakbym co najmniej nago siedziała i zanim założę szpilki klęka przy moich nogach i całuje mnie w oba kolana – żałuję, że to nie ze mną to spotkanie.
-Możesz jechać ze mną – uśmiecham się, kiedy zakłada mi czarną, lakierowana szpilkę na stopę.
-Mam już umówione spotkanie, ale zazdroszczę facetowi.
Ja wcale nie mam ochoty na to spotkanie, ale muszę go urobić zanim Kozłowski to zrobi. Przed domem czeka już na mnie mój Cień, ale tym razem nie cieszę się na jego widok. W milczeniu podchodzimy do zaparkowanego na podjeździe Mercedesa, a Mikołaj otwiera mi drzwi z tyłu. W drodze żadne z nas się nie odzywa, piję swoją tradycyjną kawę i sprawdzam w telefonie wszystkie informacje, jakie posiadam na temat pana prokuratora, wyłapując wszystko, co może mi się przydać podczas rozmowy z nim. Niewiele jest tu ciekawych rzeczy, facet albo jest do bólu uczciwy, albo genialny w tym, co robi.  Podnoszę wzrok i spoglądam na jeden ze swoich lokali, w którym najczęściej spotykałyśmy się z Asiulą. Mimowolnie się uśmiecham i biorę łyk kawki, która jakoś dziwnie dziś smakuje. Otwieram przykrywkę i zaglądam do wnętrza kubka, jakbym spodziewała się coś tam znaleźć, a auto nagle hamuje. Pół kawy wylewa się na mnie, a ja z zaciśniętymi oczami głęboko oddycham, starając się uspokoić.
-Bardzo panią przepraszam – słyszę głos Mikołaja i dopiero teraz na niego spoglądam – dziecko wybiegło…
-Kur-wa – szepczę i spoglądam na wielką plamę na cyckach.
Zachciało mi się limuzyną z szoferem jeździć, w swoim aucie mam komplet na zmianę, a tak… Nie pokażę się facetowi z taka plamą, a nie mam już czasu ani na powrót do domu, ani na zakupy. 
Spoglądam na siedzących z przodu facetów, Mikołaj ma na sobie jakiś czarny t-shirt z dużym nadrukiem, a Adam czarną koszulę.
-Rozbieraj się – warczę i ściągam kurtkę.
-Co? - patrzy na mnie jak na wariatkę.
-Zdejmuj koszulę! Nie mam czasu!
Nie zwracając uwagi na gapiących się na mnie facetów ściągam poplamiony top i czekam, aż Adam poda mi swoją koszulę. Jest zajebiście na mnie za duża, ale czysta.
-Jedź na co czekasz! - prawie krzyczę i szybko zapinam guziki na biuście.
Podwijam za długie mankiety i próbuję wszystko upchnąć w dość ciasne rękawy kurtki, wyglądam jak debil, a nie prezes, ale trudno. Dół koszuli wkładam w spódnicę, starając się dobrze ją ułożyć, żeby nic nie odstawało. Mogło być gorzej, liczę, że nikt nie rozpozna prowizorki.
-Możesz mi powiedzieć w co ja mam się ubrać, pani prezes? - Adam nagle się odzywa i odwraca do mnie, a ja z lekko drżącym oddechem oglądam jego nagi, wytatuowany tors.
-Poczekasz w aucie.
-Nie ma opcji, odpowiadam za ciebie.
-Nie idę na wojnę tylko…
-Gówno mnie to obchodzi, mam cię ochraniać – otwieram szeroko oczy na jego wybuch i wzruszam ramionami.
-Możesz ubrać mój – staram się mówić poważnie i podaję mu poplamioną bluzkę.
W jego oczach widzę furię, która po chwili przeradza się w parsknięcie śmiechem.
-Mam jakieś rzeczy w bagażniku - Mikołaj cicho burczy pod nosem – może coś dobierzesz.
Fajnie dzień się zaczął, bardzo fajnie…
Wysiadam pod budynkiem prokuratury krajowej i ostatni raz spoglądam na swój strój, beznadziejnie, ale już za późno na zmiany. Adam nakłada na siebie polówkę Mikołaja i na pewno wygląda lepiej ode mnie, choć koszulka jest tak z rozmiar na niego za szczupła. Z uśmiechem kręcę głową i z Cieniem za plecami zmierzam dziarskim krokiem do wnętrza okazałego budynku. Na szczęście nie muszę nikomu niczego tłumaczyć, z uniesioną głową idę pustym korytarzem, prowadzana przez miłą panią o pięknych, rudych włosach. Dziewczyna cicho puka w matowe, szklane drzwi i po chwili słyszymy męski głos z wewnątrz. Facet na mój widok lekko się krzywi, ale wstaje i podaje mi dłoń na powitanie, zerkając przy okazji na nieodłączny element mojej pracy, czyli Adasia. Nieznacznie odwracam głowę i kiwam nią w stronę drzwi, a po chwili zostaję sama z panem prokuratorem.
-Przykro mi, ale nie mam za wiele czasu – mówi już na wstępie.
-Nie zajmę go zbyt dużo, jestem z tych konkretnych.
-Co panią sprowadza? - facet rozsiada się na fotelu i zamyka laptopa.
-A tak przyszłam pogratulować nominacji.
-A dziękuję – głupio się szczerzy.
-Ma pan teraz spore możliwości prawda? - zakładam nogę na nogę.
-Większe, niż miałem.
-Pan ma możliwości, ja pieniądze i potrzeby.
-Proponuje mi pani działalność nielegalną?
-Skąd! - oburzam się – proszę jedynie o pomoc obywatelce w razie zajdzie taka potrzeba.
-Pani chyba się zapomina.
-To chyba pan nie wie, że mogę ułatwić życie panu i pana bliskim… - zawieszam głos – albo je zniszczyć.
-Skoro jest pani taka pewna siebie, to po co ja pani?
-Dla ułatwienia mojego życia. Nie przepracuje się pan, a wpływy zawsze się przydadzą.
-Chyba jednak pani nie wie, że ja również mogę pani zaszkodzić – facet ze złością mruży oczy.
-Wie pan – opieram łokcie o poręcze fotela i splatając palce przed twarzą strzelam kostkami – wydaje mi się, że pan może zrobić mi pod górkę, może pan mnie nawet posadzić, ale nie posunie się pan dalej, nie jest pan przecież przestępcą prawda? Ja co prawda nie wsadzę pana do więzienia, ale myślę, że znalazłabym coś gorszego, żeby wyjść na swoje, a pana zniszczyć.
Dostrzegam w jego oczach niepewność i lęk. Każdy ma kogoś o kogo się boi i moim zadaniem jest takie osoby znaleźć i wykorzystać. Facet zdaje sobie sprawę, że ja nie jestem słabą jednostką, stoją za mną ludzie groźni i bezwzględni, którzy póki im dobrze płacę są na moje skinienie.
-Czego pani oczekuje?
-Nic wielkiego, umorzy pan wszelkie postępowania przeciwko mojej firmie, zanim zrobi się o nich głośno, a policja…
Przerywam, słysząc za plecami otwierane drzwi i czekam, aż znów zostaniemy sami. Spoglądam w okno, kiedy do prokuratora podchodzi jakiś młody facet, bo nie bardzo chcę, żeby mnie widział. Kiedy gość wychodzi facet od razu zmienia ton rozmowy.
-Co pani proponuje w zamian  za… - nie kończy, wbija we mnie wzrok jakby nagle się mnie wystraszył – pomoc?
Z uśmiechem biorę do ręki leżący na jego biurku plik kolorowych karteczek i długopis, i wpisuję kwotę stu tysięcy. Przesuwam do niego i patrzę na reakcję.
-Za jedna sprawę – dodaję.
Facet pisze coś i znów podaje mi kartki, dwieście tysięcy to trochę za dużo, przekreślam kwotę i piszę sto pięćdziesiąt. Facet wyrywa karteczkę i od razu wrzuca ją w niszczarkę, po czym podaje mi dłoń.  Niepewnie odwzajemniam uścisk, ponieważ mam dziwne wrażenie, że poszło mi za łatwo i za szybko zmienił zdanie. Tak czy siak, muszę mieć się na baczności. Kiedy wychodzę z gabinetu, nie zastaję Adama na korytarzu, spokojnie idę w stronę wyjścia, wyciągając po drodze telefon i nagle zderzam się z kimś i upuszczam torebkę. Szybko się schylam, ale zanim to zrobię jakiś facet podaje mi upuszczony przedmiot, ale nawet na mnie nie spogląda.
-Do zobaczenia niedługo – szepcze, kiedy podaje mi torebkę i ze zwieszoną głowa znika w windzie.
Kurwa, co to było? Potrząsam głową jakby mi się to śniło i patrzę na trzymaną w ręce torebkę.
-Wszystko ok?
Podskakuję na dźwięk głosu Cienia i uderzam go torbą w brzuch.
-Co mnie straszysz?
-A co się boisz? - uśmiecha się.
-Widziałeś tego gościa?
-Jakiego?
-No… - biorę powietrze do płuc – nie, nieważne już. Chyba mnie z kimś pomylił. Jedziemy do domu.

Wciąż dla siebie [Zakończona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz