Rozdział 39

206 17 0
                                    

Rozdział 39  

Felicity

W tajemnicy przed Santiago piję cienką kawę z mlekiem i dopycham się ostatnimi pierniczkami, jakie znalazłam w szafce. Martwię się o Adama, jak do tej pory nie mam żadnej wiadomości i bardzo mnie to niepokoi. Słysząc kroki w salonie, jednym łykiem dopijam kawę i odsuwam od siebie filiżankę.  Odwracam się za siebie, ale tym razem to nie Domenico.
-Szefowa tak od świtu na nogach? – Diablo powoli obchodzi wyspę i staje naprzeciwko mnie z dłońmi opartymi o blat.
-Nie mogłam spać z nerwów – odzywam się dopiero po chwili.
-A ta kawa to na uspokojenie? – unosi brew i delikatnie się uśmiecha.
-A kawa to do ciastek, a ciastka były z marmoladą, więc z owocami i weź mi tu nie wypominaj dobra?
-Dobra, dobra – unosi dłonie – pani jest tu szefem, ja wykonuję polecenia.
-No myślę – pochylam się do przodu i opieram łokcie o wyspę – jak nastroje?
-Chmurne. Nikt się nie spodziewał zdrady. To nie był też nikt nowy.
-No – wzdycham ciężko i spoglądam mu w oczy – Gabryś, myślisz, że ilu ich jeszcze mamy w szeregach?
-Dobre pytanie. Tego nie sprawdzimy.
-Ilu z ludzi po Santiago, z tych, co zostali miało bliski kontakt z tymi, co polecieli?
-Wszyscy, oni znali się od lat. Nielicznym ta zmiana była obojętna, reszta się po cichu buntowała. Akcja z Grekiem tylko paru odważnym zaszkodziła, reszta siedzi cicho. Trzeba by było zrobić jakąś prowokację, ale w pani stanie to raczej teraz trudno.
-Najlepiej by było gdybym umarła, wszystkim byłoby na rękę – mrugam okiem.
-Nie wszystkim obawiam się, jest parę osób, dla których znaczy pani więcej, niż się pani zdaje.
-Parę – wzdycham ciężko i kiwam głową – dobre i to.
Szybko odwracam się w stronę drzwi i spoglądam na wpatrzonego we mnie męża, już po jego minie widzę, że nie jest zadowolony z widoku jaki zastał. Skinięciem głowy daję Gabrielowi znać, żeby wyszedł i czekam na reprymendę.
-Kawa, brawo – Domenico zagląda do filiżanki i przenosi wzrok na blat, na którym leżą opakowania po piernikach – jeszcze lepiej, pięknie pani o siebie dba pani Santiago.
-Nie wolno mi się denerwować- odzywam się słodkim, przepraszającym głosikiem, jak mała dziewczynka.
-Nie krzyczę na ciebie.
-Ale brak cukru i kawy mnie denerwuje – buntowniczo zaplatam ręce na piersiach.
-A szlafrok cię uwiera co? Ja wiem, że jesteś w swoim domu, ale mogłabyś się chłopakom tak nie pokazywać?
-Santiago, ja mam normalne spodenki i koszulkę, w lato chodzę mniej ubrana.
-Ale w lato nosisz jednak stanik pod koszulką.
-Nie zawsze!
-Ale w większości!
-W większości to ty jesteś zazdrosny i tyle!
-A co ma jedno do drugiego co?
-No właśnie nic nie ma – krzyczę – poza tym, skąd miałam wiedzieć, że przyjdzie, nie zapowiedział się.
-Ja się zabiję, serio. Coś jadłaś przed tą kawą?
-Poza pierniczkami? Nie.
Widząc jego minę wiem, co chce powiedzieć, przewracam oczami i schodzę  krzesła. Spokojnie idę pod prysznic i kombinuję co zrobić, żeby uniknąć takich incydentów jak ten ostatni. Przecież nie jestem w stanie sprawdzić każdego człowieka. Serio najlepszym wyjściem byłoby ogłoszenie mojej upadłości, wtedy zobaczyłabym, kto zostanie, a kto spierdoli z tonącego statku. Moje rozmyślania przerywa dziwne uczucie, spoglądam w dół i zakręcam wodę, jakbym nie chciała, żeby cokolwiek zagłuszało moje myśli. Otwieram usta, kiedy łaskotanie się powtarza i zaciskając powieki zaczynam płakać.
Drżącą dłonią odsuwam drzwi kabiny i nie przestając płakać wychylam się w stronę sypialni.
-Santiago! – krzyczę i kładę dłoń na brzuchu – Domenico!
Słyszę szybkie kroki na schodach i po chwili do łazienki wpada zdyszany facet.
-Boli? – prawie krzyczy – jedziemy do szpitala!
-Nie – szepczę przez łzy.
-Wezwę karetkę – próbuje wziąć mnie na ręce – połóż się, krwawisz?
-To nie to – ocieram policzek – rusza się.
-Co? - patrzy na mnie blady i nieprzytomny.
-Sofia – zerkam na brzuch – poczułam ruchy – wybucham płaczem i zaciskam dłoń na ustach.
-Boże Felicja – Santiago głośno wzdycha i opiera czoło o ścianę kabiny – myślałem, że znowu.
Podnoszę na niego spojrzenie i z czułym uśmiechem kładę jego dłoń na swoim podbrzuszu. Wiem, że to za wcześnie, żeby on coś poczuł, ale ja chcę czuć jego ciepło i wierzę, że Sofia też to poczuje.
-Kocham cię – facet wzdycha i kładąc dłoń na moim policzku przyciąga mnie do siebie.
Jego pocałunek jest inny, niż zawsze. Przesuwa dłoń z mojego brzucha na plecy i popychając mnie wchodzi ze mną do kabiny. Jest subtelny i czuły, jakby bał się, że zrobi mi krzywdę, a po chwili odkręca wodę. Ciepłe krople otulają nasze ciała i nie przestając go całować rozpinam jego spodnie. Szybko robi to za mnie i po kilku sekundach jego nagie ciało dociska mnie do zimnej ściany. Dreszcz podniecenia razi moje ciało, a dłonie mojego faceta zaczynają przyjemnie gładzić moją skórę. Obniża pocałunki na moją szyję, później na obojczyki, aż dociera do spragnionych pieszczot piersi. Ugniata je dłońmi, a kciukami pociera wyprężone sutki. Z głośnym stęknięciem odchylam głowę i opieram ją o ścianę. Moje ciało jest teraz wyjątkowo wrażliwe i każdy dotyk odczuwam ze zdwojoną siłą. Usta Domenico opierają się na moim podbrzuszu i tam zatrzymuje się na dłużej, gładzi go i całuje skórę, a mnie ten widok rozczula.
-Jesteście całym moim światem – mówi bardziej do brzucha, niż do mnie i opiera o niego czoło.
-A mógłbyś z córką porozmawiać później, a teraz skończyć z mamą?
Spogląda na mnie, seksownie przygryzając wargę i znów bierze się za całowanie. Tym razem jest bardziej namiętny. Jego dłonie zaciskają się na moich biodrach i przesuwają na pośladki,  a usta powoli zbliżają się do centrum mojego ciała. Mrużę oczy, kiedy pociera kciukiem mokre wargi i delikatnie je rozchyla, żeby dosłownie po chwili wcisnąć tam swój język. Głośny jęk wypełnia kabinę, a moje ciało sztywnieje w spazmie rozkoszy. Opieram dłoń o ścianę, a drugą dociskam jego głowę do siebie. Chcę więcej i mocniej. Wsuwa we mnie mokre palce, a kciuk opiera na zmęczonej łechtaczce. Każdy jego ruch jest doskonały i precyzyjny, idealnie trafia z szybkością i siłą, a ja, głośno dysząc zaczynam kołysać biodrami. Wie co zrobić, żebym płonęła, kciukiem zatacza kółka, wchodząc jeszcze głębiej i nie dając mi szans na dłuższą rundę, nie wiem czy mija minuta, jak odchylając głowę wyrzucam z siebie stęk orgazmu. Trzęsą mi się nogi, a wilgoć spływa między udami, cudowny poranek… Głośno przełykam ślinę, ale zanim odetchnę, usta mojego kochanka łączą się z moimi. Jest brutalny i łapczywy, pożera moje wargi, gryząc je do bólu, żeby po chwili zlizywać z nich swoją ślinę. Jego język szybko porusza się wewnątrz mnie i mam wrażenie, jakby właśnie mnie nim pieprzył. Jęczę i mruczę, kiedy przygryza mój język i jeszcze bardziej się podniecam. W końcu zaciska dłonie na mojej talii i sadza na swoim brzuchu. Od razu zaciskam na nim nogi, w nadziei, że opuści mnie zaraz na swojego przyjaciela. Ku mojemu zaskoczeniu zakręca wodę i opierając plecy o ścianę osuwa się na kafelki.
-Nie chcę gnieść ci brzuszka – szepcze w moje wilgotne wargi i lekko mnie unosząc nabija mnie na siebie.
Z głośnym wydechem opuszczam się na jego biodra i nie przestając patrzeć mu w oczy zaczynam się kołysać. Idealnie mnie wypełnia, a jego dłonie rytmicznie zaciskają się na moich pośladkach. Jakby nie chcąc, żebym się zmęczyła podnosi mnie i znów opuszcza. Niestety, wolę to robić po swojemu, chwytam jego dłonie i kładę na swoich piersiach. Od razu zaciska na nich palce i po chwili ssie twarde sutki. Jestem tak rozpalona, że nie jestem w stanie nad sobą zapanować, wzdycham i jęczę prawie w głos, coraz szybciej podskakując i tonąc w jego uściskach. W końcu, kiedy kolejny raz przygryza mój sutek wybucham potężnym orgazmem i odrywając Domenico od swojego biustu całuję go szaleńczo i głęboko. Znów opiera dłonie na moich biodrach i tym razem on prowadzi, dociska mnie do siebie mocno i szybko, a ja, postękując staram się jakoś znieść to co mi funduje.
-Jak za mocno to mów- dyszy, owiewając oddechem moje usta.
-A jak za słabo? –przygryzam wargę i wbijam paznokcie w jego napięte ramiona.
-Nimfomanka.
-To przez ciebie.
Nie wytrzymuję, napinam mięśnie z każdym jego ruchem i zaciskając zęby opieram nas o siebie czołami. W końcu czuję wewnątrz siebie przyjemne pulsowanie i ostatni raz dociska mnie do swoich bioder. Głośny jęk spełnienia dźwięczy mi w uszach i powoli zwalniamy tempo. Usta Santiago przesuwają się po mojej szyi i szczękach, a ja mruczę od przyjemności. Jego dłonie drżą i układają się delikatnie na moich plecach, a ja wciąż mam na niego ochotę.
-Nawet o tym nie myśl – odzywa się, jakby znał moje myśli – stary jestem daj mi chwilę na zebranie sił co?
Z uśmiechem przewracam oczami i próbuję wstać. Nie zwracając uwagi na wciąż siedzącego na posadzce faceta odkręcam wodę i kończę prysznic, który jest mi teraz bardziej potrzebny, niż wtedy jak tu przyszłam.
Po dość obfitym śniadaniu Domenico siada w salonie do pracy, a ja krążę, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Chłopaki rozdzieli między siebie moje obowiązki i w zasadzie jestem bezrobotna. Powinnam zająć się sprawdzeniem swoich ludzi, ale naprawdę nie mam na to ani siły, ani ochoty, a przede wszystkim nie mam dobrego pomysłu. W ogóle odkąd jestem w ciąży kiepsko u mnie z pomysłami. Jak na zawołanie dzwoni mój telefon i z uśmiechem spoglądam na wyświetlacz.
-No co tam panie glina?- siadam wygodnie na kanapie.
-Mam sprawę do ciebie, ale to nie na telefon.
-Jestem w domu, wpadaj.
-Ok będę za pół godziny.
Odkładam telefon na stolik i spoglądam w oczy siedzącego naprzeciwko mnie męża, nie jest zachwycony z wizyty Falickiego i nawet domyślam się dlaczego.
-Ma jakąś sprawę – mówię dość obojętnie.
-Nie lubię go – burczy niezadowolony i wraca do pracy.
-Wiem i co z tego. On ma być skuteczny, a póki co jest.
-Tylko jeszcze nie powiedział, co za to będzie chciał.
-Powiedział – wzruszam ramionami, odpowiadając tym na jego zdziwienie – chce udupić Sokołowskiego.
-Matko kochana, dziewczyno.
-No wiem – pocieram dłońmi policzki – musze z nim pogadać, że teraz to nie dam rady.
-Mogę zostać przy waszej rozmowie, czy…
-No pewnie, że możesz – śmieję się prawie w głos – co to za pytanie?
-Nadal ty jesteś szefem.
-A ty nadal mężem – mrugam okiem – jeśli ma sprawę osobistą, czy jakąś intymną to zobaczymy, ale jeśli służbową, to nie ma powodu dla którego miałbyś wychodzić.
-Boję się o ciebie Felicity.
-Nic mi nie zrobi.
-To zależy z czym chce przyjechać.
-Powiedział, że ma sprawę, a nie informacje. Zresztą poczekamy, zaraz będzie.
Kręcę głową, kiedy z głośnym wydechem wraca do pracy i w duszy się z niego podśmiewam, bo nie sądziłam, że aż tak rzuci mu się na głowę. W końcu odzywa się domofon i Santiago pierwszy wyrywa, żebym się przypadkiem nie zmęczyła, a po chwili w towarzystwie Falickiego wraca do salonu. Mateusz z pełną powagą wyciąga do mnie rękę i całuje moją dłoń, po czym siada na fotelu.
-Nic nie powiesz? – pytam po dłuższej chwili milczenia.
Zamiast odpowiadać podaje mi kopertę z kilkoma kartkami. Niepewnie ją odbieram i po spojrzeniu w oczy mężowi otwieram ją. Znajduję tam kilka dokumentów ze śledztwa przeciwko Sokołowskiemu, przeglądam je dość szybko i pobieżnie, bo nie ma tego wiele i pytająco spoglądam glinie w oczy.
-Co byś powiedziała na mały deal?
-Jak mały?
-Ty się nie narobisz.
-Już mi się podoba – zerkam na udającego pracę Santiago.
-Dobrze, że nie pokazałaś się żonie Kozłowskiego, w ogóle gratuluję akcji, dobrze ci poszło.
-Taki komplement od wysoko postawionego policjanta jest co najmniej dziwny nie sądzisz?
-Kozłowski to ostatnia szuja, nikt poza żoną go nie żałuje, uwierz mi.
-Dobra teraz powiedz co to za układ? – zaplatam ręce na piersiach i wbijam w niego wzrok.
Facet chwilę milczy, jakby bał się zdradzić albo obawiał odmowy, a to budzi moją niepewność.
-A gdyby śmierć Kozłowskiego zwalić na Sokołowskiego? – mówi szybko i patrzy mi w oczy, a ja powoli analizuję co właściwie usłyszałam.
Domenico podnosi wzrok najpierw na Falickiego, a później na mnie i chwilę na siebie patrzymy. Coś mi nie gra.
-Jak to widzisz? – pytam, udając spokój.
-Kozłowska cię nie widziała, nie wie kto ich napadł, więc mógł to być Sokołowski.
-Teoretycznie tak.
-Potrzebujemy kogoś, kto pomiesza ich interesy, żeby śledczy weszli na właściwy trop.
-Co konkretnie miałoby to być?
-Najlepiej jakieś umowy między nimi, zobowiązania, z których kozłowski się nie wywiązał, zadłużenia prywatne.
-To się da załatwić, tylko teraz dowody, broń z odciskami, cokolwiek –tym razem szukam pomysłu w oczach męża.
-Trzeba włamać mu się do domu albo do biura, podwędzić pistolet i rzucić gdzieś w trawę w pobliżu domu, żeby psy znalazły – Domenico spogląda na Falickiego – sorki, tak mi się powiedziało.
-Spokojnie – facet unosi lekko dłonie – to nie jest głupie, włamać jak włamać, ale do biura wejść wcale nie tak trudno, tylko to trzeba załatwić szybko, my nie możemy tydzień w jego chacie szukać śladów.
-To nie problem – wzruszam ramieniem i łapię za telefon.
Czekam kilka sygnałów, aż w końcu odzywa się zachrypnięty z niewyspania, męski głos.
-Halo?
-Zdrastwuj Sierioża – wołam donośnie, bo wiem, że łeb go napieprza.
-Chuj nie zdrastwuj boss – jęczy ze zmęczenia.
-Wstawaj robota jest.
-O tej godzinie? Toż ja się niedawno położył – mówi z tym swoim śpiewnym, rosyjskim akcentem, który ubóstwiam.
-Później dośpisz, potrzebuję na już dwie laski jedną, żeby z daleka było widać, że łatwa dziwka, druga jak najbardziej zwyczajna, ale kumata.
-Szefowa orientację zmieniła?
-Niech cię nie interesuje, ale raz dwa, bo mi się spieszy!
-Dobra – burczy i się rozłącza, a ja spoglądam na wpatrzonych we mnie chłopaków.
-Jedna pójdzie do biura i wyciągnie Sokołowskiego na numerek, druga w tym czasie obrobi jego szuflady.
-Skąd będzie wiedziała gdzie szukać? –Domenico się odzywa, a ja z lekkim uśmieszkiem kręcę głową.
A stąd, że ja do niego zaraz pojadę i rozejrzę się po gabinecie.
-Co? – krzyczą obaj, a Domenico wściekły zamyka laptopa – wykluczone! Nigdzie nie pójdziesz!
-To jak się dowiemy?
-Nie wiem, ale ty nie pójdziesz!
-Przecież mnie nie zabije, że do niego przyszłam, zastanów się!
-Powiedziałem nie! – mówi stanowczo.
-Ale…
-Nie! – krzyczy i wstaje z fotela – nie pójdziesz!
Cisza robi się powoli nie do zniesienia i w końcu łapię za telefon.
-Radek dawaj do mnie – warczę bez powitania i rzucam telefon na kanapę – spróbujemy powalczyć z monitoringiem.
-Myślisz, że będzie się bawił gnatem podczas pracy? – Domenico patrzy na mnie krzywo, co mnie dziś wyjątkowo irytuje.
-A masz lepszy pomysł?
Unosi dłonie i znów otwiera laptopa, a ja robię rozpoznanie w dokumentach od nadkomisarza. Nie mija nawet pół godziny jak dociera do nas Radosław i bez żadnego marudzenia sprawdza co w sieci piszczy.
-Musiałbym tam wejść, żeby włamać się do podglądu z jego gabinetu. Stąd nie dam rady.
-To co ty tu jeszcze robisz co? – pytam już wkurwiona.
-Kochanie, a jako kto ja tam wejdę? Powiem, że zabłądziłem?
Zaciskam dłonie w pięści i spoglądając w sufit w głos warczę. No nie wierzę że się nie da, co się nie da?
-Dobra laska nie irytuj się, zaraz dam znać.
Patrzę jak chłopak zbiera swoje zabawki i zanim wyjdzie, do salon wchodzi Sergiej z dziewczynami. Radek na ich widok przystaje i błagająco spogląda mi w oczy.
-Mogę zostać mamo? – skamle i robi podkówkę z ust, ale widząc moje spojrzenie wzrusza ramionami i wychodzi.
Mierzę dziewczyny wzrokiem, ale nie komentuję niczego, bo patrząc jak zadziałały na Santiago i Falickiego, którzy z rozdziawionymi ustami gapią się na ich półnagie ciała, to jesteśmy w domu, facet na bank się skusi. Siergiej zostawia dziewczyny i klęka na jedno kolano przy kanapie na której siedzę i całuje mnie w dłoń.
-A ty co? – pytam, śmiejąc się z jego zachowania.
-Gratuluję boss – szczerzy się – nie było wcześniej okazji, cieszę się.
-Dzięki, teraz siadajcie, bo nie ma czasu – spoglądam na dziewczyny, a Domenico z Mateuszem automatycznie wstają z foteli, ustępując paniom miejsca.
Santiago chwilę się im przygląda, ale w końcu siada obok mnie i łapie moją dłoń, splatając mocno nasze palce.
-Sprawa jest prosta – spoglądam na wpatrzone we mnie dziewczyny – ty, jak masz na imię? – wskazuję na blondynkę.
-Irina.
-Ładnie. Irina, wchodzisz do biurowca i jedziesz na szóste piętro do gabinetu Olafa Sokołowskiego, masz go wyciągnąć z gabinetu, nie wiem jak, nie wiem czym i nie interesuje mnie to, ma zniknąć z gabinetu przynajmniej na kwadrans, w tym czasie – zawieszam głos i czekam, aż ruda się przedstawi.
-Sylwia.
-W tym czasie Sylwia szukasz w jego biurku pistoletu, tylko w rękawiczkach, nie możesz zostawić śladów, bo pójdziesz siedzieć.
Dziewczyny robią coraz większe oczy i przewracam oczami.
-Dobra, dołożę wam coś ekstra. Radosław na bieżąco będzie monitorował korytarze, żeby nikt was nie nakrył. Pod biurowcem będzie czekał Sergiej, po całej akcji ulatniacie się, nie zostawiając śladów. To musi się udać.
-A jak wezwą policję? – Sergiej spogląda na mnie niepewnie.
-Powiedzmy, że nie wezwą – mrugam okiem i głową wskazuję, żeby już poszli.
Kiedy zostajemy sami dzwoni telefon.
-No mów Radziu, dziewczyny już do ciebie jadą.
-Cholera, a ja taki nieogolony – śmieje się, ale zaraz przechodzi do rzeczy – dobra, włamałem się do ich skrzynki, jestem w stanie zablokować podgląd do stróżówki ochrony, w sensie oni będą widzieć ciągle to samo ujęcie puszczane w kółko, ale to nie na długo, maks pół godziny.
-Dobra wystarczy. Daj Sylwii, to ta ruda, jakąś słuchawkę, żeby wiedziała co się dzieje.
-Jasne szefie, będzie tak jak pani sobie życzy – rozłącza się, a ja rzucam się na oparcie kanapy.
-No jak to wypali to ja jestem święta, dawno tak szybko akcji nie organizowałam i to jeszcze z bandą amatorów. Jedziemy.
-Gdzie? – Domenico znów wybucha.
-Do Adama, Martyna się nie odzywa, a ja też potrzebuję alibi – uśmiecham się i głową wskazuję Falickiemu drzwi.
Kiedy facet wychodzi, Domenico łapie mnie za rękę i delikatnie ją całuje.
-Zaszkodzisz sobie – wzdycha ciężko.
-Nic mi nie będzie, chcę go zobaczyć. Mam złe przeczucia – spoglądam mu w oczy i czuję jak moje wypełniają się łzami.

Wciąż dla siebie [Zakończona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz