Rozdział 20

277 18 0
                                    

Rozdział 20

Felicity

Budzi mnie przyjemne kołysanie i przypominam sobie, gdzie jestem i dlaczego. Uśmiecham się na samo wspomnienie naszej ostatniej nocy i jeszcze mocniej przytulam twarz do pachnącej poduszki. Wcale nie mam ochoty na wstawanie z łóżka, jest mi miło i dobrze. Niestety, słyszę skrzypnięcie drzwi i ciche, tłumione dywanem kroki. Nie otwieram oczu i czekam, aż Domenico sobie pójdzie, ale chyba nie ma na to ochoty, bo unosi kołdrę i przytula się do moich pleców. Jego naga klatka piersiowa ogrzewa moje plecy i nie umiem się powstrzymać, żeby jeszcze bardziej się do niego nie przycisnąć.
-Królowa jednak nie śpi? - mruczy z ustami przy moim karku.
-Jednak – wzdycham – nie dasz pospać.
-Nie dam.
Czuję, jak jego dłoń sunie w dół po moich żebrach i wciska się między uda. Gorący dreszcz napina moje mięśnie i dopiero teraz wyczuwam jak jestem obolała.
-Nie zaczynaj – odzywam się dość poważnie.
-Za mocno było? - tym razem jego głos jest pełen troski i miłości.
Odwracam się do niego twarzą i układam policzek na jego łokciu. Facet od razu mnie obejmuje i lekko kołysze, a jego oddechy znów mnie usypiają.
-Było dobrze – mruczę cicho.
-Ma pani ochotę na kawę? - pociera dłonią moje plecy i całuje w skroń.
W zasadzie, to mam ochotę na coś równie gorącego, ale moje ciało chyba potrzebuje chwili wytchnienia.
-Poproszę białą – szepczę i całuję jego szorstki policzek.
-Według rozkazu pani capo, do łózia?
-Nie – podnoszę się i zakrywając pościelą nagi biust siadam naprzeciwko niego – poproszę na pokładzie.
Zadowolona wyskakuję z łóżka i wbiegam do niedużej, ale pięknie urządzonej łazienki. Jest tu wszystko, kabina prysznicowa, toaleta i umywalka. Wszystko w pięknych, jasnych kafelkach. Wskakuję pod prysznic i od razu puszczam wodę, która trochę mnie orzeźwia. Spoglądam w okienko pod sufitem i patrzę na kręcącego się po pokładzie Domenico, ma na sobie tylko krótkie spodenki, a jego opalony tors pobudza moja wyobraźnię. Po kąpieli nacieram ciało nawilżającym balsamem z drobinkami złota i nie zakładając na siebie bielizny owijam się białym, miękkim szlafrokiem.
Po wyjściu na pokład staję przy barierce i opieram o nią dłonie, piękny widok, gdzie nie spojrzeć woda. Gdzieś w oddali widać pływające żaglówki, a nad głowami latają nam ptaki. Z przymkniętymi powiekami biorę głęboki wdech i zanim wypuszczę powietrze, Domenico kładzie dłonie na moje biodra i opiera podbródek na moim barku.
-Pięknie co?
-Pięknie – odpowiadam cicho i zakładam dłoń na jego kark – mogłabym tu częściej przyjeżdżać.
-Nie gadaj, ty nie umiesz żyć bez polskich piekieł.
-Ale przyjeżdżać bym mogła – nagle się do niego odwracam – przecież wiem, że tęsknisz za Włochami, po co kłamiesz, że nie?
-Nie kłamię, to normalne, tu spędziłem większość dotychczasowego życia. Ale gdybyś zechciała mieszkać nawet na Antarktydzie, to bym za tobą pojechał. Kocham cię Maleństwo, gdziekolwiek jesteś.
-No i co ja mam ci odpowiedzieć? - patrzę na niego i czuję, jak łzy napływają mi do oczu.
Facet obejmuje moje ciało, a po chwili opiera czoło o moją szyję.
-Powiedz, że jest ci ze mną dobrze – jego oddech mnie łaskocze.
-Nigdy nie było mi lepiej – unoszę jego twarz i powoli zbliżam się do ust.
Jego wzrok wciąż wbity w mój nieco mnie paraliżuje, jakbym obawiała się odtrącenia, ale wiem, że mnie pragnie. Jego oczy płoną ogniem pożądania i takiego chcę oglądać do końca naszych wspólnych dni. Chcę na starość trzymać go za rękę i czuć pocałunki na pomarszczonej i zwiędłej skórze.
Patrząc mi prosto w oczy przechyla lekko głowę na bok i zbliża się do moich ust. Jego oddech pozwala mi żyć, zaciągam go głęboko do płuc i czekam, aż mnie dotknie. Wyczekiwany pocałunek nie nadchodzi, a ja tęsknię za nim jeszcze bardziej. W końcu Domenico opiera swoje wargi o moje, a jego dotyk jest delikatniejszy od skrzydeł motyla, muska je wyjątkowo powoli subtelnie, jakby próbował mnie do siebie przekonać. Pociera moje usta swoimi, a skóra w miejscu jego dotyku wręcz drętwieje. Zbyt szybko się ode mnie odrywa i nie odwracając spojrzenia zgarnia palcem luźny kosmyk z mojego czoła. Jego dotyk mnie pali, jest tak samo podniecająco, jak za pierwszym razem, jest magicznie i niepowtarzalnie.
-Nie umiem się na ciebie napatrzeć – szepcze tak przyjemnie cicho – mógłbym tak spędzić resztę życia.
-Bez jedzenia? - próbuje go rozśmieszyć, ale to na niego nie działa i wciąż poważnie patrzy mi w oczy.
-Tobą bym żył, twoim spojrzeniem – delikatnie mną kołysze – twoimi słowami – zbliża się tak bardzo, że znów mnie dotyka – twoim zapachem – mówiąc to muska moje wargi – jesteś moim życiem Felicity.
Czuję w brzuchu przyjemne drżenie i ucisk, i pragnę więcej. Pocieram dłońmi jego napięte mięśnie rąk i przesuwam je powoli na kark, drga od mojego dotyku i przenosi dłonie na pasek szlafroka. Spinam się, przypominając sobie, że nie mam niczego pod spodem, ale nie bronię mu tego. Przymykam oczy kiedy materiał się rozluźnia, a głośny wdech Santiago mówi mi wystarczająco wiele. Byłam pewna, że zerwie ze mnie resztę i weźmie tak, jak stoję, ale on wsuwa dłonie pod miękki materiał i delikatnie układa je na moich plecach, zaciskając lekko palce. Przyciąga mnie do siebie stanowczo, ale nie na siłę i gładzi moją skórę.
-Czekasz na coś? - pytam nagle, a na jego ustach pojawia się szeroki uśmiech.
Dopiero teraz mocno zaciska na mnie ramię i dopada do moich ust. Jest agresywny i namiętny. Głośno oddycha i ślini moje wargi, wchodząc językiem coraz głębiej. Moje ciało sztywnieje, jakby rażone prądem, ale po chwili rozluźniam się i oddaję pieszczoty. Walczymy ze sobą, boleśnie zagłębiamy się w swoje ciała, gryząc i liżąc spragnione wargi, ale żadne z nas nie protestuje. Domenico zaciska dłoń na mojej piersi, wprowadzając mnie w coraz lepszy nastrój, a drugą dłoń zaciska na moim pośladku i podciąga mnie w górę. Oplatam go nogami i zaciskam ręce na jego pachnącej szyi. Jest bosko, czuję pulsowanie między nogami i z chwili na chwilę robię się bardziej mokra. Chcę go już, teraz i natychmiast. Niech mnie posiądzie kolejny raz i kolejny raz niech mnie wzniesie na wyżyny rozkoszy, którą tylko on potrafi mi dać. Chcę się spalać od płomieni jego spojrzeń, i tonąć w oddechach.
Nie przestając mnie całować Santiago zaczyna iść po pokładzie i po chwili klęka, i sadza mnie w wygodnym fotelu. Dopiero teraz się ode mnie odkleja, ale ja tęsknię i wcale nie chcę przestawać. Na siłę przyciągam go do siebie i topię w nim swoje nienasycone usta. Mój język wsuwa się głęboko i domaga się odwzajemnienia. Po chwili Domenico oddaje pocałunek, ale nie jest on tak intensywny, jak jeszcze przed chwilą.
-Kawka kochanie – mruczy, odklejając ode mnie swoje wilgotne wargi.
-Żartujesz? - warczę groźnie i nadal trzymam dłonie na jego szczękach.
-Skąd, chciałaś kawkę.
-A teraz chcę ciebie – podnoszę głos i rozchylam boki szlafroka – ty myślisz, że po co to, hmm?
Facet drapie się po karku i wygląda w tym momencie jeszcze bardziej pociągająco. Opiera usta na moim dekolcie i cmokając każdy kawałek skóry przenosi twarz nieco wyżej. Zaczynam kołysać ciałem i bezwiednie rozchylam nogi, między którymi chcę go ugościć, ale facet najwyraźniej nie ma na to ochoty, bo ze szczerym uśmiechem odsuwa się zaraz przed moimi ustami i mruga do mnie okiem, jakby robił sobie ze mnie żarty. Opierając nas o siebie czołami łapie boki szlafroka i owija mnie w niego tak ciasno, że aż za bardzo.
-Śniadanie pani Santiago. - wyszczerza się głupkowato i podsuwa mi przed twarz koszyk z pieczywem.
-Wypchaj się chamie jeden – burczę i podciągam nogi na fotel – najpierw mnie rozpalasz, a później wiadro wody na łeb. Dzięki wielkie za taki uroczy poranek.
-Kochanie na urocze chwile mamy jeszcze mnóstwo czasu.
-Ale ja chcę teraz! - krzyczę prawie ze łzami w oczach i sama nie wiem, dlaczego tak to przeżywam.
-Kochanie daj spokój – facet z poważna miną wstaje i klęka przy moim fotelu – jak tak bardzo ci zależy…
Wsuwa dłoń pod materiał i dotyka mojego uda, ale nie pozwalam mu na nic więcej. Strącam jego dłoń i odwracam głowę w stronę morza. Przez chwilę patrzy na mnie, jakby mnie przepraszał, ale to ja jego powinnam przeprosić.
-Wybacz, jakoś… - wstrzymuję oddech, kiedy siada naprzeciwko mnie – sama nie wiem, chyba nerwy mnie ponoszą.
-Przywykłem – mówi nadzwyczaj spokojnie – a czym się tak denerwujesz?
-Aktualnie wszystkim, nawet tym, że się denerwuję, jak jakaś nienormalna.
-Znam kilka powodów nieracjonalnego zachowania u kobiet.
-Też znam wyobraź sobie, ale nie chcę o tym nawet myśleć.
-Zjedz, jest tam coś – jego wzrok opada nieznacznie na mój brzuch – czy nie ma to musisz się odżywiać.
Wcale nie mam ochoty na jedzenie, miałam ochotę na niego, kręcę głową sama do siebie i sięgam z talerza kilka plasterków pysznego sera z orzechami.
Prawie do południa siedzimy przy śniadaniu, nie spiesząc się donikąd i prawie nie rozmawiając. Dziś niczego nie robię, Domenico zajmuje się mną w każdym detalu i wiem doskonale dlaczego, chce mnie ugłaskać po wybrykach z konsulem, ja się już dawno na niego nie gniewa, ale takie rozpieszczanie mnie bardzo mi pasuje, więc nie upominam się o normalne traktowanie. W końcu za kilka dni wracamy do domu i nie będzie czasu na rozpustę.
Ubrana w skąpy kostium kąpielowy, i to tylko ze względu na to, że co jakiś czas mija nas jakaś motorówka, odpoczywam na rozłożonym w słońcu leżaku z lampka schłodzonego soku z czerwonych pomarańczy. Niestety nie zasłużyłam na nic z procentem, ponieważ mój małżonek obawia się ciąży i konsekwencji spożycia alkoholu w tym stanie. Ja jakoś tego nie czuję, chciałabym, ale gdzieś w środku wiem, że niestety jestem pusta.
Kiedy otwieram oczy słońce jest już po drugiej stronie, a to znaczy, że przespałam pół dnia. Cóż, nie mam nic do roboty, więc mogę bezkarnie leniuchować. Szmer ze plecami mnie rozbudza i oglądając się za siebie spoglądam na ubranego w kąpielówki Santiago. Chyba dopiero co pływał, bo ocieka wodą i wygląda jeszcze lepiej, niż na co dzień.
-Kusisz kolego kusisz – śmieję się i dolewam z karafki sok.
-A to dobrze czy źle?
-To zależy, jak chcesz się tylko popisać, to wypad pod pokład, a jak masz ochotę na zaspokajanie moich pokus, to zapraszam na leżak – szybko rozkładam nogi i stawiam je na podłodze.
-Teraz to zdaje się ty kusisz.
-Naprawdę? - udaję zaskoczenie i cmokam kącikiem ust – całkiem niechcący.
Facet, kołysząc swoim idealnym ciałem podchodzi bliżej, a chłodne krople opadają na moją rozgrzaną skórę. Nie patrzę, kiedy siada między moimi nogami i chwyta w dłonie moje łydki, chociaż dreszczyk podniecenia biegnie wzdłuż mojego ciała.
-Chcesz tutaj? - seksownie przygryza wargę i pochyla się tak,  że prawie na mnie leży.
-Bez różnicy – cmokam jego miękkie usta i specjalnie wypinam bardziej biust.
-Niewyżyta bestia – syczy przez zaciśnięte zęby.
-Taką mnie kochasz co?
-Kocham cię jakąkolwiek – śmieje się i obejmując moje plecy przyciąga mnie do siebie tak, że siedzę na jego biodrach.
Zaciskam nogi na jego lędźwiach i czuję jego podniecenie, które pulsując dociska się do mojego krocza.
-I kto tu jest niewyżyty? - pytam zadziornie i ocieram się o jego policzek – chcesz się wyżyć?
-A jak nie, to się obrazisz?
Poważnie spoglądam mu w oczy i odpycham od siebie. Santiago łapie mnie w talii i zatrzymuje, ale nie ulegam jego słodkiemu spojrzeniu. Mam wrażenie, że coś go ode mnie odsuwa, tylko wstydzi się powiedzieć. Wyrywam się i zeskakuję z leżaka, na którym zostawiam męża. Facet dopada do mnie przy schodach prowadzących pod pokład i zatrzymuje mnie prawie na siłę.
-Koteczku – wzdycha czule i patrzy mi w oczy – przecież to żart, pragnę ciebie jednej, zawsze pragnąłem i nie przestanę.
-Jasne i dlatego nie chcesz… - zawieszam głos i zaczynam w głos płakać.
Santiago jednym ruchem, przyciąga mnie i oplata rękami nie pozwalając mi się nawet poruszyć, a po chwili unosi mnie nad podłogę i niesie do sypialni.
Wtulam się w jego pachnące ciało i tęsknię za nim. Nie wiem co mną dzisiaj targa, ale mnie samą wkurza moje zachowanie. Facet bez słowa mną kołysze i jest mi to bardzo potrzebne, robi się coraz ciszej i przyjemniej. Zasypiam, ale chyba nie na długo, bo kiedy otwieram oczy, widzę zaskoczoną twarz małżonka.
-Co tak szybko? Odpocznij, bo chyba bardzo tego potrzebujesz. Nie da się z tobą dogadać.
-Scusi- chrypię i podciągam się, opierając plecy o ścianę – nie wiem o co mi chodzi, naprawdę.
-A ja wiem – rusza brwiami, a ja zrezygnowana wypuszczam głośno powietrze.
-Domenico, nie jestem w ciąży, a nawet jak jestem, to za wcześnie, żeby były jakieś objawy.
-A ja nie o tym – macha ręką – ty po prostu chcesz już do domu.
Otwieram usta po jego słowach, ale się nie odzywam. Może jest w tym trochę racji. Odkąd jestem przy władzy, moje urlopy były raczej weekendowe, a i tak podczas nich załatwiałam jakieś sprawy zawodowe. Nieśmiało podnoszę wzrok na Domenico i patrzę jak z politowaniem kreci głową.
-No dobra, nie zaprzeczam – wzdycham – ale mieliśmy tu być jeszcze trochę, to też twój urlop.
-Ta – śmieje się – i będziesz mi jeździć po głowie tyle czasu? Zapomnij. Jutro wracamy.
Mówi stanowczo, a ja rzucam mu się na szyję. Dopiero teraz dociera do mnie, że naprawdę tego chciałam. Całuję go zachłannie i nie mam ochoty przestawać. Zaciskam mocno dłonie na jego karku i przesiadam się na jego biodra, kołysząc się i ocierając o jego nagie ciało. Jest idealnie. Jego dłonie pocierają moje plecy, a po chwili łapie sznurek stanika i lekko go pociąga. Kostium swobodnie zsuwa się ze mnie, a Domenico bez żadnego uprzedzenia dopada do moich piersi i boleśnie przygryza sutek. Piszczę wręcz zachwycona i odchylam się do tyłu, pociągając go na siebie. Znów jest elektryzująco. Santiago bez zahamowań wkłada rękę w dół kostiumu i na siłę wciska palce głęboko do środka. Głośny stęk bólu wyrywa się z moich ust, ale nie chcę tego kończyć. Rozchylam nogi jeszcze szerzej, pozwalając mu na wszystko i oddając całą siebie. Szybko porusza palcami, doprowadzając mnie powoli do końca tej bajecznej drogi. Z całych sił zaciskam zęby, chcąc wytrzymać jak najdłużej, ale to nie działa. Wbija kciuk w pulsującą łechtaczkę i kończy tym mój lot do nieba. Wyginam się i prężę, wręcz krzycząc, żeby przestał, ale nie zwraca na mnie uwagi, męczy mnie i dociskając moje ręce do łóżka unieruchamia moje ciało. Zaciska zęby na twardym sutku, żeby po chwili lizać go tak delikatnie, że prawie szczytuję. Trzęsę się i dyszę, próbując jakoś opanować ciało, nad którym tracę kontrolę, ale między udami znów czuję przyjemny dotyk. Tym razem to jego męskość napiera na mnie mocno i brutalnie. Wbija się we mnie, doprowadzając do krzyku i posuwa boleśnie i szybko. Wyrywam ręce z uścisku i po chwili pozwala mi na to. Odurzona jego zapachem i euforią wbijam w jego plecy paznokcie i bez litości zostawiam na nich głębokie, krwawe ślady. Czuję jak się spina, kiedy kolejna rysa powstaje na jego doskonale umięśnionych plecach i jakby karząc mnie za to pieprzy mnie jeszcze mocniej. Nie mam już nawet siły na jęczenie, głośno dyszę i z bólem przełykam ślinę, a on nie kończy i nie wygląda jakby miał zamiar. Stanowczym ruchem obraca mnie na brzuch i podciąga pośladki. Opieram czoło o miękką poduszkę i czuję jak się we mnie wsuwa. Jest tym razem delikatny, taki jak lubię. Powoli wślizguje się do środka i bez zatrzymania wychodzi, gładząc przy okazji moje pośladki i plecy. Jego ruchy są płynne i miarowe, żadnych uderzeń, żadnego bólu, czysta, wyrafinowana przyjemność. Jego kciuk wsuwa się powoli między moje pośladki i napinam mięśnie, kiedy pociera wrażliwe miejsce, ale nawet nie próbuje wchodzić dalej, za to przyspiesza ruchy swoich bioder. Kołyszę się od silnych pchnięć i zaczynam postękiwać. Jego palce z miażdżącą siłą wbijają się w moje biodra, a głośne klaskanie mokrych ciał zagłusza nasze oddechy. Znów robi się ostro i boleśnie. Domenico mocno dociska się do mnie i poruszając moim ciałem w rytmie swojego nabija mnie na siebie, dając upust swoim żądzom, ale także zaspakajając moje. W końcu silny skurcz w podbrzuszu pobudza moje ciało, a ja wypinam się jeszcze mocniej i jeszcze chętniej dociskam się do rozpalonego faceta. Jego ruchy są gwałtowne i sprawiają mi ostry ból, ale wiem, że to potrwa jeszcze tylko chwilę.
-Mocniej – sapię i boleśnie wyginam kręgosłup, chcąc jeszcze mocniejszych wrażeń, aż w końcu krzyczę w szaleńczej ekstazie, która pochłania mnie po czubek głowy.
Gryzę leżącą przede mną poduszkę i czuję, jak Santiago chwyta mnie za włosy i ciągnie w górę, dawno nie był tak brutalny. Szaleję w spazmie i błagam o koniec, ale to jeszcze przede mną. Facet puszcza moje włosy, ale układa dłonie na moich ramionach i dociska do siebie szybko i mocno. Kilka kolejnych bolesnych pchnięć i z głośnym jękiem wylewa się we mnie. Jego oddechy się uspokajają, ale nie wypuszcza mnie z rąk. Wciąż mną kołysze i czuję wewnątrz przyjemne ślizganie się jego członka. Wypompowana z energii padam na pościel i nie mam najmniejszego zamiaru się podnosić. Jestem spocona i mokra, a między nogami czuję nieprzyjemną lepkość, co nie zmienia faktu, że nie podniosę się przez najbliższą godzinę. Resztką sił okrywam się kocem rzuconym na ramę łóżka i przymykam zmęczone powieki. Sen nie przychodzi i słyszę kroki Domenico, że też on ma siłę jeszcze łazić…
-Kochanie – słyszę jego miękki i czuły głos, i podnoszę powiekę, chyba jednak przysnęłam – obudź się.
-Nie śpię – mruczę i znów zamykam oczy.
-Widzę – śmieje się i całuje mój policzek – dopłynęliśmy do zatoki. Czas wracać i się pakować.
-Santiago – marudzę niezadowolona i niewyspana, i podpierając się na ręce staram się wstać – nie mam siły.
-Zanieść cię? Tylko ubierz się w coś.
-Ale śmieszne – udaje złość, ale wstaję i wolnym krokiem kieruję się do łazienki.
Po prysznicu i wychodzę na pokład i już widzę stojących na lądzie naszych ludzi. Uśmiechają się na mój widok, ale pewnie, gdyby wiedzieli, co tam się działo, to by się raczej rumienili, chociaż jak podchodzimy bliżej, to podśmiewają się, myśląc, że tego nie dostrzegam i uciekają wzrokiem, dzieciaki jednak, a nie faceci, ale dla mnie najważniejsze jest, że są moi i że ja jestem ich. Reszta się nie liczy.

Wciąż dla siebie [Zakończona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz