Rozdział 33

218 16 0
                                    

Rozdział 33

Domenico

Wyjeżdżam z posesji i z jednej strony cieszę się, że Felicity mi uwierzyła, a z drugiej wkurwiam się, że w ogóle zaszła taka sytuacja. Nie wiem co ta laska sobie wyobrażała i dlaczego przyszła z tym do niej, bo przecież normalnie powinna była z tym do mnie przyjść, skoro jestem ojcem. Kręcę głową na głupotę tej dziewczyny i sam sobie dziękuję, że się wtedy nie upiłem i wszystko pamiętam. Dojeżdżam do skrzyżowania i widzę nieopodal zatrzymaną na poboczu taksówkę. Zanim do niej dojadę, wysiada z niej jakiś facet i macha do mnie ręką. Zwalniam, ale jeszcze przed zatrzymaniem dostrzegam wysiadającą z niej blondynę. No kto by się spodziewał, śmieję się z niej, bo wiem, co chciała tym osiągnąć.
-Coś się stało? – pytam, zanim jeszcze szyba dobrze opadanie.
-Przewód od chłodnicy pękł – facet się odzywa, a ja ze zrozumieniem kiwam głową – o tej porze sklepy pozamykane, dzwoniłem do kolegów, ale jeszcze żaden nie dotarł.
Chcąc blondynę trochę wkurwić wysiadam z auta i podchodzę bliżej niej, patrzy na mnie trochę ze złością, ale raczej dominuje w niej jakiś rodzaj pożądania lub uwodzicielstwa. Nie kryje się i kiedy jestem blisko, opiera dłonie na mojej klatce piersiowej.
-Jeśli myślisz, że wierzę w twoją ciążę to jesteś w błędzie.
-Jestem.
-W takim razie, zgłoś się do mnie jutro, umówię nas na wizytę do lekarza. Nie wiem czy wiesz, ale testy genetyczne można robić w czasie trwania ciąży, chętnie zobaczę wyniki – strącam z siebie jej dłonie i spoglądam na mijający mnie samochód.
Od razu poznaję jednego z naszych ludzi i kręcę głową, bo nie sądziłem, że Felicity będzie mnie jednak pilnować.
-Jesteś podły – laska nagle się odzywa, a ja z mściwym uśmiechem patrzę w jej rozżalone oczy.
-Podła to ty jesteś. Może leki zacznij brać, bo wydaje mi się, że ty masz jakieś rozdwojenie jaźni albo jeszcze inne zaburzenia. Ja nie dam się w to wciągnąć. Felicity tez nie!
-Ona już w to weszła, najlepszy dowód, że cię pogoniła!
-Sama się goń! Czego ty ode mnie chcesz?
-Chcę ciebie Domenico – szepcze i znów się przysuwa – myślałam, że zwrócisz na mnie uwagę, że dostrzeżesz we mnie kogoś więcej, niż siostrę Felki.
-Ty jesteś jednak chora – mówię spokojnie i wracam do samochodu.
-Odwieziesz mnie? – dopada do mnie, zanim zdążę otworzyć drzwi – Nie chcę z nim tu sama zostać.
Uśmiecham się szeroko i widząc radość w jej twarzy nie umiem odmówić pomocy. Wyjmuję z kieszeni telefon i wybieram numer do chłopaków.
-Przywieź przewód do chłodnicy i płyn – chłopak trochę zaskoczony pyta o szczegóły, ale nie bardzo chcę mu mówić – na krzyżówkę na Myślęcin. Pomoc już jedzie – mówiąc to spoglądam na taksówkarza, a blondyna marszczy lekko brwi.
-A co ze mną?
-Zostaniesz, co by panu nudno nie było, miłego wieczoru – zamykam za sobą drzwi i od razu ruszam z miejsca.
No jeśli ona myślała, że po tym wszystkim co nagadała ja ją będę woził po mieście, to jest jeszcze głupsza, niż się spodziewałem. Na Złotą dojeżdżam w kilka minut, bo o tej porze nie ma ruchu na mieście. Już w recepcji uprzedzam o tym, że nie ma mnie dla nikogo i nawet gdyby ktoś nalegał na wizytę, to mają do mnie nawet nie dzwonić. Nie ma mnie i już. Apartament jest pusty i martwy, niczego tu nie ma poza meblami, nawet kwiatów nie ma, bo nie byłoby komu o nie dbać. Zostawiam walizkę przy kuchennej wyspie i rozsiadam się na kanapie w salonie. Nie potrafię przywyknąć do samotności, zawsze jest przy mnie Felicity i każda nawet najkrótsza rozłąka jest dla mnie trudna. Podnoszę z barku butelkę koniaku i nalewam do szklanki, od razu mocząc w niej usta. Przymykam oczy i biorę głęboki oddech, zanim wypuszczę powietrze, łapię za telefon i piszę do mojej królowej. Nie odpisuje mi, nawet wiadomości nie odczytuje. Mam nadzieję, że śpi, a nie, że nie chce. W końcu i mnie dopada zmęczenie i po dopiciu drinka kładę się do łóżka, pisząc kolejną wiadomość „Jeśli jeszcze nie śpisz, to dobranoc, a jeśli właśnie wstałaś, to dzień dobry kochanie. Widzimy się w pracy”.
Zasypiam z telefonem w ręce, bo wciąż mam nadzieję, że odpisze. Kiedy otwieram oczy jest prawie ósma, do dupy takie spanie samemu, obracam się w łóżku kilka razy i, mimo że jest wygodne to jednak nie to samo co z dziewczyną. W końcu staję pod prysznicem i spoglądam z góry na uniesionego członka.
-Idź spać chłopie – mruczę – nie popracujesz sobie.
Owinięty ręcznikiem wracam do sypialni i wyjmuję z walizki mój dzisiejszy strój. Nie wziąłem ze sobą wiele, zresztą tu też mam ze dwa komplety na zmianę. Zakładam ciemne spodnie i błękitną koszulę, przeczesuję palcami włosy i spryskuję szyję ulubionym zapachem Felicity. Po kawie jadę od razu do biura. Zniecierpliwiony stoję w windzie i mam nadzieję, że uda mi się spotkać Felicity jeszcze przed pracą. Prawie biegnę pustym korytarzem i dostrzegam w końcu obiekt moich westchnień. Stoi przy szklanej ścianie oparta dłonią o szybę i rozmawia przez telefon. Najchętniej już bym do niej podszedł i wtulił się w nią zaciągając słodki zapach jej ciała, ale przecież się rozeszliśmy. Biorę głęboki wdech i podchodzę do biurka Martyny. Dziewczyna patrzy na mnie jakby o wszystkim wiedziała i uśmiecha się dość szczerze.
-Nie radzę – odzywa się i opiera plecy o fotel – pani prezes nie jest w nastroju.
-Domyślam się – burczę pod nosem i nie odwracam spojrzenia od miotającej się przy szybie furii – mam pilna sprawę.
-Ja bym nie ryzykowała – wzdycha, ale podnosi słuchawkę.
Chwilę czekamy, aż odbierze, ale to faktycznie niedobry pomysł.
-Pan Santiago do pani – Martyna stara się mówić łagodnie.
-Za godzinę mamy zebranie – mówi tak głośno, że aż ja słyszę.
-Mówi, że to pilne.
-W dupie mam co mówi, za godzinę! - krzyczy i rzuca słuchawką, a Martyna wzrusza ramionami.
-Od początku tak, czy coś się stało.
-Odkąd przyszła, klnie, krzyczy i opieprza wszystkich, którzy są w zasięgu, więc na pana miejscu nie spieszyłabym się.
-Może przez godzinę jej trochę minie co?
-Do tej pory jest tylko coraz gorzej. Może zrobię panu kawy?
-Poproszę.
Nie czekając na dziewczynę idę do swojego gabinetu i biorę się za robotę. Dziś mamy posiedzenie w sprawie przejętych spółek, a później naradę dotyczącą mniej legalnych interesów. Przygotowuję sprawozdania i raporty, ponieważ wiem, że będzie chciała do czegoś się przyczepić i na pewno to zrobi, w końcu to capo, nie pozwoli wejść sobie na głowę i wcisnąć byle kitu. Ja na szczęście mam porządek w swoich interesach, a przynajmniej tak mi się wydaje, choć patrząc na jej dzisiejszy humor, to pewnie udowodni mi, że jestem w błędzie. Sam nie wiem, kiedy mija mi czas i słyszę idących po korytarzu facetów. Już wiem, że i na mnie pora. Niespiesznie zabieram wszystkie potrzebne papiery i wychodzę na pusty korytarz. Będąc jeszcze za drzwiami sali konferencyjnej słyszę podniesiony głos Felicity i uśmiecham się sam do siebie. Nie chcąc jej przeszkadzać w przemówieniu, cicho uchylam drzwi i wchodzę do sporej sali. Przy stole siedzi kwiat warszawskiego biznesu, a moja gladiatorka ubrana w obcisłą spódnicę, która podkreśla jej idealne kształty. Przechadza się po sali z zaplecionymi na piersiach rękami i nie zwraca na mnie najmniejszej uwagi, kręci mnie to, lubię ją taką niedostępną. Siadam jak najdalej od niej i zachłannie wpatruję się w każdy, nawet najmniej ruch jej ciała. Każdy gest, każde słowo i spojrzenie wywiera na mnie wpływ tak wielki, że nie umiem zebrać myśli. Nie sądziłem, że po takim czasie będę w niej zakochany. Ślinię się jak szczeniak na samo wspomnienie jej smaku, a zapach czuję mimo odległości jaka nas dzieli.
-Santiago obudź się! – słyszę jej groźny głos i dopiero teraz przytomnieję.
Wbijam nieprzytomne spojrzenie w te najpiękniejsze na świecie oczy i odruchowo oblizuję wargę.
-Przepraszam zamyśliłem się – odzywam się w końcu i poprawiam w fotelu.
-Może nie uwierzysz, ale zauważyłam. Pytałam o plan zakupu Marine Yacht, może słyszałeś? - patrzy na mnie tak lekceważąco, że nawet wierzę, że jest na mnie zła.
-Tak, tak – mrugam szybko i wyjmuję kartki z teczki – prezes Szewczyk zgodził się póki co na wstępną rozmowę, podczas której mamy uzgodnić najważniejsze warunki. Umówiłem się z nim za dwa tygodnie. W tym czasie ma przygotować zestawienie sprzedaży poszczególnych modeli, jak również rozliczyć leasingi.
-Aha – dziewczyna, naciągając spódnicę siada w fotelu i lekko się kołysze, a mnie rozpala tym do czerwoności – chcę mieć tę fabrykę.
-Zrobię wszystko co w mojej mocy pani prezes – posyłam jej mój najlepszy uśmiech, ale dziś to na nią nie działa.
-Teraz nowy pomysł – kołysze się w fotelu, ale już na mnie nie patrzy, raczy słodkimi spojrzeniami pozostałych facetów, wzbudzając moją zazdrość i robi to w pełni świadomie – luksusowy apartamentowiec i zamknięte osiedle domków jednorodzinnych.
Trochę zaskakuje mnie tym pomysłem, bo nigdy nie chciała bawić się w budowę czegokolwiek, wolała kupić coś gotowego i unowocześniać. Mrużę oczy, kiedy kładzie na stole projekty i biorę do ręki kilka z nich. Faktycznie apartamenty wyglądają całkiem nieźle. Bryła budynku też jest ciekawa i nietuzinkowa, na pewno znajdą się chętni na takie lokale, zwłaszcza że budynek znajdowałby się w ścisłym centrum miasta.
-Chwila – odzywa się jeden z facetów – czy ja dobrze widzę, że plan budowy jest na miejscu domu dziecka?
-Zgadza się – mówi całkiem pozbawiona emocji i klasycznie obraca w palcach pióro, co u niej jest oznaką burzy skrajnych emocji.
-Chce pani zburzyć dom dziecka i postawić tam apartamentowiec?
-Zgadza się.
-Pani prezes, proszę mnie źle nie zrozumieć, ale…
-Ale nie doczytał pan wszystkiego – znów zaczyna krążyć po gabinecie – widział pan ten dom dziecka?
-Nie, chyba nie – facet zaczyna się jąkać.
-A szkoda – uśmiecha się lekceważąco i rzuca na stół zdjęcia – tak oto wygląda budynek, w którym mieszkają sieroty, dzieci z patologicznych rodzin, dzieci oddzielone od rodzeństwa, takie które przeżyły tragedie, jednym słowem nieszczęście w czystej postaci. A teraz niech panowie powiedzą, jak ten budynek wygląda?
-No, no… - z uśmiechem patrzę jak facet marszczy brwi.
-Noo! No właśnie, jest obskurny, szary, brudny i rozsypujący się, bo panowie rządzący miastem nie zauważyli przez dziesięć lat, że mają pod opieką niewinne dzieci potrzebujące domu! - krzyczy ze łzami w oczach – przecież w takiej ruderze to tylko można się doczekać depresji i samobójstw! Dla porównania proszę – z impetem rzuca na blat duże zdjęcie pięknej willi – dom pana Witucha – spogląda siedzącemu przy stole facetowi w oczy – następny dom pana Dworczyka, następny Sokołowskiego, proszę a to mój własny! Tak panowie, pobudowaliśmy sobie gmachy, a tym dzieciom każemy spać w pięcioosobowych salach, które przypominają bardziej więzienne cele, niż pokoje i każemy się z tego cieszyć. Może któryś z panów jest chętny na noc w takich warunkach co?
Widzę jak hamuje drżenie podbródka i zastanawiam się, co tak bardzo ją poruszyło. Nigdy nie była obojętna na krzywdę dzieci, ale żeby aż tak?
-Może zróbmy przerwę? - pytam spokojnie, ale ona gromi mnie spojrzeniem.
-Już się zmęczyłeś? - ciężko siada na fotel i zaczyna się kołysać.
-Wydaje mi się, że pani prezes potrzebuje wziąć głębszy oddech.
-Oczywiście! – krzyczy, nie zwracając uwagi na siedzących obok mężczyzn – bo ty wiesz najlepiej czego ja potrzebuję co? No powiedz, że uważasz mnie za rozhisteryzowaną…
-Dość! - uderzam dłonią w blat, mimo że wiem, że to ją wkurzy, ale na chwile zamilknie – panowie, zostawcie nas na dwadzieścia minut.
Spokojnie czekam, aż wszyscy opuszczą salę i spoglądam na moją żonę. Coś się zmieniło od wczoraj i trochę mi to nie w smak. Kiedy tylko drzwi się zamykają, podchodzę do Felicity i staję między nią a stołem.
-Co jest Maleństwo? - pytam czule w nadziei, że złagodnieje.
-Nic.
-Widzę – opieram dłonie na jej biodrach i lekko przyciągam ją do siebie – stało się coś? Nie przestałem być twoim mężem.
-Ojciec nie chce mnie widzieć – jej wargi zaczynają drżeć.
-Rozmawiałaś z nim?
-Nie da się z nim rozmawiać. Od śmierci mamy prawie nie trzeźwieje. Nie wiem co robić – płacze i wtula się we mnie, a mnie strasznie jej żal.
Kołyszę nią i gładzę plecy, ale to na nic.
-Może razem do niego pojedziemy co? - unoszę jej twarz i ze współczuciem patrzę na krople łez na jej policzkach, moja malutka i bezbronna capo.
Powoli zbliżam się do jej ust i delikatnie ich dotykam, są miękkie i pachnące. Chłonę jej drżący ze strachu i podniecenia oddech, który teraz jest dla mnie ukojeniem. Jej dłonie nieśmiało przenoszą się na mój kark i osuwają na szyję, a ja pragnę jej z każdą sekundą bardziej. Jest mi potrzebna niczym tlen do życia. Coraz pewniej zaciskam na niej palce i cieszę się, kiedy zaczyna kołysać ciałem ocierając się o mnie. Jest powściągliwa w pokazywaniu uczuć, ale wiem co czuje. Przesuwam dłonie na kształtne pośladki i zaciskam na ich palce. Ciche mruknięcie czuję na języku i pogłębiam pocałunek. Nie zwracam uwagi, że chce się odsunąć, jest moja. Nasze pocałunki zyskują na intensywności i wcale nie chcę tego przerywać. Przyciskam Felicity do siebie, a jej miękkie piersi aż proszą o pieszczoty.
-Daj spokój, mamy jeszcze robotę – szepcze mi do ucha i jeszcze bardziej mnie nakręca.
-Zdążymy – dyszę w jej pachnącą szyję i sunę językiem aż do żuchwy – panowie poczekają.
-W tym tempie, to do wieczora nie skończymy.
-Mogę wrócić do domu?
-Nie – burczy i odsuwa mnie od siebie – chcę zobaczyć co zrobi.
-Ja wiem, co zrobi. Będzie próbowała mnie przelecieć – mówię obojętnie i staram się zbliżyć twarz do jej ust, ale mi na to nie pozwala.
-Łatwo o tym mówisz.
-A co mam się chować pod stołem?
-Tobie nie przeszkadza co ona wyprawia? - odpycha mnie od siebie – a może jednak jest coś, co powinnam o was wiedzieć co?
-Nie zaczynaj – wzdycham i siadam na swoim miejscu – jak dla mnie to ona jest lekko… - zawieszam głos i pukam się w skroń – może trzeba z Zuzą pogadać albo z Jakubem.
-I co mam powiedzieć, że ona ma coś z głową? Może masz rację – wzdycha i podchodzi do drzwi na korytarz, zapraszając panów biznesmenów.
Reszta naszego spotkania przebiega już w nieco spokojniejszej atmosferze. Co prawda Felicity wynajduje wszędzie niedociągnięcia i wszystko chce na już, zaraz, natychmiast, to jednak jakoś idzie. Felicity przedstawia nam projekt odrestaurowania ogromnego budynku, przeznaczonego na nowy dom dziecka. Nawet nieźle to wygląda miejsce jest na obrzeżach miasta, ale moja żona wymyśliła, że weźmie pod patronat ten dom i poza remontem i stworzeniem tym dzieciom choćby kawałka dzieciństwa chce ufundować dwa autokary, którymi będą dojeżdżać do szkół. Zaczynam powoli rozumieć co jej gra w duszy i uśmiecham się sam do siebie.
Po skończonych naradach zostajemy w gabinecie sami. Nie wstając ze swojego fotela bacznie obserwuję swoją kobietę, która bawi się telefonem, aż w końcu nie wytrzymuję.
-Ten dom dziecka to nie przypadek, prawda? Specjalnie wybrałaś to miejsce na budowę.
Podnosi na mnie wzrok i widzę, że nie podoba jej się to, że wiem o czym myśli.
-Kochanie jeszcze będziemy mieli dziecko, zobaczysz.
-A jak nie?
-Będziemy.
-A jak nie?
-To trudno, mamy siebie. Nie zbawisz świata.
-Ale setkę dzieci, którym z jakichś powodów odebrano rodziców już mogę. Nie będę im matkować, ale dam im zabawki, książki, wygodne łóżka, to naprawdę niewiele.
-Kocham cię – uśmiecham się, ale jej twarz nadal jest ponura i zmęczona.
-Falicki chce się spotkać – odzywa się nagle i pisze coś na telefonie – za godzinę muszę być w domu.
-Odwiozę cię.
-Nie ma potrzeby, ktoś już mu powiedział o naszym rozstaniu, kurwa… - syczy przez zęby – jedź na Złotą, odezwę się do ciebie po spotkaniu z nim.
Nie czekając na mnie zabiera swoje rzeczy i wychodzi, a ja nadal siedzę jak ostatnia ofiara i próbuję załapać, co właśnie się wydarzyło. No weszła w rolę nie można zaprzeczyć, nikt nie uwierzy, że nadal jesteśmy parą. Jeszcze dojdzie do tego, że będę musiał ją od nowa zdobywać, chociaż w zasadzie to mógłbym nie przestawać.

Wciąż dla siebie [Zakończona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz