Rozdział 8

354 16 0
                                    

Rozdział 8

Felicity

Jadę do klubu, w którym umówiłam się z Aśką, ale wcale nie mam ochoty na zabawę i pewnie wrócę przed północą. Specjalnie wyciszam dzwonek w telefonie, żeby Santiago się nie dobijał i przypominam sobie naszą dzisiejszą kłótnię, śmieszną i o byle co, ale to akurat bardzo u nas częste. Przyglądam się obrączce lśniącej na moim palcu i robi mi się ciepło w żołądku, jestem szczęśliwa, że to jego wybrałam na męża, bo umiem się z nim kłócić i godzić, śmiać się i płakać, nawet kiedy milczymy, to milczymy razem i to jest najważniejsze.
Zatrzymujemy się pod dużym lokalem i od razu zauważam czekającą na mnie blondynkę. Biorę głęboki oddech przed rozmową i wychodzę. Ochroniarz natychmiast wpuszcza nas do środka i swoje kroki kierujemy do baru, na którym w sekundę pojawiają się nasze tradycyjne shoty. Po paru głębszych wypitych w milczeniu zaplatam ręce na piersiach i kiwam głową, żeby mówiła.
-Nie miej żalu.
-Mam, powinnaś mi o tym powiedzieć.
-Niby jak? Co miałam przyjść i powiedzieć, ej siostra twój facet mnie kręci?
-W takim razie trzeba było w ogóle o tym nie wspominać, a nie powiedzieć mi to pięć minut przed ślubem, jakbyś się spodziewała, że go odwołam.
-Sama nie wiem, po co to powiedziałam, chciałam być uczciwa.
-No – kiwam głową – uczciwość po chuju, gratulacje. Ale czego ty się teraz po mnie spodziewasz?
-Niczego. Wróćmy do tego co było.
-Haha! - śmieję się w głos i wołam barmana – pewnie! Mam spokojnie patrzeć jak będziesz mu przed nosem tyłek wypinać.
-Nie ufasz mu? - patrzy na mnie podejrzliwie, a ja sama nie wiem dlaczego, zastanawiam się, czy byłby w stanie mnie zdradzić.
-Tobie nie ufam – wypijam kielicha – ale ok, wróćmy do tego co było. Spotykajmy się, pijmy i bawmy jak jeszcze miesiąc temu, zobaczymy komu pierwszemu się to znudzi.
Kolejna godzina spędzona przy barze jest drętwa i sztywna, bo żadna z nas nie jest sobą. Normalnie, to byśmy szczebiotały, śpiewały w głos i kręciły tyłkami, udając, że tańczymy na siedząco. Teraz patrzymy na siebie jak dwie rywalki walczące na arenie. W końcu decydujemy się iść na parkiet. Przewieszam torebkę przez ramię i wtapiam się w tłum. Muzyka dudni mi w uszach i lubię ten stan, kiedy nie słyszę nawet swoich myśli, których dziś mam w głowie stanowczo zbyt wiele. Kołyszę ciałem w rytm szybkiej nuty, a po kilku minutach czuję, jak ktoś staje tuż za mną. Nie przeszkadza mi to, aczkolwiek nie jest to komfortowe. Zanim się odwrócę, facet kładzie dłonie na moich biodrach i przyciąga mnie do siebie. Nie robi tego zbyt stanowczo i od razu poluźnia uścisk, kiedy się odsuwam, jednak nadal mnie trzyma, a do tego pochyla się do mnie na tyle blisko, że czuję na policzku jego oddech. Strącam z siebie jego ręce i gwałtownie odwracam się do niego, ale zanim spojrzę mu w twarz, wycofuje się i ginie w tłumie. Stoję jak kołek na środku sali i wpatruję się w miejsce, w którym widziałam go ostatni raz i próbuję przypomnieć sobie jakiś szczegół jego wyglądu, ale nie za bardzo go widziałam, miał ciemne włosy, ale to żaden znak szczególny. Przeciskam się przez tłum w stronę baru i zatrzymuję się przy naszych krzesłach, nie widzę nikogo, kto by mi się przyglądał czy chociaż siedział gdzieś blisko. Potrząsam lekko głową i wypijam kieliszek kolorowego alkoholu. Nie wracam już na parkiet, sama nie wiem, po co wyjmuję telefon i spoglądam na wiadomość od męża Baw się dobrze. Czekam z winem. Uśmiecham się do ekranu jak napalona nastolatka, ale mimo wszystko cieszę się, że umie się zdobyć na takie gesty.
Odwracam  się  w stronę tańczących ludzi i opieram plecy o bar, wciąż czuję na sobie czyjeś spojrzenia i jest mi nieswojo. Zaczynam coraz bardziej nerwowo się rozglądać, ale dostrzegam tylko Mikołaja stojącego przy wejściu, który na mój widok od razu przeciska się między ludźmi.
-Coś nie tak? - pyta i zasłania mnie swoim ciałem.
-Nie – marszczę lekko brwi, bo sama nie wiem czemu tak reaguję, ale nauczyłam się wyczuwać zagrożenie i wiem, że coś jest nie tak – wezwij kilku ludzi, niech stoją przed klubem.
Chłopak nieznacznie kiwa głową i odchodzi kilka kroków, a ja nadal wpatruję się w tłum.
-No pokaż się jeden z drugim – szepczę do siebie i dostrzegam wysokiego faceta idącego wzdłuż bocznej ściany.
Niby nic, ale patrzy mi prosto w oczy, niestety jest zbyt daleko i zbyt ciemno, żebym mogła go w jakiś sposób rozpoznać. Kiwam głową do Mikołaja i zeskakuję ze stołka. Prawie biegnę w tamtą stronę, ale facet gdzieś mi znika, powoli przechodzimy przez korytarz prowadzący na tyły lokalu, ale nigdzie go nie ma, no przecież nie rozpłynął się w powietrzu! Wychodząc na zewnątrz biorę głęboki wdech świeżego powietrza i rozglądam się wokoło, ale tu nawet żaden samochód nie stoi.
-Kurwa… - wzdycham do siebie i odwracam się do stojącego za moimi plecami chłopaka – co się gapisz? Sorry…
Patrzę jak Mikołaj kręci głową i sama zaczynam się uśmiechać, chyba nerwy mnie ponoszą, czas na urlop od tego bajzlu.
-O której życzy sobie pani wracać? Chłopaki już są.
Spoglądam na zegarek, ale nawet północy jeszcze nie ma. Bez słowa wracam do lokalu, spotykając po drodze jednego z kierowników.
-Monitoring z dzisiaj do mnie na maila – wręcz rozkazuję i nie czekając na odpowiedź idę w stronę baru.
Blondyna już się łasi do jakiegoś kolesia, ale z daleka widać, że to pokazówka przede mną, co ona myśli, że nie wiem, że chce mnie uśpić? Kretynka.
Kiedy przy niej siadam, nawet nie zwraca na mnie uwagi. Opiera się dłonią o udo siedzącego przy niej faceta i pochyla się do niego tak, że prawie na nim leży. Facet swoją drogą też już ledwo nad sobą panuje i jeszcze chwila, a ją tu przeleci.
-A co u Jakuba? - odzywam się głośno, a laska nagle podskakuje.
-Nic – warczy i marszczy brwi.
-Kim jest Jakub? - koleś się odzywa i chyba nie jest zbyt zadowolony.
-Jej narzeczonym – uśmiecham się bezczelnie i popijam żar tropików.
-Mówiłaś, że nie masz nikogo! - facet strąca z siebie jej rękę.
-Bo to nikt ważny, w zasadzie już nie jesteśmy ze sobą – tłumaczy się głupio, ale nawet on jej nie wierzy i szybko się ulatnia.
-Dzięki siostra – patrzy na mnie ze złością, a mnie to cholernie bawi.
-Nie ma za co.
-Nie mogłaś sobie odpuścić?
-A ty? Chcesz go zdradzać to zdradzaj, ale nie u mnie i nie przy mnie. A jak nie chcesz z nim być, to go zostaw w cholerę. Jedziesz czy zostajesz?
-Jadę – burczy i schodzi z hokera
-Odwieźć cię?
-Jeśli to nie kłopot.
Kiwam głową w stronę wyjścia i ruszam przed siebie. Nie umiem z nią już nawet normalnie gadać.
Zatrzymujemy się kilka kroków przed wyjściem, bo jest jakiś zator i czuję jak ktoś dotyka moich pleców, przyjemne ciepło rozlewa się po moim ciele i z uśmiechem się odwracam, bo wiem, że to Santiago. Niestety za mną nikt nie stoi. Co ja mam kurwa jakieś urojenia? Nerwowo rozglądam się na boki, ale przy mnie stoi tylko blondyna i ochroniarze moi i klubowi.
W końcu udaje nam się wyjść na zewnątrz i od razu idę do samochodu, mam złe przeczucia i chyba to po mnie widać, bo i Mikołaj, i Aśka krzywo na mnie patrzą, a moi ochroniarze stojący przy autach po drugiej ulicy mają broń pod ręką. Do mieszkania blondyny jedziemy w pełnej obstawie i w dupie mam, że ludzie zwracają na nasz konwój uwagę, bardziej mnie obchodzi moje życie, a czuję w kościach, że jestem na celowniku
Aśka żegna mnie buziakiem w policzek, a ja pierwszy raz od tamtej kłótni czuję się przy niej jak dawniej. Do siebie wracam nieco spokojniejsza, jakbym odzyskała dawną siostrę.
Kiedy wchodzę do domu, wszędzie jest cicho, no proszę, a miał czekać z winem, śmieję się sama do siebie i nalewam koniak do kieliszka. Zanim pójdę do sypialni, siadam wygodnie w fotelu i włączam laptopa, do dziś miałam dostać potwierdzenie współpracy od dawnego znajomego. Przeglądam maile i trafiam na ten, który mnie najbardziej interesuje. Facet poza milionem komplementów dotyczących mojej urody, których nie szczędził odkąd go znam i gratulacji z okazji ślubu, na którym niestety nie mógł być, zgadza się na moją prośbę. Spokojniejsza zamykam laptopa i z kieliszkiem w ręce idę do sypialni. Co prawda mąż już chrapie, ale na stoliku czeka wino i kieliszki. Cicho się rozbieram i zmywam z siebie makijaż, po czym ubrana w cienką, satynową koszulkę wracam do śpiącego faceta. Nie potrafię się na niego napatrzeć, jest idealny i tylko mój. Powoli uchylam kołdrę i starając się go nie obudzić kładę się obok niego. Nagle Domenico przyciąga mnie ramieniem do siebie i wciska twarz w moje piersi, głośno warcząc i robiąc sobie ze mnie poduszkę.
-Już wróciłaś? - mruczy jakby przez sen.
-Nie, jeszcze mnie tu nie ma, śnię ci się.
-To dobranoc – chrypi i w sekundę zasypia.
Poranek tym razem jest przyjemniejszy, niż ostatnio. Zanim otworzę oczy czuję na swojej piersi zaciskającą się co chwilę dłoń, cicho mruczę i uchylam powiekę. Domenico śpi, a jego dłoń wsunięta jest pod moja koszulkę. Przekręcam się na bok twarzą do niego i dopiero po chwili podnosi na mnie wzrok.
-Dzień dobry żono – mówi ochrypniętym głosem, co mnie mocno pobudza.
-Śniło ci się coś miłego?
-Czemu? - mocno zaciska powieki i znów na mnie patrzy.
Wzrokiem wskazuję mu swój biust i głośno się śmieję, a on szybkim ruchem odsłania moje ciało i wręcz dopada do moich piersi. Piszczę, kiedy mnie sobą przyciska, ale nie powiem, że to nieprzyjemne. Zaciska dłonie na moich łokciach i przyciska je do poduszki, a sam błądzi ustami po moim dekolcie i cyckach.
-A śniadanie? - zaczynam pojękiwać, bo serio mnie kręci.
-Właśnie jem – mlaszcze, śliniąc moje sutki, a kolanem rozchyla moje nogi.
-A ja?
-Zaraz też coś dostaniesz- mruczy coraz bardziej podniecony.
-Ciekawe co…
-Mogą być jajka na kiełbasie? - z szerokim uśmiechem zatrzymuje się przy moich ustach.
-Wolałabym owsiankę z owocami – krzywię lekko twarz.
-Ale mam wybredną babę – jego usta powoli opadają na moje i zaczyna się prawdziwa jazda do nieba.
Powoli i dokładnie dopieszcza każdy fragment moich warg, języka, a nawet zębów. Nie spieszy się, muska nieśmiało skórę wokół moich ust, przechodząc powoli na podbródek, a potem szyję. Jest idealnie, jego ruchy nie są gwałtowne, ale cudownie przyjemne i podniecające. Drżę w jego objęciach, czekając na spełnienie ale najwyraźniej mu się nie spieszy, męczy mnie, doprowadzając prawie do końca, a po chwili odpuszcza. Rozkładam szerzej nogi w nadziei, że domyśli się czego oczekuję, ale on albo się ze mną drażni, albo chce się kłócić, bo nie reaguje, a po chwili wstaje jakby nigdy nic i odbiera dzwoniący telefon.
Z otwartymi ze zdziwienia ustami siadam na łóżku i czekam co zrobi, ale on po prostu wychodzi z sypialni. No świetnie, a ja zostałam jak ta dupa, rozgrzana, napalona i niezaspokojona.
Wyskakuję z łóżka i idę pod prysznic. Chłodne strumienie wody studzą moje emocje i popędy, i po kilkunastu minutach ubrana w leginsy i top, z ręcznikiem na głowie schodzę do salonu, w którym pachnie już kawą.
-Dobrze, że jesteś – Domenico mówi, nie odwracając wzroku od ekranu laptopa.
-Też się, kurwa, cieszę – burczę i opadam na kanapę.
-Stało się coś? - pyta jakby idiota nie wiedział.
-Nie – mrużę oczy i upijam łyk wybornej kawki.
-Zaraz mamy spotkanie w sprawie kupna biura.
-He? - kręcę głową jakbym chciała się bardziej obudzić.
-No przecież nie będziemy prowadzić wszystkiego z domu.
-No może i co?
-Zatrudniłem pośrednika, znalazł kilka fajnych biur do wynajęcia lub kupna, pojedziemy, obejrzymy i coś sobie wybierzesz.
-Wybiorę sobie?
Facet spogląda na mnie jak na widmo i przesiada się ze swojego fotela na kanapę obok mnie.
-Malutka, a kto chciał rządzić? Kto chciał być największym capo?
-No ja – marudzę - ale…
-Ale zbieraj piękną dupkę w coś wygodnego, bo czeka nas dzień jeżdżenia po mieście w poszukiwaniu biura idealnego.
-A kopnął cię ktoś kiedyś w jaja?
Niespodziewanie Domenico wciska dłoń między moje uda i pociąga mnie tak, że leżę na kanapie. Pochyla się nade mną z szerokim uśmiechem i cmoka czubek mojego nosa.
-Kocham cię żmijo – mruczy – zbierz się, za pół godziny mamy pierwsze spotkanie.
W drodze do centrum dostaję z Calypso zamówione nagranie, ale nie bardzo chcę je oglądać przy Santiago, wykorzystując moment jego rozmowy z pośrednikiem przesuwam nagranie do interesującej mnie godziny, od razu szukam na nim siebie, ale zanim cokolwiek dostrzegę na niewielkim ekranie, to nasze auto się zatrzymuje. Udając spokój wysiadam przed luksusowym budynkiem i spoglądam na śmiejącego się do nas chłopaka. Od razu prowadzi nas na ostatnie piętro do dużego biura, z którego rozpościera się piękny widok na miasto. Prawie wszystkie ściany są tu oszklone, a wnętrze wyposażone jest we wszystko co mogłoby być potrzebne. Obok znajduje się wielka sala konferencyjna, zdolna pomieścić z pięćdziesiąt osób, co w mojej sytuacji będzie dość wygodne. Do całości przynależy jeszcze kilka małych biur znajdujących się na tym samym piętrze, więc w zasadzie cały poziom byłby mój. Chłopak oprowadza nas po każdym, nawet najmniejszym pomieszczeniu, zachwalając nowoczesny styl wykończenia, możliwości aranżacji i jeszcze inne ciekawe historie, które mnie najmniej obchodzą
-Biorę – odzywam się, przerywając chłopakowi zdanie.
-Tak już? - patrzy na mnie z niedowierzaniem.
-A ma pan coś lepszego od tego?
-Właściwie nie.
-To nie będę czasu tracić – mówię obojętnie – jakąś umowę ma pan przygotowaną?
Chłopak po chwili ciszy podaje mi wydrukowany dokument. Przechodzę na koniec gabinetu i siadam w skórzanym fotelu. Z uwagą czytam każdy punkt umowy, ale nie widzę tu żadnych kruczków, co trochę dziwi.
-Dam znać wieczorem – odzywam się po kilku minutach.
-Ale…
-Muszę pokazać to prawnikowi.
-Oczywiście, jak pani sobie życzy.
Chłopak ewidentnie nie jest zadowolony, ale guzik mnie to obchodzi.
Kiedy wychodzimy na zewnątrz dostrzegam w twarzy Domenico lekki uśmieszek i wiem o co mu chodzi.
-No co?
-Nic – śmieje się i unosi moją dłoń do ust – mam najbardziej stanowczą żonę na świecie.
-I dobrze – unoszę kącik ust.
-Idziemy na śniadanko – pociąga mnie za rękę do restauracji po drugiej stronie ulicy.
Podczas posiłku gadamy o niczym, aż w końcu Domenico zaczyna opowiadać o naszej podróży poślubnej. Cieszę się, że w końcu odpoczniemy z dala od wszystkich interesów, tłumu ludzi i rodziny. Rozmarzona patrzę na zdjęcia pięknego morza.
-Zarezerwowałem stolik w restauracji przy fontannie – odzywa się, a ja prawie parskam śmiechem.
-A będę musiała rozbić sobie głowę o beton?
-Nie próbuj – pochyla się i całuje moje czoło.
Kiedy chc już zamknąć laptop, przytomnieję.
-Poczekaj – odwracam ekran do siebie – chcę coś sprawdzić.
Otwieram szybko swoją pocztę i włączam nagranie z dzisiejszej nocy, trudno muszę to sprawdzić, bo to mi nie daje spokoju. Podpieram głowę na opartej o stół ręce i gapię się w tłum ludzi, ale mimo tego że kamera chwyciła faceta, to niewiele widać. Włączam nagranie z zewnętrznych kamer i faktycznie jest facet, który szybko ładuje się do samochodu i odjeżdża.
-Fuck! - szepczę do siebie.
-Stało się coś?
-Nie, ale… - zawieszam głos i spoglądam na męża.
Cofam nagranie do czasu, w którym przyjechałam do klubu i przerzucam widoki z różnych kamer. Albo mam zwidy, albo to jest… niemożliwe…
-Felicity, wszystko ok?
-Nie! - mówię dość głośno i trzaskam ekranem laptopa.

Wciąż dla siebie [Zakończona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz