Rozdział 13

276 17 4
                                    

Rozdział 13

Domenico

I co ja mam jej teraz powiedzieć? Po pierwsze, to nie moje sprawy tylko ich i Aleksandra, po drugie, sam nie wiem, co bym zrobił, żeby ściągnąć własne dziecko do domu. Jedno jest pewne, nigdy nie wywyższyłbym jednego z dzieci nad drugim.
Obejmuję moją małą księżniczkę, która od kilku minut już nawet nie płacze, ale wciąż dreszcze wstrząsają jej ciałem. Jest silna, jak mało która kobieta, a jednak nadal potrzebuje kogoś silniejszego od siebie, jest wrażliwa i pewnie dlatego w pracy pokazuje jak bardzo jest potężna i jak trudno ją złamać. Nieliczni znają ją na tyle, że wiedzą, iż to tylko pozory i samoobrona przed podłym światem egoistycznych samców, którzy tylko czekają na jej potknięcie.
-Lepiej ci? - pytam i czule całuję jej włosy.
-Nie – mruczy i jeszcze mocniej się we mnie wtula.
-Nie wierzę, że chodzi im o to, co pomyślałaś, nie są głupi.
-Nie znasz ich. Aleksander zawsze miał z górki, Diego udawał, że tak bardzo zależy mu na wyszkoleniu mnie na bossa, a  naprawdę liczył, że w końcu upadnę, a on łaskawie weźmie wszystko, a później przekaże synusiowi, pokazując mi przy okazji, że dobre geny to za mało.
-Kochanie – wzdycham i spoglądam w szkliste oczy – jesteś najlepszym capo jakiego poznałem. Mimo młodego wieku, krótkiego stażu, to faktycznie masz w sobie ten gen rządzenia i charyzmy, żeby pociągnąć za sobą bandę ludzi. Popatrz – sadzam ją przodem do siebie – jeszcze nie tak dawno śmiali się z ciebie prosto w twarz, teraz przychodzą prosić cię o wsparcie.
-Długo na to pracowałam! - krzyczy rozżalona i patrzy na mnie jakbym w nią nie wierzył.
-No właśnie o tym mówię – łapię jej ramiona – jesteś silna, mądra i wszystko co masz, zawdzięczasz swojej pracy. Co prawda start miałaś łatwiejszy, niż reszta społeczeństwa, ale tak wygląda życie.
-A oni i tak widzą jego!
-Nieprawda – tulę ją do siebie i żałuję, że zacząłem tę rozmowę – bardzo cię kochają.
-Nieprawda – szepcze i ociera nadgarstkiem nos – zawsze byłam niepotrzebna, może gdyby tata żył to byłoby inaczej.
-Nawet tak nie myśl – kołysze nią i z ulgą spoglądam w szybę, za którą widać już lotnisko.
Wysiadam pierwszy i podaję dłoń żonie, nie widać po niej, żeby cieszyła się z tego wyjazdu, ale mam nadzieję, że to zaraz minie. Zmienimy klimat, i zmienimy przede wszystkim temat naszych rozmów, które ostatnimi czasy były tylko o robocie. Mam nadzieję, że nie wydarzy się nic nieprzewidzianego i będziemy mogli spokojnie odreagować.
Kiedy siadamy w swoich fotelach, łapię Felicity za dłoń, ale dziewczyna nie reaguje, patrzy pusto w okienko jakby miała tu już nigdy nie wrócić.
-To nasz urlop, przestań wciąż myśleć o tym samym – mówię trochę chłodno, bo chcę w jakiś sposób nią potrząsnąć.
-Nie o to chodzi – odpowiada wyniośle, jak prawdziwa Andreani – próbuję sobie przypomnieć, kiedy to się zaczęło.
-Co?
-No to wszystko – dopiero teraz się do mnie odwraca – Diego odkąd pamiętam mówił, że przejmę władzę, ale tak naprawdę nic w tym kierunku nie robił. Matka płakała, krzyczała, że w żadnym wypadku – przewraca oczami, kiedy to mówi -on upierał się przy swoim, ale nie robił nic! Niente! Dopiero, kiedy sama chciałam postawić na swoim to mnie poparł. A jeśli on wcale nie chciał mnie na szefa? Jeśli przeszkodziłam mu w planie obsadzenia stanowiska Aleksandrem? Jeśli on go popiera, a mi wmawia, że nie, po to, by uśpić moją czujność?
-Nie sądzę – mruczę.
-Santiago, proszę cię! Nie wierzę, że po tylu latach zarządzania firmą, rozbudową działalności, dorobieniem się układów na całym świecie i w każdej niemal branży, tak po prostu, bez żadnych pretensji, bez warunków wziął i po prostu mi to oddał. Jestem idiotką.
-Kochanie ty serio jesteś zmęczona.
-Błagam! - krzyczy i uderza dłonią w stolik.
-Po pierwsze, on ci nie oddał wszystkiego, spora część majątku wciąż należy do niego i twojej matki, to, co ma wystarczy na kilka pokoleń, ale jeśli by chciał, to mógłby dalej pracować, ale woli spędzać czas, leżąc nad basenem i gładząc Monikę po nodze! Ma prawo po tylu latach ciężkiej pracy i stać go na to. A to, że chce ściągnąć Aleksa do domu, to nic nadzwyczajnego, może już czas, żebyście się dogadali, nawet, jeśli to oznacza wojnę. Każde z was musi wiedzieć na czym stoi. Skoro uważasz, że on chce tylko pieniędzy, to może masz rację, nie wiem, mało go znam. Pamiętaj, że to ich syn.
-Dziękuję – wyrywa dłoń, którą staram się złapać.
-Kochanie, to ich sprawy nie twoje – wzdycham i przyciągam ją do siebie.
-Bo ja nie jestem już ich, to chciałeś powiedzieć? Stałam się niezależna, wyszłam za mąż i w zasadzie niepotrzebna jestem prawda?
-Dla mnie jesteś niezastąpiona – dotykam ustami drgającej na jej szyi tętnicy – po powrocie będziemy się tym martwić, a teraz lecimy.
Odwraca się do mnie i szybko cmoka mnie w usta, no nareszcie.  Lot mija nam spokojnie i w całkowitym milczeniu, wiem, że w jej głowie jest teraz istny tajfun myśli i kombinacji, ale skoro się nie odzywa, to nie jest tak najgorzej. Ja zastanawiam się jak jej powiedzieć, że poza podróżą poślubną mam tu do załatwienia interes z bratem konsula. Sam piłowałem, żeby na te dwa tygodnie olać robotę i teraz sam mam złamać słowo? Niezbyt fajnie.
Po lądowaniu jedziemy od razu do naszego nowego domu. Ten, w którym mieszkałem z Evą sprzedałem, nie chcąc mieć wspomnień z tamtego życia. W tym byliśmy tylko raz, podczas kupna, więc w zasadzie jesteśmy tu po raz pierwszy. Wysiadamy na kamiennym podjeździe i od razu uśmiech gości na mojej twarzy, tęsknię za Włochami. Felicity rozgląda się wokoło i również wydaje się łagodniejsza, najwyraźniej jej też służy tutejszy klimat. Łapię ją za rękę i prowadzę szeroką alejką do domu. Wszędzie panuje cisza i tak bardzo nam potrzebny spokój. Zanim wejdziemy do salonu przypieram żonę do chłodnej ściany i wpatruję się w jej oczy, są najpiękniejsze na świecie, a do tego teraz jakby rozpalone. Jej rzęsy powolutku opadają i od razu się unoszą, a mnie ten widok jeszcze bardziej podkręca. Zbliżam się do jej ust tak bardzo, że czuję jej oddech, ale nie całuję jej, przechylam lekko głowę na bok i znów się przybliżam. Drażnię ją trochę, a ona za każdym razem seksownie rozchyla usta do pocałunku.
-Santiago całuj albo cię rozstrzelam – warczy, na co bez czekania reaguję.
Dopadam do niej jakbym jej rok nie widział i zachłannie całuję wytęsknione usta, jest napalona i gorąca. Zdziera ze mnie koszulę z taką energią, że słyszę turlające się po kaflach guziki. Jest moja… obejmuje mnie mocno za szyję i nie pozwala się nawet na chwilę oderwać, czego nie mam jej za złe. Pragnę jej całej, każdego kawałka jej ciała i każdego odgłosu jakim mnie zaszczyca. Pozbywam ją bluzki i przywieram do ciepłej skóry, która obłędnie pachnie kwiatami i podnieceniem. Moje sutki przyjemnie ocierają się o koronkę jej stanika, co rozpala mnie do czerwoności. Oplecioną wokół moich bioder niosę do salonu i rzucam na kanapę, układając się wygodnie między szeroko rozłożonymi, zgrabnymi nogami. Całuję jej szyję i niespiesznie schodzę w stronę szybko unoszącego się dekoltu, moje usta zatrzymują się dopiero między piersiami i prawdę mówiąc, to mógłbym stąd nie wychodzić, jest mi to dobrze, miękko i ciepło, idealnie… Palce Felicity wsuwają się powoli w moje włosy i zaczynają delikatnie drapać, a ja czuję już w spodniach nieprzyjemną ciasnotę. Drżące oddechy mojej kobiety stają się coraz głośniejsze, a jej uda z coraz większą siłą zaciskają się na moich biodrach.

Wciąż dla siebie [Zakończona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz