Rozdział 38

215 16 0
                                    

Rozdział 38
Domenico

Stoję po prawej stronie od Felicity i tym razem nie spuszczam wzroku z chłopaków. Wciąż mam obawy i nie chcę niespodzianek. W ogóle nie powinno jej tu być, powinna być w bezpiecznym domu i dbać o siebie, a nie latać za bandziorami. Słyszę nerwy w jej głosie, kiedy kończy rozmowę z Kozłowskim i rozpiera mnie duma, że mimo wszystko potrafi być pewna siebie. Drgam od huku wystrzału i patrzę na leżące u jej stóp zwłoki. Felicity ma wciąż wyciągnięty przed siebie pistolet, jakby nie dotarło do niej, że już po sprawie, a po chwili jej ręka drży z wysiłku. Podchodzę do niej i ostrożnie wyjmuję broń z ręki. Nie reaguje, jakby była nieprzytomna i dopiero po chwili odwraca do mnie pełne łez spojrzenie. Nic nie mówię, zabezpieczam pistolet i obejmuję moją królową. Trzęsie się ze strachu, a po chwili bezwładnie osuwa się na ziemię. Łapię ją w ostatnim momencie i biorę na ręce. Odwracam się w stronę zaparkowanych samochodów i od razu Diablo otwiera mi drzwi z tyłu.
-Zróbcie z tym porządek i do domu – wołam, już będąc przy aucie i delikatnie, nie wypuszczając Felicity z objęć staram się usiąść na kanapie.
Gabriel od razu rusza z miejsca, a za nami jadą jeszcze dwa wozy. Gładzę jej blady policzek i całuję, mając nadzieję, że się obudzi, ale póki co przelewa mi się przez ręce. Dopiero kiedy jesteśmy pod szpitalem otwiera powoli oczy i niepewnie rozgląda się po wnętrzu. Kiedy napotyka moje spojrzenie, oddycha z ulgą i opiera o mnie skroń.
-Co się stało?
-Zemdlałaś, jesteśmy pod szpitalem.
Gabriel otwiera nam drzwi, ale ona wygląda, jakby nie miała zamiaru wysiadać, szuka nerwowo torebki i wyjmuje telefon. Obaj ze stojącym na zewnątrz facetem patrzymy na nią trochę zaniepokojeni jej zachowaniem, ale żaden z nas się nie odzywa. Dopiero kiedy słyszę jak rozmawia z Falickim kręcę głową i wymownie spoglądam na Gabriela.
-Czy ty możesz teraz zadbać o siebie? – odzywam się dość groźnie, kiedy kończy rozmowę.
-Właśnie to robię – burczy i pisze coś w telefonie – zaraz, poczekajcie.
-Nie wierzę – wzdycham i spoglądam na zegarek – kochanie zaraz zacznie świtać.
-Dobra już – wrzuca telefon do torebki – to co tu robimy?
-Zgadnij – prawie krzyczę i biorę głęboki wdech – idziesz do lekarza, a później wracamy do domu.
Tym razem ona patrzy na mnie niezadowolona i kręcąc nosem wysiada z auta. Nie pozwala się zanieść i nawet nie bardzo chce się na mnie oprzeć, ale już po kilku krokach zmienia zdanie i wsuwa rękę pod moje ramię. Z Gabrielem za plecami idziemy pustym korytarzem i w końcu docieramy do oddziału ginekologicznego. Sadzam Felicity w fotelu pod ścianą i idę po lekarza. Pielęgniarka nie bardzo chce mnie słuchać, ale kiedy mówię jej swoje nazwisko nagle jest miła i uczynna. Prawie w podskokach biegnie do gabinetu lekarskiego i po chwili wraca do nas razem z lekarzem. Facet przystaje na nasz widok i ze zmarszczonymi brwiami spogląda raz na mnie raz na Gabriela.
-Państwo we troje?
-A to problem? – pytam groźnie, ale facet nie odpowiada, od razu otwiera drzwi gabinetu i podając Felicity dłoń prowadzę ją do środka.
Facet wypytuje ją o różne rzeczy, które mało rozumiem, aż w końcu każe położyć jej się na kozetce. Podrygując nogami czekam, aż włączy aparat. Może martwię się na wyrost, ale nie bezpodstawnie.  Nerwy w ostatnich dniach wcale nie były dla niej dobre i mam świadomość ryzyka jakie poniosła. W końcu facet przykłada głowicę do jej skóry, a ja wstrzymuję oddech.
-Nie widzę tu niczego niepokojącego – odzywa się, a ja czuję w końcu spokój – tętno miarowe, szyjka macicy zamknięta…
Facet wstrzymuje oddech, a ja zamieram, już wiem, że coś jest nie tak, jak powinno.
-Znają państwo płeć dziecka? – pyta ze wzrokiem wbitym w monitor.
-Nie – Felicity odzywa się pierwsza – do tej pory nie było jak sprawdzić.
-Chcą państwo znać? – dopiero teraz odwraca do nas twarz.
Felicity bez słowa przytakuje i oboje wpatrujemy się w ekran, na którym facet zaznacza coś fioletowym kółkiem.
-No na syna musi pan jeszcze trochę popracować – uśmiecha się, a ja nie wiem, jak się zachować i co powiedzieć – dobrze pan myśli, córka.
Ze łzami w oczach patrzę na moją żonę i nie wierzę, nie jestem w stanie powiedzieć, jaki jestem szczęśliwy i jak bardzo je kocham. Pochylam się do niej i całuję. Czuję jak się trzęsie i obejmuje mnie ręką za szyję.
-Kocham cię Maleństwo – szepczę jej do ucha i nie umiem się od niej odsunąć.
Dopiero po chwili się uspokaja i wyciera brzuch. Mam ochotę zrobić to za nią, mógłbym ją dotykać całymi dniami i wyręczać we wszystkim. Kiedy się podnosi, od razu ją obejmuję za co gromi mnie spojrzeniem.
-Dobra wiem – szepczę, a szeroki i może dla innych trochę głupi uśmiech nie schodzi mi z twarzy.
Trzymając się za ręce słuchamy lekarza, który mówi o wszystkich pomiarach naszej córki… Boże córka, prawdziwa córka! No i oczywiście Felicity dostaje zalecenie bezwzględnego spokoju i odpoczynku, o który mam zamiar osobiście zadbać, nie dam jej niczego robić.
Kiedy wychodzimy na korytarz, wręcz dopada do nas Diablo, ale widząc moją minę tylko kiwa głową. Ja, nie zwracając uwagi na stojącego przy nas faceta łapię w dłonie twarz żony i mocno ją całuję. Na początku stara się wyrwać, ale nie mam zamiaru odpuścić, jeszcze mocniej ją do siebie przyciągam i wciskam język jeszcze głębiej, musi się złamać, jak na zawołanie Felicity się rozluźnia i zaczynamy namiętną walkę naszych warg i języków. Mruczymy i wzdychamy, a jej dłonie powoli lądują na mojej szyi.
-Dziękuję kochana – szepczę w jej wilgotne usta.
-Za co?
-Za ten mały cud – układam delikatnie dłoń na jej podbrzuszu – jestem najszczęśliwszym facetem na ziemi.
-A mógłbyś mnie najszczęśliwszy facecie odwieźć do Adama? – pyta nieśmiało i, choć wcale nie mam na to ochoty, bo powinna odpocząć, to wiem, że nie podaruje wizyty u niego.
Kiwam głową, ale się nie odzywam, w końcu to ona tu rządzi. W drodze do szpitala, w którym leży Adam Felicity sprawdza informacje od Mateusza i już widzę, że nie są dobre. Oddycha szybko i nerwowo i znów się o nią martwię.
-Odpuść dzisiaj, naprawdę – odzywam się, patrząc w boczną szybę.
-Wiem, nie mogłam się powstrzymać – mruczy cicho i wtula się w moje ramię – szykuje się nowa wojna.
-O nie! – podnoszę glos, bo nie mam zamiaru ustępować – żadnych wojen dopóki nie urodzisz, mowy nie ma.
-To nie będzie zbrojna akcja, a raczej uduszenie kogoś, kto mocno miesza, z tym że wciąż nie mam kompletu danych, więc czekamy, aż Falicki wszystko dostarczy.
-Bardzo mu ufasz – mówię niepewnie i spoglądam jej w oczy – jesteś pewna, że powinnaś?
-Nie jestem, ale tak szczerze, to komu mogę zaufać? Przecież są sytuacje, że co do ciebie mam wątpliwości, ojciec i brat zawsze gdzieś będą migać mi jako podejrzani, nawet za swojego obecnego kierowcę nie mogę ręczyć, że za sekundę nie zacznie do mnie strzelać, bo przecież mógłby.
Spoglądam do przodu i dostrzegam we wstecznym lusterku oczy Diablo, śmieje się i kręci głową, ale się nie odzywa.
Kiedy zatrzymujemy się na parkingi, Felicity od razu otwiera drzwi i nie czekając na mnie wysiada z auta. Jej szpilki dźwięcznie stukają o posadzkę szpitalnego korytarza i prawie za nią biegnę, chcąc dotrzymać jej kroku. Zatrzymujemy się dopiero przed salą, w której leży jej Cień. Wciąż jest podłączony do aparatury, a przy jego łóżku siedzi Martyna.
-Nie pomożesz mu teraz – odzywam się, widząc łzy w oczach żony.
-Niby tak, ale gdzieś w środku liczyłam, że obudzi się dla mnie – jej glos się łamie i jestem o to cholernie zazdrosny.
Udając opanowanie, którego już mi brakuje, obejmuję ją ramieniem i stukam w szybę. Martyna szybko podnosi głowę i spoglądając na Adama wychodzi z sali. Nie patrzy na Felicity, jakby miała do niej żal i może go ma.
-Co z nim? – pytam spokojnie.
-Wciąż jest na podtrzymaniu oddechu, Kilka godzin temu płuco się zapadło, ale teraz jest w porządku.
-Przeżyje – Felicity się odzywa i patrzy w szybę.
-Lekarze nie są tego tacy pewni jak pani – jej głos jest przepełniony żalem i strachem.
-Bo oni nie wiedzą tego, co ja wiem.
Spoglądają na siebie, jakby o niego rywalizowały, a ja jak słup wszystkiemu się przyglądam. Nie wiem, o czym myślała teraz Felicity, ale wiem, że obwinia się o wszystko i nie zniesie straty.
-Mogę na chwilę do niego wejść?
-Nie – Martyna zaplata ręce na piersiach i o dziwo Felicity nie reaguje na jej sprzeciw.
Ze zrozumieniem kiwa głową i ostatni raz spogląda w szybę.
W domu zastajemy Diego, który na nasz widok prawie rzuca się na Felicity i długo nie wypuszcza jej ze swoich objęć.
-Opamiętaj się dziewczyno – mówi trochę z ulgą, a trochę ze strachem.
-Jasne, dla ciebie wszystko, mogę iść spać? – śmieje się i zdejmuje z siebie kurtkę.
Odprowadzam ją do sypialni i czekam spokojnie, aż się przebierze, nie mam zamiaru zostawiać jej nawet na chwilę samej. Kiedy pojawia się w drzwiach w koszulce na ramiączkach, uśmiecham się szeroko i nie umiem powstrzymać się przed podejściem bliżej.
-Moje dwie najpiękniejsze dziewczyny na świecie – klękam przed nią i podciągam koszulkę, odsłaniając lekko widoczny już brzuszek.
Jest najcudowniejszy na świecie, z miłością całuję gładką skórę i już nie mogę się doczekać kopniaków Sofii.
-Powiesz mi w końcu, skąd wiedziałaś, że będą potrzebni dodatkowi ludzie? – pytam, nie wstając z kolan, na co dziewczyna odchyla ze śmiechem głowę.
-Czy to ważne?
-Jak się zgraliście?
-Oj Santiago – kręci głową, jakby się wstydziła i odsuwając się ode mnie wraca do łazienki i po chwili przynosi mi swój zegarek.
-I co?
Dopiero teraz podaje mi dołączony do niego kawałek blaszki i żyłkę, fajnie, zegarek, blaszka i żyłka, dalej nie wiem, ale zanim się odezwę, Felicity zakłada na nadgarstek blaszkę, a żyłkę oplata wokół środkowego palca. Kiedy wszystko jest stabilne, zakłada na to swój zegarek.
-Elektromagnes – odzywa się w końcu – kiedy włożę kciuk pod żyłkę od wewnętrznej strony dłoni, mogę ją naciągnąć. Wtedy elektromagnes się włącza i w bliskim kontakcie z moim zegarkiem uruchomił alarm, który był w wozie Diego. Mam zmyślnego brata – mruga do mnie okiem.
-Czemu nie powiedziałaś?
-Odwieczne pytanie – kręci głową, jakbym ją uraził – po co? To ja miałam wyglądać na pewną siebie nie wy. Poza tym wybacz, ale tu nawet zaufani ludzie pachnieli zdrajcami, jak widać słusznie. Zresztą jeden nadal czeka na egzekucję.
-Nie myśl o tym, kładź się – biorę ją na ręce i niosę do łóżka.
Od razu ją do siebie przytulam i wpatrując się w nią czekam, aż zaśnie. To nie trwa długo, nie wiem czy mija kwadrans, jak jej oddechy się wydłużają, a między jej wargami robi się delikatna szczelinka. Nie umiem przestać na nią patrzeć, ale czeka mnie jeszcze jeden obowiązek. Cicho wysuwam się spod kołdry i okrywam nią moją królową. Jeszcze chwile na nią patrzę i powoli zamykam za sobą drzwi sypialni.
Diego wstaje z fotela na mój widok i patrzy na mnie, jakby czekał na wyjaśnienia.
-Spokojnie, wszystko jest w porządku – podnoszę na niego wzrok i szeroko się uśmiecham – będziesz miał wnuczkę.

Wciąż dla siebie [Zakończona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz