Molly stała nieruchomo, wpatrzona w ciemną przestrzeń. Jej myśli błądziły wokół tysiąca spraw i pytań jednocześnie. Jej ręce drżały niemiłosiernie. Ciało przeszywało miliony dreszczy, a oddech był tak szybki, jak po maratonie. Po kilku minutach namysłu, ruszyła przed siebie.
Schyliła się pod zawaloną belkę i weszła do starej rudery, która nie miała nawet drzwi. Jedyne światło jakie do niej docierało to te od księżyca i oddalonych ulicznych lamp, które były dość mocno oddalone. Gdy przekroczyła „próg" budynku, poczuła spokój panujący w jej organizmie.
Uśmiechnęła się delikatnie widząc na podłodze resztki spalonych zabawek. W pewnej chwili dostrzegła coś odbijającego światło pod stertą gruzu. Przykucnęła i wyjęła spod kamieni łańcuszek z wisiorkiem w kształcie serca. Gdy otworzyła serce zobaczyła zdjęcie swoje i swojej matki. Uśmiechnęła się ponownie i schowała przedmiot do kieszeni.
- Wspomnienia? – usłyszała za sobą ten sam głos. – Pora się z nimi zmierzyć, hm? – brzmiał tak delikatnie i niewinnie. Tak jak wtedy. Brunetka wstała i ruszyła powoli przed siebie zwiedzając resztę pozostałości po pomieszczeniach, które nie zwaliły się.
- Po co to wszystko? – powiedziała spokojnie patrząc na breloczek zawieszony na jakiejś lince. Z pewnością nie był on tu zawieszony na początku patrząc na świeżą i nie spaloną linkę. Wzięła go do ręki.
- Nie boisz się, że coś się stanie gdy go weźmiesz?
- Bałam się całe życie. Brelok mnie nie zabije. – zdjęła przedmiot ze sznurka i schowała go.
- Zabić może cię coś niewidzialnego. – Na te słowa zaśmiała się na głos.
- Powiedziałabym, żebyś go pozdrowił, ale jedno z nas nie wyjdzie stąd żywe i zakładam, że nie będę to ja. – uśmiechnęła się zwycięsko. – Nie udawaj tylko, że nie wiesz o kim mówię.
- Myślę, że on i tak wie jak życzliwa i miła jesteś. Bardzo go to zawodzi.
- Z pewnością. – Wtedy postanowiła odwrócić się do mężczyzny, który chodził za nią krok w krok – po co to wszystko?
- To przyszłość Molly. To scenariusz, który ktoś napisał. – odpowiedział i podszedł do niej. – twój ojciec...
- Mój ojciec nie odszedł. Ty go porwałeś. Jesteś jego rodziną. – warknęła.
- Jak po tylu latach do tego doszłaś? – zaśmiał się. – Swoją drogą ciekawa teoria, nie powiem.
- Miałam taki sam brelok od taty. Mama mówiła, że dał mi go gdy się urodziłam. Różnił się jednym kolorem. – powiedziała i wyjęła breloczek ze świecącym kamieniem w ciemności. Na samym końcu znajdowała się czerwona wstążeczka. – Ten jest od niego. A ty masz z czarną wstążką. Pamiętam. Miałeś go wtedy...
- Nie wiedziałem, że mam w rodzinie kogoś z taką pamięcią.
- Nie jestem twoją rodziną. – warknęła.
- Tego się nie wybiera. – stwierdził. – A twoja teoria była błędna.
- Skoro brelok się znalazł...- zamknęła oczy. – przecież to oczywiste! Codziennie rano wkładałam go tacie do kurtki i miał dwa! Skoro ty je miałeś to ty go porwałeś. Gdzie on jest!?
- Możesz się z nim zobaczyć, ale musisz wybrać.
- Och no tak... bez ryzyka i wyboru nie ma zabawy. – spojrzała na niego z politowaniem. Wciąż miał na sobie czarną kominiarkę. Wyglądał jak wtedy. – Nie rozumiem jednego. Skoro Jim chce się zabawić Sherlockiem i wciąż daje mu czas, to czemu teraz nagle postanowiliście zniszczyć mnie? Przecież od początku chodziło mu o przedłużanie całej gry. Czemu teraz postanowił żeby to zakończyć?
CZYTASZ
Lustrzane Odbicie || Sherlock
FanfictionCo jeśli z innej części świata do Londynu przybędzie drugi Sherlock? Sherlock w wersji damskiej? Bitwa o śledztwa czy może wspólne przygody i zagadki?