23.

290 20 0
                                    


Sherlock spojrzał w oczy Vivien z przerażeniem i smutkiem. Ona za to uśmiechnęła się do niego delikatnie ze łzami w oczach. Powiedziała cicho „Wszystko będzie dobrze, obiecuję". Holmes wyczytał jej słowa z ruchu ust i posłał jej smutny uśmiech.


Wtedy też rozniósł się ogromny hałas. Brunetka poczuła, jak coś przygniata jej całe ciało i przewraca na podłogę. Policja obezwładniła zdezorientowanych przestępców, a Vivien leżała bezwładnie na podłodze. Czuła na sobie ogromny ciężar, którego nie była w stanie pozbyć się z własnego ciała.

- John... złaź... - jęknęła z bólu. Lekarz posłuchał się jej i zszedł z dziewczyny ociężale. Zaraz po tym Lopez szybko podniosła się i kucnęła przed Sherlockiem.

- Nic ci nie jest? – spojrzała na niego i odgarnęła włosy z jego czoła.

- Oprócz tego, że jestem cały poobijany, to nie. – powiedział. Brunetka od razu odwiązała go i pomogła mu wstać. Spojrzała na niego, a następnie na Adler, którą John próbował nieudolnie rozwiązać. Pomogła mu od razu i uwolniła kobietę. Wtedy też do pomieszczenia wszedł Mycroft.

- I co ja mam z tobą zrobić? – podszedł do Vivien, a ta z uśmiechem oddała mu jego własność.

- Och już nie dziękuj. – powiedziała sarkastycznie. – Jaki dzisiaj dzień?

- Hm? – John spojrzał na nią zdezorientowany.

- Przez to wszystko straciłam rachubę czasu. – sapnęła. Spojrzała ponownie na Sherlocka, który patrzył na Irene. Widząc to, Vivien ruszyła do wyjścia, a za nią ruszył John.

- Czemu ich zostawiasz samych?

- Nie będę im przeszkadzać. – na te słowa John szarpnął ją za ramie.

- Czemu o niego nie walczysz.

- Bo nie da się walczyć o kogoś, kto albo nie kocha, albo kocha kogoś innego. Z uczuciami nie wygrasz. – powiedziała smutna i zła jednocześnie. Bez słowa ruszyła przed siebie mijając przy okazji innych policjantów.

- Vivien. – Greg pojawił się przed nią jakby wyrósł z ziemi. Ta jednak ominęła go szybko i ruszyła dalej. Wyszła z krętych korytarzy i zaciągnęła się świeżym powietrzem. Podeszła do jakiegoś przechodnia, który akurat wkładał papierosa do ust.

- Ma pan może jeszcze jednego? – zapytała od razu. Mężczyzna z uśmiechem podał jej opakowanie z papierosami i zapalniczkę.

- Ciężki dzień?

- Kolejny do kolekcji. – włożyła do buzi jeden z nich i zapaliła końcówkę. Zaciągnęła się dymem tytoniowym i z ulgą wypuściła dym. – dziękuję. – powiedziała i wróciła do wyjścia z tunelu, którym okazała się być mała piekarnia. Spokój jaki ją opanował był nie do opisania. Przypomniała sobie, jak długo walczyła z nałogiem, a teraz nie rozumiała po co to robiła. Po tylu latach, papieros, który nie należał do jej ulubionych, stał się jednym z tych, które działały cuda.

- Nie wyczułem od ciebie papierosów do tej pory. – obok niej pojawił się John i tak jak ona oparł się o ścianę budynku.

- Bo nie paliłam od dobrych... ja wiem? Czterech, pięciu lat? – spojrzałam na niego z nikłym uśmiechem.

- Szukasz ucieczki w nałogu, przez niego. – wpatrywał się w jej twarz, która tym razem była spokojna i coraz bardziej przyjazna z każdym wydechem i wypuszczeniem dymu z płuc. Po chwili jednak brunetka wyrzuciła niedopalonego papierosa i zdeptała go.

Lustrzane Odbicie || SherlockOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz