29.

264 24 9
                                    

Minął kolejny dzień żałoby na Baker Street. Cały czas ktoś siedział z Sherlockiem i pomagał pani Hudson. Nawet mała Rosie, która często nie miała z kim zostać, siedziała spokojnie i nikomu nie przeszkadzała.

Mieszkanie przepełniła cisza i pustka. Sherlock nie wychodził z pokoju, a gdy to robił od razu szedł do pokoju Vivien. Odkąd wrócił do mieszkania po odnalezieniu jej ciała szukał jakichś tropów, wskazówek. Czegokolwiek co mogłoby nakierować go na ślad dziewczyny. Cały czas miał nadzieję, że zrobiła to samo co on kilka lat temu. Wpadł w jakiś szał, który sprawił, że nie dopuszczał do siebie informacji, że Vivien nie wróci. John przepisał mu leki na uspokojenie, ale nic nie dawały. Był jeszcze bardziej rozdrażniony. Oczy miał podpuchnięte. Dni spędzał na przeszukiwaniu rzeczy dziewczyny, za to nocami siedział na łóżku i albo zamykał się w pałacu pamięci, albo wtulał się w koc brunetki i pozwalał na to by łzy spływały mu po policzkach. Bezsilność dobijała go od środka. Czuł się bezradny. Nagle wszystko się skończyło, a on nie był na to przygotowany. Był przekonany, że to on zmierzy się w ostatecznej walce z Jimem. Mylił się. Nie był w stanie nic zrobić, by ocalić jej życie.

Nawet nie zwrócił uwagi, kiedy zaczął myśleć, że to wszystko co teraz dzieje się na Baker Street to jego wina. Winił siebie za wszystko. Przy okazji stał się bardziej opryskliwy i denerwujący niż zazwyczaj. Jedynie dla pani Hudson starał się opanować swoje słowa. Za każdym razem gdy na nią patrzył widział w niej kobietę, która traktowała Vivien jak własną córkę. Nie raz słyszał ich wieczorne plotkowanie. Przeszkadzał im w gotowaniu. Irytował je swoimi nawykami, a one i tak śmiały się razem, jakby wszystko to nie było istotne. Widział jak staruszka zamknęła się w sobie. Jej ubrania zmieniły się na czarne. Mało jadła i spała, tak jak on. Wyglądała jak wrak człowieka. Czasami nie miała siły wstać, by odebrać pocztę.

Do mieszkania przyjechali również rodzice Sherlocka. Początkowo pojawił się problem z noclegiem dla nich. Holmes za żadną cenę nie chciał wpuścić ich do pokoju brunetki. Nie pozwalał dotykać jej rzeczy. Pani Holmes rozpłakała się widząc własnego syna w takim stanie. Jej mąż próbował przeprowadzić z nim jakąś męską rozmowę, ale nic do niego nie docierało.

Molly gdy tylko przekraczała próg mieszkania zamykała się w sobie jeszcze bardziej. Próbowała jakoś wesprzeć Holmesa i pocieszać siebie, ale nic nie pomagało. Jej chłopak czuł się bezsilnie, widząc ją w takim stanie. Nie potrafił jej pomóc. Nic nie poprawiało jej humoru.

John próbował skupić się na pracy, by zająć czymś myśli, ale nie był w stanie. Prawie zabił jednego pacjenta, wstrzykując mu lek, na który pacjent miał uczulenie. Gdy wracał do hotelu, gdzie tymczasowo przebywał, przypominał sobie po co to wszystko robi. Widział tam Rosie na rękach niani. Dziewczynka miała prawie dwa latka, ale wydawać się mogło, że rozumie całą sytuację. Gdy tylko widziała Johna przytulała go najmocniej jak umiała i głaskała po policzku. Przestała nawet pytać o Vivien, bo widziała, że za każdym razem wywołuje tym smutek i łzy w oczach Johna.

Greg z kolei nawet nie próbował iść do pracy. Ostatnie dni spędzał albo w mieszkaniu Mycrofta, albo u Holmesa. Wciąż nie potrafił pogodzić się z tym, co się stało. Budził się w środku nocy przerażony z jeszcze większymi wyrzutami sumienia niż wcześniej. Miał przed oczami zapłakaną twarz Vivien, która podpowiadała mu, że to jego wina. Mycroft próbował namówić go na wizytę u specjalisty, ale nie dał się namówić.

Tego dnia wszyscy pojawili się na wspólnej kolacji, przygotowanej przez panią Holmes. Przy stole siedzieli już wszyscy z wyjątkiem Sherlocka, który zamknął się w pokoju.

- Nie jadł nic od dwóch dni. – westchnęła kobieta. John słysząc to poszedł od razu do sypialni przyjaciela.

- Nie uciekaj. Wszyscy są przy tobie, ale my też cię potrzebujemy, Sherlock. Wszyscy się martwią. – On jednak nie zwracał na to uwagi. Grał na skrzypcach kolejną, smutną melodię. Nie docierało do niego nic z otoczenia. Tak przynajmniej to wyglądało. – Sherlock, ona by nie chciała, żebyś tak się zaniedbywał. Ciągle mówiła, żebyś nie chodził zarośnięty, bo wyglądasz jak menel. Miałeś dbać o włosy, a wczoraj chciałeś je ściąć. Przecież wiesz, że ona by cię za to pobiła. Miałeś jeść i dbać o siebie, a nie jesz i nie pijesz. – John zawahał się przez chwilę, jednak dodał: - zupełnie jakbyś miał ją gdzieś. Ją i jej słowa. – po tych słowach Holmes przestał grać i odłożył spokojnie instrument.

Lustrzane Odbicie || SherlockOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz