31.

265 21 6
                                    

Minął kolejny tydzień od śmierci Vivien. Życie na Baker Street powoli wracało do normy. Sherlock po tygodniu pobytu w nowym domu, powrócił do starego mieszkania. Z dnia na dzień nudził się coraz bardziej. Z czasem zaczął rozwiązywać sprawy podsyłane od Grega. Ten z kolei stał się cichy i zamknięty w sobie. Nie odtrącał innych, ale lubił spędzać więcej czasu w samotności. Mycroft w pełni go rozumiał i nie chciał narzucać się policjantowi, jednocześnie chciał go wspierać najlepiej jak potrafił.

Molly i John również pracowali i wracali do normalnego życia. Ostatnie dni poświęcali również na remont domku kupionego przez Vivien. Pani Hudson codziennie kontrolowała młodszego Holmesa. Pomimo tego, że sama z problemami radziła sobie z daną sytuacją, pilnowała Sherlocka, by ten nie robił głupstw.

Najgorszym dniem był ten, kiedy detektyw wrócił na Baker Street. Obserwując go z boku, można było wywnioskować, ze był to dzień, kiedy Sherlock w pełni zrozumiał, że Vivien naprawdę odeszła. Cały czas, podczas przebywania w pałacyku, przeznaczał na szukaniu czegoś, co pomogłoby mu odnaleźć Lopez i udowodnić wszystkim, że po raz kolejny ktoś ich nabrał, a pani detektyw tak naprawdę żyje.

W dzień powrotu na Baker Street, brunet zaczął zachowywać się, jakby coś go opętało. Przerzucał wszystkie rzeczy, strzelał do ścian, krzyczał bez powodu. A na pytania pani Hudson, reagował ciszą. Chował się co chwila w pokoju dziewczyny, a gdy uznawał, że siedział tam za długo, schodził na dół i grał smutne melodie na skrzypcach. Tego samego dnia zdążył jeszcze wypalić dwie paczki papierosów i znaleźć dwie strzykawki, schowane kiedyś „na czarną godzinę". Potrzebował resetu. To wszystko co działo się w ostatnim czasie, sprawiało, że czuł ogromne przeciążenie. Miał miliony myśli w głowie, których nie potrafił uporządkować. Potrzebował czegoś, co pozwoliłoby mu zapomnieć o wszystkim chociaż na chwilę. Poszukiwał czegoś, co pozwoli mu uporządkować wszystko.

Najprawdopodobniej udałoby mu się to, gdyby nie reakcja Mycrofta, Johna i pani Hudson, którzy w porę przybyli do pokoju bruneta. Od razu przywołali słowa Vivien, która nie pozwoliłaby mu na to. Sherlock słysząc to, odłożył przedmioty, obraził się na cały świat i schował się w swojej sypialni, gdzie po raz kolejny zamknął się w swoim Pałacu Pamięci.

Dziś mijał kolejny dzień, szesnasty dzień, kiedy to Sherlock wstał i o dziwo zjadł bez większych problemów kolejne śniadanie w samotności. Standardowo, do wszystkiego zmusiła go pani Hudson, która gotowała mu pierogi i inne polskie dania, co najmniej dwa razy w tygodniu.

Jak co dzień Holmes wstał, wyjątkowo zjadł śniadanie, odbył poranną toaletę i udał się do Scotland Yardu, gdzie czekał na niego zestresowany Greg. Od odejścia dziewczyny, oboje zbliżyli się do siebie. Holmes nie był tak irytujący, jednak wynikało to z jego wyciszenia i zamknięcia się. Całymi dniami wolał siedzieć w ciszy, niż odzywać się do kogokolwiek. Greg z kolei widział, jak detektyw stara się wesprzeć innych. Widział jego starania i cierpienie. Lestrade sam nie chciał dużo rozmawiać. Oboje nie potrafili przyzwyczaić się do tego, że widują się każdego dnia i nie ma przy nich Vivien, tak jak to było do niedawna.

- Sherlock, ktoś to zostawił dla ciebie. – Greg powiedział obojętnie i podał Holmesowi sporej wielkości pudełko. Ten wziął przedmiot i postawił go na biurku. Przyjrzał mu się uważnie i zaczął go delikatnie otwierać scyzorykiem. W środku dostrzegł małą strzykawkę. Obejrzał ją dokładnie.

- Jakieś morderstwa? – spojrzał kontem oka na Grega.

- Dwa. – powiedział, a w pomieszczeniu rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu.

- Teraz już trzy. – powiedział i podszedł do telefonu. Odebrał go, ale nie odezwał się ani słowem.

- Pomocy...- usłyszał w słuchawce błagalny głos i głośne wciągnięcie powietrza. – Duszno... Pali...

Lustrzane Odbicie || SherlockOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz