Od razu zadzwoniłam po taksówkarza, ale nie odbierał. Ruszyłam więc szybko przed siebie i zadzwoniłam do Grega. Po chwili podjechał po mnie radiowozem policyjnym.
- Gdzie cię poniosło? – zaśmiał się na mój widok.
- To teraz nie ważne. Jedź jak najszybciej. Sherlock potrzebuje pomocy. – ponagliłam go i zapięłam pasu. W głowie miałam najczarniejsze scenariusze. Moje ręce zaczęły się trząść, a myśli krążyły wokół bruneta. Bałam się, że Moriarty postanowił pokazać na co go stać właśnie teraz. Byłam prawie pewna, że taksówkarz był podesłany przez niego i brak jakiejkolwiek reakcji z jego strony było celowe, żeby opóźnić moje dotarcie na Baker Street.
Greg jechał najszybciej jak tylko mógł. Gdy tylko znalazł się przed budynkiem, wybiegłam z pojazdu i szybko weszłam do mieszkania. Rozejrzałam się po salonie, ale nikogo tam nie było. Poszłam do sypialni bruneta, ale tam również nikogo nie było.
- Pani Hudson! – krzyknęłam wściekła. Byłam cała roztrzęsiona.
- Och Vivien. Jesteś. Sh... - zaczęła gosposia, która prawdopodobnie była w takim samym stanie jak ja.
- Gdzie jest Sherlock? – powiedziałam i złapałam ją za ramiona tak by nieco ją uspokoić. Dzięki temu mogła przypomnieć sobie najważniejsze rzeczy.
- Przyszli po niego. Wynieśli go... był nieprzytomny. Vivien w co on się znowu wpakował...
- Irene była przy tym?
- Ta kobieta co wcześniej przyszła? – skinęłam szybko głową. – Była. Też ją wynosili, ale była przytomna. Powiedziała tylko coś.. nie pamiętam dokładnie...
- Pani Hudson, proszę się skupić. To ważne. – szepnęłam i zamknęłam na chwilę oczy.
- To było coś... 51 i 4, 41, 40, 14, i 32. Manipulacja to jej gra. – staruszka spojrzała na mnie z przerażeniem i zdezorientowaniem.
- Pani Hudson, na pewno takie liczby?
- Tak, pamiętam, że to się tak dziwnie rymowało. Dlatego łatwiej było zapamiętać. – powiedziała i zapewne widząc złość w moich oczach zeszła na dół. Patrzyłam przed siebie i starałam się zrozumieć cokolwiek ze słów pani Hudson. Miałam przed sobą tysiące cyferek, które starałam się ułożyć w jakimkolwiek szyku.
- Zadzwoń do Mycrofta. – szepnęłam i usiadłam w fotelu. Spędziłam w tej pozycji dobre dziesięć minut, gdy do salonu wszedł Mycroft.
- Jakieś szczegóły? – czułam jego wzrok na sobie, ale nie otwierałam oczu. Zaraz za nim pojawił się John sądząc po jego charakterystycznym szybkim marszu.
- Co z nim? – powiedział przestraszony. – Vivien... - słyszałam jak powoli do mnie podchodzi. – Jak się trzymasz? Grałaś na jego skrzypcach?– na te słowa gwałtownie otworzyłam oczy, przez co Watson cofnął się szybko. Pokręciłam przecząco głową i spojrzałam na instrument w otwartym futerale.
- Sherlock nigdy nie zostawiał ich otwartych. A nawet jeśli to nie w takim nieładzie. Skrzypce! No tak! Po to uczył mnie na nich grać! - Wstałam i wyjęłam telefon. Wpisałam w internecie odpowiednie informacje i pokazałam wszystkim telefon. - Sherrinford. Liczby podane przez Irene to współrzędne. Tam dowiem się większości rzeczy. – powiedziałam stanowczo.
- Nie ma takiej opcji. – powiedział Mycroft.
- Muszę z nią porozmawiać. – warknęłam. – Ona wie co się z nim dzieje. Pozwól mi mu pomóc. Proszę. – wiedziałam, że starszy Holmes mi nie ufa, ale to był jedyny sposób, by dowiedzieć się chociaż, gdzie jest jego brat. Spojrzałam błagalnie w jego oczy. Ten jedynie westchnął i wyszedł by wykonać kilka telefonów. W tym czasie spakowałam skrzypce bruneta, przebrałam się i wróciłam do salonu, gdzie siedział John, Greg, a nawet Molly.
CZYTASZ
Lustrzane Odbicie || Sherlock
FanfictionCo jeśli z innej części świata do Londynu przybędzie drugi Sherlock? Sherlock w wersji damskiej? Bitwa o śledztwa czy może wspólne przygody i zagadki?