Weronika

10.6K 252 3
                                    

Obudził mnie mój dzwoniący bez przerwy telefon.
- Zwariuje przez to, kto dzwoni o tej porze? - powiedziałam sama do siebie.
Nie patrząc kto to, odebrałam telefon.
- Halo?
- Cześć mała, nie przeszkadzam? - odezwał się Arczi.
- Hej błagam powiedz, że to sprawa życia lub śmierci inaczej się rozłącze.
- Wera to sprawa życia lub śmierci.
- Okej o co chodzi? - postarałam się skupić.
- Mogłabyś przyjechać dziś do firmy? - był jakiś dziwny, coś tu jest nie tak.
- No dobra, coś się stało?
- Po prostu muszę z tobą porozmawiać.
- Okej daj mi godzinę.
- Dzięki - rozłączył się.
Wstałam i względnie się ogarnęłam. W kuchni była już Monika i nalewała kawę do swojego i mojego kubka.
- Hej, jak się czujesz? - zapytała widząc mnie w drzwiach.
- Hej dobrze tylko muszę wyskoczyć do firmy. Arczi dzwonił, był jakiś dziwny.
- Może Iza zawaliła kolejny projekt?
- Oj tego to jestem pewna, pytanie tylko co się jeszcze stało. Był naprawdę dziwny.
- Nie masz wolnego nawet w wolne, jakkolwiek to brzmi.
- No coś w tym stylu.
Wypiłam kawę i poszłam się ubrać. Z racji, że nie miałam już za dużo czasu, a do biura czekał mnie spacer, bo oczywiście jebał mnie kac wybrałam białe rurki i zieloną bluzkę na ramiączkach. Do tego czarną ramoneskę, wzięłam torebkę, telefon i wyszłam z domu. Na miejscu od progu dopadła mnie Kaśka.
- Hej co ty tu robisz? Nie jesteś na urlopie?
- No właśnie jestem, ale Arczi zadzwonił dziś rano i poprosił o spotkanie.
- Wywalił Izke.
- Żartujesz?
- Nie, przyszedł tu ten przystojniak co ostatnio, później ją zawołali. Nie wiem o co chodziło, ale było słychać tylko krzyki, a po chwili Izka wyleciała z gabinetu z płaczem. Więcej się nie pokazała.
- No nieźle. Idę dowiedzieć się więcej.
Zapukałam i nie czekając na zaproszenie weszłam. Artur siedział nad jakimiś papierami.
- Cześć co to za pilna sprawa? Błagam tylko załatwmy to szybko.
- Hej, spieszysz się gdzieś? - zapytał mrużąc lekko oczy.
- Nie, ale mam kaca po wczorajszej imprezie i chciałabym odpokutować to w domu.
- Okej, więc błagam cię żebyś wzięła projekt, który zawaliła Iza. Zwolniłem ją.
- To już wiem Kaśka mi powiedziała.
- Słuchaj to naprawdę ważne zlecenie. Za granicą. Duże pieniądze. To by pozwoliło wyjść firmie na prostą i wybić się na rynku jeżeli dostaniemy dobrą opinię.
- A Kaśka?
- Będę szczery. To mój znajomy. Zaproponował za to trzysta tysięcy jeżeli spełnimy trzy warunki.
- Jakie? - nie podobało mi się to, i wiedziałam, że nie spodoba mi się to, co za chwilę usłyszę.
- Po tym co odjebała Iza zgodził się na naszą firmę pod warunkiem, że wszystkim zajmiesz się ty. To był pierwszy warunek.
- Słuchaj nie ma problemu niech prześle plany domu i zrobię to. Za taką kasę? Nie ma sprawy. A jakie są jeszcze dwa warunki?
- No właśnie - zamilkł na chwilę jakby bał się to powiedzieć- Widzisz. Drugi warunek jest taki, że projekt miałabyś wykonać na Sycylii u niego. Pokrywa wszystkie koszty wyjazdu i pobytu.
- No chyba go pojebało! - nie wierzę w to co słyszę. - A trzeci warunek?
- Miałabyś dopilnować remontu, żeby wszystko było zgodnie z projektem. - patrzył na mnie nie pewnie, jakby spodziewał się najgorszego.
- Słuchaj to jest jakiś absurd. Czemu tak mu zależy na naszej firmie?
- Tak jak mówiłem to mój dobry znajomy i wie w jakiej jesteśmy sytuacji, chce pomóc. Mała proszę cię zajmij się tym.
- Artur, jak ty to sobie wyobrażasz? Jeżeli mamy spełnić wszystkie wymagania to będę musiała przesiedzieć tam z dwa miesiące.
- Wiem, ale to może nas uratować. Proszę - spojrzał na mnie tak, jakby miał zaraz  paść na kolana i błagać.
- No nie wiem - z jednej strony to nienormalne żeby stawiać takie warunki, ale z drugiej strony wcale się nie dziwie. Izka musiała dobrze namieszać skoro facet chce brać udział w robieniu projektu. - Dobra niech będzie - powiedziałam, a jemu ulżyło.
- Dziękuję, jeszcze dzisiaj dostaniesz wszystko mailem.
- Kiedy mam jechać?
- Jutro.
- Dobra to lecę, bo chyba nie chce więcej wiedzieć.
Gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi dopadła mnie Kaśka.
- O co chodziło?
- Nic ważnego - nie chciałam jej nic mówić o zleceniu za granicą, bo zaraz byłoby pełno plotek.
Jak najszybciej wyszłam z biura aby uniknąć dalszych pytań.
Po drodze do domu wstąpiłam do sklepu i kupiłam dwie butelki wina. Monia na sto procent będzie mnie wypytywać,a ja na trzeźwo chyba nie dam rady o tym gadać. W połowie drogi zauważyłam samochód, który widziałam pod firmą, później pod sklepem, a teraz jedzie powoli za mną. Przyspieszyłam kroku i wpadłam na klatkę schodową w tempie światła.
- Boże, coś ty taka zdyszana? - zapytała Monika, a ja podbiegłam do okna, ale nic nie zobaczyłam.
- Nie, nic, coś mi się wydawało. Kupiłam wino - powiedziałam z uśmiechem.
- No widzę, ale co to za okazja? Czego chciał Artur? Dał ci podwyżkę?
- Chciałabym. Ma dla mnie projekt.
- A czy ty wiesz, że słowo urlop oznacza mieć wolne od pracy?
- Wiem, ale słuchaj tego...- opowiedziałam jej wszystko co powiedział mi Arczi.
- Czyli lecisz na Sycylię?
- Tak.
- I nie będzie cię około dwóch miesięcy?
- Tak.
- Ale będziesz do mnie dzwonić?
- Obiecuję. Wiesz to jest szansa dla firmy. W końcu będziemy mogli stanąć na nogi.
- Rozumiem. Musisz jechać. Taka szansa drugi raz ci się może nie trafić. A być może twój przyszły klient jest mega przystojny i wpadniesz mu w oko. Zostaniesz tam i ściągniesz mnie do siebie - gdy tylko to powiedziała, zaczęłyśmy się śmiać jak szalone.
Monika od razu poszła za mną do pokoju pomóc mi się spakować. Trzy godziny później położyłam się do łóżka, ale sen nie przyszedł. Całą noc zastanawiałam się z kim będę pracować i dlaczego tak bardzo zależało klientowi, akurat na moim przyjeździe. Rano wstałam i weszłam na maila znajdując tam wszystkie informacje dotyczące tego gdzie mam się udać. Była tam także informacja o zarezerwowanym locie na Sycylię w pierwszej klasie. Wzięłam swoje rzeczy, pożegnałam się z Monią i ruszyłam na lotnisko. Lot minął mi całkiem spokojnie, choć nie ukrywam, że dla mnie do latająca puszka. Kiedy przeszłam przez terminal zauważyłam mężczyznę ubranego w garnitur, który trzymał kartkę z napisem Weronika Woźniak. Przyjrzałam się dla faceta i miałam wrażenie, że gdzieś już go widziałam.
- Cześć to ja - powiedziałam pokazując na kartkę.
- Dzień dobry jakiego koloru jest Pani bagaż?
- Czarny o właśnie ten - facet wziął walizkę i ruszyliśmy do wyjścia. Przed lotniskiem czekało na mnie piękne czarne Audi Q9. Nie ukrywam, że z czystą przyjemnością rozsiadlam się i po chwili ruszyliśmy w drogę. Czas jazdy minął w mgnieniu oka. Wjeżdżając przez wielką bramę myślałam, że to mi się śni. To nie był dom, tylko jakaś jebana willa.
Cały podjazd wysypany był drobnymi kamyczkami, natomiast teren przy domu wyłożony kostką. Trawnik wokół posesji równo przystrzyżony. Facet, który mnie przywiózł otworzył mi drzwi. W tym czasie pojawił się drugi, który zabrał do środka mój bagaż.
- Zapraszam, szef na Panią już czeka - odezwał się ten, który mnie przywiózł.
Wchodząc do środka zaczęłam się rozglądać. Wszystko było bardzo bogato zdobione. Wszędzie akcenty złota lub srebra. Ogromny salon pełen przepychu. Całkiem ładnie ale zupełnie nie w moim stylu.
- Witam Weroniko - odezwał się ktoś za moimi plecami. Odwróciłam się.
- To ty? - bardziej stwierdziłam niż zapytałam.

Dotyk diabła (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz