Luca

10K 233 5
                                    

- Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć - zaczęła ostrożnie przechodzić obok szkła.
- Cholera jasna - krzyknęła i podniosła nogę.
- Poczekaj, nie ruszaj się - podszedłem do niej, wziąłem ją na ręce, choć widziałem, że chce zaprotestować i posadziłem ją na wysokim blacie - kawałek szkła wbił ci się w stopę
- Ale boli - na jej twarz wstąpił grymas bólu.
- Poczekaj, zaraz to wyjmę - poszedłem do kanciapy dla ochrony, gdzie było wszystko i wziąłem pensete, kiedy wróciłem, Weronika siedziała w tym samym miejscu. Grzeczna dziewczynka - może trochę zaboleć, kawałek jest dość mały, a muszę go wyjąć.
Zacisnęła oczy jakby szykując się na potężny ból. Ostrożnie chwyciłem kawałek szkła i szybkim ruchem go wyciągnąłem, na co ona krzyknęła.
- No i po wszystkim - opatrzyłem jej stopę - przez jakiś czas będzie ci ciężko chodzić.
- No to pięknie - podszedłem do niej i wziąłem ją na ręce. - Co ty robisz?
- Sama do pokoju nie dojdziesz, a chyba nie chcesz tu spać? - powiedziałem powstrzymując się od śmiechu.
- No tak - zaniosłem ja do pokoju i ostrożnie położyłem na łóżku.
- Gdybyś czegoś potrzebowała zawołaj ktoś przyjdzie.
- Dzięki, poradzę sobie.
Zostawiłem ją samą i poszedłem po sok, którego przeze mnie się nie napiła.
- Luca, możemy porozmawiać? - akurat przy schodach spotkałem Marię.
- Za chwilę, zaniosę tylko sok Weronice.
- Coś się stało? - dziwne, że tak się nią przejmuje.
- Nic takiego, już se poradziliśmy. Poczekaj w gabinecie, za chwilę przyjdę.
Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że Weronika była ubrana tylko w koszulkę nocną, która ledwie zakrywała jej jędrny tyłek. Zaniosłem jej sok.
- Nie trzeba było.
- Poszłaś się napić, a zamiast tego skaleczyłaś sobie stopę i to przeze mnie.
- Dziękuję - uśmiechnęła się słabo.
- Nie powinnaś chodzić po domu w takim stroju, jest tu dużo mężczyzn, którzy mogliby na ciebie patrzeć.
- Nikogo nie było.
- Porozmawiamy jutro, Dobranoc.
- Dobranoc - wyszedłem i skierowałem swoje kroki.
- O co chodzi Mario? - zapytałem wchodząc do gabinetu.
- Chodzi o Weronikę.
- No właśnie czemu tak dziwnie na nią zareagowałaś, kiedy ją zobaczyłaś?
- To nie jest zwykła dziewczyna.
- No to fakt jest niezwykła, ale do celu. O co chodzi? - położyła przede mną zdjęcie rodziny Santoro z córką. Cała rodzina została zabita dwadzieścia sześć lat temu. Byli potęgą, a Maria pracowała u nich, dopiero po śmierci całej rodziny zaczęła pracować u nas.- Po co mi to zdjęcie?
- Spójrz na panią Santoro i porównaj z wyglądem Weroniki.
Spojrzałem na zdjęcie. Te same rysy twarzy, oczy, nos, włosy.
- To niemożliwe - zatkało mnie - przecież cała rodzina została zabita.
- Nie cała. Ich jedyne dziecko żyje. I właśnie przebywa w twoim domu.
- Jak to możliwe?
- Opowiem ci to. Zaczęło się od tego, że jak wiesz, rodziną Santoro była potęgą. Mieli wielu sojuszników, ale jeszcze więcej wrogów - Maria opowiedziała mi całą historię.
- To nie prawdopodobne.
- Taka jest prawda. Dlatego byłam w takim szoku, kiedy ją zobaczyłam. Nigdy bym nie pomyślała, że jeszcze kiedyś ją zobaczę. Luca, musimy jej powiedzieć.
- Nie ma takiej opcji.
- A jeżeli ktoś ją rozpozna? Może być w ogromnym niebezpieczeństwie - tu miała rację. Nawet nie wiedząc z jakiej rodziny pochodzi, przyjeżdżając tutaj może mieć kłopoty. A to wszystko moja wina. To ja ją tu ściągnąłem.
- Dziękuję, że mi to opowiedziałaś. Kładź się spać. Dobranoc.
- Dobranoc Luca.
Wyszła, a ja jeszcze długo myślałem o tym, co powiedziała mi Maria.
Około trzeciej nad ranem położyłem się spać.
Rano wstałem z bolącą głową. Schodząc po schodach usłyszałem głos Marii i Weroniki.
- Dzień dobry, co tu tak wesoło?
- Hej, a nic Maria opowiadała mi trochę o waszym dzieciństwie - powiedziała z uśmiechem.
- Byli tak szaleni, że nikt za nimi nie nadążał - Maria zawsze lubiła opowiadać jacy byliśmy. Przeważnie wypomina nam jak rozrabialiśmy z Alexem i Vandą.
- Witam drogie Panie, Luca bracie mój - Alex nie mógł się powstrzymać od błaznowania. Podszedł do Marii o dał jej buziaka w policzek, później to samo zrobił podchodząc do Weroniki, a mnie o mało szlag nie trafił. Miałem w oczach chęć mordu.
- Jak się spało? - zapytała Weronika
- Jak zabity - puścił do niej oczko, na co ona zaczęła się śmiać. Mógłbym tego śmiechu słuchać na co dzień. Usiadłem obok niej i czułem jak zaciąga się zapachem. Normalnie myślałem, że mi stanie od tak zwykłej czynności. Jej ubiór też nie ułatwiał sprawy. Założyła koszulkę na ramiączkach i krótkie spodenki. Wykorzystując chwilę rozmowy Marii i Alexa zapytałem
- Jak noga?
- Dziękuję lepiej, choć dalej boli - skończyła pić kawę i wstała.
- Mario było przepyszne, dziękuję. Pójdę po laptopa i zabieram się za planowanie.
- Co ci się stało w nogę? Wczoraj normalnie chodziłaś - zapytał Alex, który nie miał pojęcia o tym co się wczoraj wydarzyło.
- A nic takiego, wczoraj chciałam zakraść się do twojego brata, do pokoju i się potknęłam jak zobaczyłam go nagiego - puściła do mnie oczko.
Zaśmiałem się gdy Alex patrzył to na mnie, to na Weronikę. Chyba nie do końca załapał, że mała go wkręca.
- Alex to był żart - zaśmiała się i wyszła.
- Ha ha ha, bardzo zabawne.
- Alex nie spinaj się tak.
- Ale serio to co się stało?
- Weronika wieczorem przyszła się napić, wystraszyła się jak się odezwałem, bo nie spodziewała się mnie. Upuściła szklankę, ta się rozbiła i przez przypadek mała stanęła na kawałek szkła.
- Czyli to twoja wina - powiedział oskarżycielskim tonem.
- Można tak powiedzieć. Alex musimy pogadać, ale nie tutaj. Spotkamy się w Inferno.
- Okej.
Wychodząc z kuchni, zauważyłem Weronikę schodzącą po schodach.
- Czekaj, mała pomogę ci.
- Nie trzeba, dam radę.
- To moja wina, więc chociaż tak ci pomogę.
Zniosłem ją ze schodów i cieszyłem się tą chwilą, jak małe dziecko. Lubiłem trzymać ją w ramionach i najchętniej nigdy bym jej nie puścił. Zaniosłem ja do gabinetu i posadziłem w fotelu.
- Gdybyś miała pytania dzwoń. Tu masz mój numer.
- Dzięki.
- Mam dla ciebie niespodzianke, ale to później.
- Luca, co ty kombinujesz?
- Nic strasznego.
Zabrałem dokumenty z biurka i wyszedłem. Chwilę porozmawiałem z Antoniem.
- Masz dać mi znać gdyby coś się działo. Dla Weroniki włos z głowy nie moze spaść. Jak coś się stanie ty za to odpowiadasz.
- Jasne.
Kiedy przyjechałem do klubu Alex już tam na mnie czekał.
- O czym chciałeś gadać?
- Weronika tak naprawdę nie ma na nazwisko Woźniak.
- Jak to? - zapytał zaskoczony i ciekawy tego czego się dowiedziałem.
- Tak naprawdę to Weronika Santoro - widziałem wieki szok na jego twarzy.
Odpowiedziałem mu historię, którą znam od Marii.
- To niewiarygodne.
- Też tak pomyślałem, ale wszystko się zgadza. Maria pokazała mi zdjęcie Vincenta i Eleny Santoro z córką. Weronika to idealna kopia matki.
- Wiesz co to oznacza?
- Wiem, musi mieć ochronę. Jeżeli ktokolwiek się dowie to będzie koniec.
Po paru godzinach spędzonych na rozmowie z Alexem postanowiłem wrócić do domu. Było cicho, aż zbyt cicho. Wpadłem go kuchni, ale nikogo tam nie zastałem. Pędem rzuciłem się do gabinetu. Ani śladu Weroniki. Przebiegłem przez cały dom i gdy nigdzie jej nie znalazłem poczułem, że coś się musiało stać. Zadzwoniłem do Antonia.
- Gdzie jesteś? - powiedziałem przez zęby, jeszcze spokojnym głosem.
- Przyjechała Vanda i razem z Weroniką pojechaliśmy do butiku Mirandy - kurwa, co za ulga.
- Za pół godziny będę. Czekajcie tam.
Wsiadłem w samochód i ruszyłem.

Dotyk diabła (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz