Weronika

8.3K 204 2
                                    

Nie wiem ile czasu byłam nieprzytomna. Kiedy się ocknęłam, siedziałam przywiązana do krzesła. Zobaczyłam, że ktoś stoi na przeciwko mnie.
- Kim jesteście?
- Mnie doskonale znasz - odezwał się. Ja pierdole to był Damian.
- Czego chcesz?
- Co wiesz o Russo?
- Nic nie wiem. O co ci chodzi?
- Wiesz czym się zajmuje twój kochaś?
- Po pierwsze żaden kochaś, bo nic mnie z nim nie łączy, a po drugie ma sieć hoteli, restauracji i klubów. No i co z tego? - powiedziałam to, choć wiedziałam więcej, ale nie wiedziałam ile oni wiedzą.
- Damian, wyjdźmy na chwilę - odezwał się drugi. W słabym oświetleniu zauważyłam tylko, że jest sporo starszy od Damiana.
Nie odeszli daleko i pomimo ściszenia głosu wszystko słyszałam.
- Młody, ona nic nie wie. Zawieź ją do miasta. Napewno zadzwoni do Russo. Jak tylko się pojawi załatwisz go.
- Wuju, ona napewno coś wie. Tyle czasu tam była.
- Russo jest ostrożny w tym co robi. Wątpię żeby coś jej powiedział, a teraz dalej, zabieraj ją.
Po chwili zobaczyłam Damiana.
- Chodź, odwiozę cię do miasta.
Rozwiązał mnie i popchnął w stronę wyjścia.
- Dlaczego to robisz? Po co wam Luca? - próbowałam się dowiedzieć czegokolwiek.
- Dla władzy. Kiedy zginie Russo, władze przejmie mój wuj, a potem ja.
Miał szaleństwo w oczach. Zawiózł mnie pod sklep Mirandy.
- Wysiadaj, dalej sama sobie musisz poradzić.
Widziałam jak odjechał, ale wiedziałam, że będzie niedaleko. Miał zlecenie na Lukę.
Weszłam do środka. Miranda gdy tylko mnie zobaczyła, rzuciła się w moją stronę.
- Cześć Wera, a co ty tu robisz? Chcesz coś kupić?
- Hej nie. Przepraszam, że ci przeszkadzam, ale mogłabym od ciebie zadzwonić? Zgubiłam telefon.
- Jasne, proszę - podała mi komórkę, a ja cieszyłam się jak małe dziecko, że znam numer Moni na pamięć. Po trzech sygnałach usłyszałam głos Moniki.
- Halo? - powiedziała niepewnie.
- Monia? Dzięki Bogu.
- Wera, Boże gdzie - zanim skończyła mówić Luca musiał wyrwać jej telefon i zaczął wypytywać.
- Mała jesteś cała, nic ci nie zrobili?
- Luca - głos zaczął mi się łamać - możesz po mnie przyjechać?
- Jasne, powiedz gdzie jesteś?
- W butiku Mirandy, Luca tylko uważaj - zanim skoczyłam mówić, on już się rozłączył. Nie zdążyłam powiedzieć, że to pułapka.
Dziesięć minut później zobaczyłam jak trzy SUVy podjeżdżają pod butik. Zobaczyłam otwierające się drzwi i wybiegłam krzycząc.
- Nie Luca, to pułapka! - w tej chwili padł strzał, a ja poczułam ciepło jego rąk.

Luca

Monika odebrała telefon.
- Halo? - słuchała odpowiedzi i wybuchła
- Wera, Boże gdzie - nie dałem jej dokończyć, bo wyrwałem jej ten cholerny telefon.
- Mała jesteś cała, nic ci nie zrobili? - zapytałem, bo w tej chwili tylko to się liczyło.
- Luca - słyszałem, że zaraz może się rozpłakać - możesz po mnie przyjechać?
- Jasne, powiedz gdzie jesteś?
- W butiku Mirandy - reszty nie słyszałem, bo właśnie wsiadałem do samochodu.
- Czekajcie, jadę z wami - krzyknęła Monika.
- Nie ma mowy. Zostajesz tu i czekasz na nas - powiedziałem to tak, żeby nie przyszło jej do głowy się kłócić.
Kiedy przyjechaliśmy, zobaczyłem jak Weronika wybiega i coś krzyczy. Otworzyłem drzwi i wysiadłem.
- Luca, nie to pułapka! - rzuciła się na mnie, a jej ciałem wstrząsnęło.
- Kurwa, skarbie, tylko nie zasypiaj. Wszystko będzie dobrze.
Wsiadłem z nią do samochodu.
- Alex dzwoń po doktorka.
- Jest już w drodze.
- Luca - powiedziała słabym głosem, a ja cały czas uciskałem jej bok.
- Nic nie mów, wszystko będzie dobrze.
- Przepraszam - popatrzyłem na nią, a ona zaczęła zasypiać.
- Szybciej!! Mała nie śpij, otwórz oczy - zacząłem na nią krzyczeć, ale nie reagowała.
Po dziesięciu minutach byliśmy w domu, wniosłem ostrożnie Weronikę i położyłem ją na sofie. Lekarz już czekał.
- Proszę wyjść. Wszyscy - spojrzał na mnie. Nie miałem zamiaru wychodzić.
- Gdzie Wera? - Monia wpadła i jej wzrok padł na Weronikę i ranę po postrzale - Ja pierdole miśka! Co się stało? - zaczęła płakać nad koleżanką.
- Monia chodź nie pomożesz, a jak będziesz przeszkadzać to nic to nie da - Alex odciągnął ją od nas, lekarz chyba zrozumiał, że nie mam zamiaru wychodzić, więc zaczął oczyszczać ranę.
Patrzyłem na to wszystko i nie mogłem w to uwierzyć. Ona mnie zasłoniła. Ta kula miała być dla mnie, a ona po prostu mnie zasłoniła.
- Skończone - powiedział lekarz - będzie dobrze. Musi tylko dużo odpoczywać. Najlepiej, żeby nie wstawała przez co najmniej tydzień jeżeli nie musi.
- Jasne - dałem mu pieniądze, pożegnał się i wyszedł.
Ostrożnie wziąłem ją na ręce i zaniosłem do swojego pokoju. Tego dnia obiecałem sobie, że już nigdy nie pozwolę, żeby coś jej się stało. Dotarło do mnie, jak bardzo ważna dla mnie jest. Patrząc na Weronikę obiecałem sobie również, że powiem jej prawdę gdy tylko dojdzie do siebie.

Dotyk diabła (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz