Bitwa o Hogwart
Profesor McGonagall przemawiała do uczniów. Tylko kto ukończył siedemnaście lat mógł zostać. Ktoś ze Ślizgonów zapytał o profesora Snape'a.
-,,Używając popularnego określenia, dał drapaka -Odpowiedziała profesor McGonagall, na co Gryfoni, Puchoni i Krukoni wrzasnęli gromko z uciechy." Oprócz mnie. Ja siedziałam markotnie i czekałam na dalszy rozwój akcji. Wiedziałam co się wydarzy, może nie do końca, ale wiedziałam, że wygramy. Wiele osób polegnie w walce, ale na każdej bitwie jakieś są. To nieuniknione, nawet jeśli chcielibyśmy wszytkich ochronić, wiemy, że to niemożliwe.
Profesor McGonagall dalej mówiła, ja patrzyłam na Harry'ego, który szukał w tłumie Hermiony i Rona.
"Jej ostatnie słowa zagłuszył jednak zupełnie inny głos, który potoczył się echem po całej sali. Był to głos wysoki, zimny i dobitny. Trudno było określić, skąd się wydobywa, wydawało się, że ze wszystkich czterech ścian. Jak potwór, któremu kiedyś rozkazywał, mógł tam być uśpiony przez stulecia.
-Wiem, że przygotowujecie się do walki. - Wśród uczniów rozległy się okrzyki przerażenia, niektórzy przywarli do kolegów lub koleżanek, rozglądając się wokoło w poszukiwaniu źródła głosu. -Próżne są wasze nadzieje. Mnie nie można pokonać. Nie chcę was zabijać. Żywię głęboki szacunek do nauczycieli Hogwartu. Nie chcę przelewać krwi czarodziejów. (...)
-Wydajciemi Harry'ego Pottera - rozbrzmiał głos Voldemorta - a nikomu nie stanie się krzywda. Wydajcie mi Harry'ego Pottera, a zostaniecie wynagrodzeni. Macie czas do północy."
Rozejrzałam się po Wielkiej Sali, każda głowa była zwrócona w stronę Harry'ego Pottera. Nikt nie wiedzał co zrobić. Pansy wstała i zrobiła coś czego się nie spodziewałam.
-Jeżeli ktoś będzie chciał wydać Pottera bedzie musiał zmierzyć się ze mną. -Powiedziała to i wszyscy na wyraz aprobaty krzyknęli. Uczniowie powstali, McGonagall kazała zabrać Ślizgonów, którzy nie zgadzali się z Parkinson. Zaraz po nich wyszli Krukoni.Nie było tak jak w opowieściach babci, o nie. Widziałam jak jakiś nieznany mi Krukon zostaje ugodzony Avadą. Rzuciłam na Śmierciożercę Ascendio i od razu został wyrzucony w górę i mocno uderzył w ścianę. Z kolejnymi robiłam podobnie, nie chciałam zabijać.
Właściwie z Hogwartu niewiele zostało. Niegdyś piękna Wielka Sala została teraz usiana trupami i krwią, a z korytarza do niej prowadzącego zostały tylko gruzy. Śmierciożercy wdarli się w głąb szkoły. Wieża Gryffindoru była teraz smutna i cicha, a z jej dachu spadały części niebieskiej dachówki. Niestety, wieża Ravenclawu także nie wyglądała lepiej. Po oknach właściwie nie było śladu, rozniosły się w pył wraz z kopułom ochraniającą zamek od zewnątrz. Olbrzymy z łatwością zniszczyły kilka wschodnich ścian jakby to były soczyste gruszki, które można zmiażdżyć rękoma.
-Expelliarmus! Ascendio!-Obezwładniłam kolejnego przeciwnika, a kątem oka dostrzegłam Harry'ego biegnącego do Wielkiej Sali.*
Ze smutkiem patrzyłam na odgrywającą się scenę. Fred Weasley, mój ukochany rudzielec przygnieciony przez gruzy. Przymknęłam oczy, stałam za daleko żeby coś zrobić. Za daleko, aby mu pomóc...
*Wielka Sala, a przynajmniej to co po niej zostało, była usiana w martwych ciałach. Nie mogłam na to patrzeć. Nie mogłam patrzeć jak umiera Fredy, jak Remus Lupin i Nimfadora Lupin leżą obok siebie bez życia z zastygłymi minami na ich twarzach. Już nigdy się do mnie nie uśmiechnom, żadne z nich nie opowie kawału. Przymknęłam oczy i zakryłam twarz dłońmi. Z moich oczy kapały łzy symbolizujace utratę. Czemu nie ma przy mnie Freda, który by mnie teraz przytulił i powiedział "wszystko będzie dobrze, Liza". Miesiąc temu wymyślił mi nawet nową ksywkę- mrusia, bo gdy mnie całował mruczałam z zadowolenia. Merlinie, jakie to... Ech, nie wiem co o tym myśleć, przecież... Wczoraj nic nie śniłam, żadnych okropnych śmierci, widzenia starych wydarzeń, które ktoś widział. Byłam przy nim, a on przy mnie i myśleliśmy, że nic nas nie rozdzieli. Byłam szczęśliwa, że go mam, a teraz... Jest zupełna pustka jakby ktoś wyrwał z mojego życia najważniejszą osobę, wymazał ją z mojej dalszej drogi. Wstałam i powoli podeszłam do Freda, który patrzył przed siebie. Miał twarz zastygłą w rozpaczy, mogło się wydawać, że się zamyślił, ale bystry obserwator (lub ktoś kto widział jak przygniatago kolumna) zauważy brak błysku w oczach, które wieczne dawały znak "hej, jestem tu! Zwróć na mnie uwagę!".
*
Staliśmy przed wrotami Hogwartu, gdzie Lord Voldemort wygłaszał swoje "wspaniałe" przemówienie. Wzywał czarodziejów aby do niego dołączyli. Nikt się nie ruszył.
-El.-Szepął Draco, który stoi przy moim boku. Lucjusz go woła.
-Idź, Draco. -Odpowiadam cicho i puszczam jego rękę. Muszi stąd odejść, musi być bezpieczny. Patrzy na mnie szarymi oczami, a ja tylko mrugam do niego. Dam sobie radę, a Draco musi się stąd zmyć wraz z matką i ojcem.***
Jestem w jakiejś sali, w której brakuje okien. Teraz wszystkie wyglądają tak samo. W surowym stanie wyglądają tak jakby szaro, smutno. Gonił mnie wąż. Nie do wiary? A jednak. Nagini, ten obślizły, olbrzymi waż, potrafi naprawdę szybko wić się. Oglądam się po sali, ale nic nie dostrzegłam. Jedynie duże lustr...-Elisabeth Black, w końcu mam okazję cię spotkać. Jakież to śmieszne, że tu, akurat w tej szkole i akurat w takich warunkach cię spotkałem. -W odbiciu widzę Lorda Voldemorta patrzącego jakby prosto w moje oczy. Odwracam się powoli unosząc lekko różdżkę. Voldemort jedynym machnięciem sprawił, że patyk wyleciał mi z dłoni.
-Czego chcesz?- Pytam zszokowana spodziewając się odpowiedzi.
-Czyż to nie oczywiste? Tego co powinieniem zrobić dawno. Twojej śmierci. Avada Kedavra!
Zamykam oczy i czekam.
Fragmenty zaczerpnięte z Harry Potter i Insygnia Śmierci
2/10
Mi też się podoba
Nie no żart.
Co tam u was w ogóle?
Nie ma tu żadnych szczegółów, ale chciałam skończyć tą książkę.
Moja siostra chrapie...
Jest tu kto? Jeśli to czytacie to jesteście tymi (nie)szczęśliwcami, którzy dotrwali do samego końca. Nawet nie musicie zostawiać gwiazdki, zrozumiem to.
Przestań chrapać.Oh my lord poszłam do łazienki i aż tu cie słychać...
Chyba skapliście się, że Elisa umarła? Voldzio ją zabił...
Tak zwalam na niego winę, bo czemu by nie.
Ok, znajdźcie sobie fajniejsze opko. Mogę polecić kilka starych i już skończonych. I FAJNYCH.
KONIEC.
23.01.18
CZYTASZ
Elisabeth Black| reupload
ФанфикReupload tak dla świętego spokoju. Nie jestem dumna z tej opowieści, bo powstała w haniebny sposób, ale chcę się pozbyć tego z notatek.