Rozdział 34 - Podmioty ciężkiej próby

410 42 5
                                    

Gdyby zapytać, co było straszną torturą, Hermiona Granger odpowiedziałaby, że zamknięcie w pokoju bez materiałów do czytania. Połowa jej okropnego losu się spełniła, bo oto była zamknięta w pokoju, w którym nie było nic do czytania, chociaż nie była sama. Towarzyszyła jej trójka znajomych w tym, co mogło być jej ostatnim więzieniem, jeśli jej bystry mózg nie znajdzie wyjścia.

Ich nowe pomieszczenia były mniejsze niż poprzednie, ponieważ nie byli już w Dworze Malfoyów, ale w kamiennym pomieszczeniu z dwoma wypchanymi słomą paletami, szorstkimi, wełnianymi kocami oraz czterema cynowymi kubkami i miskami. Porywacze karmili ich trzy razy dziennie, śniadanie składało się zazwyczaj z gęstej owsianki z odrobiną masła i cukru, obiadem był jakiś gulasz z mięsem i warzywami, a kolacją była jakaś kanapka, do każdego posiłku podawana była woda lub kawa. Jedzenie nie było obfite, ale było sycące i przynajmniej byli karmieni.

Hermiona mogła się zorientować, że prawdopodobnie byli w celi jakiś dzień lub dwa, chociaż czas był niemożliwy do oszacowania tutaj, na dole. Żadne z nich nie miało pojęcia, gdzie są, ani jak się tu dostali, jedynie wiedzieli, że zasnęli w pokoju w Dworze Malfoyów i obudzili się tutaj.

Od czasu do czasu przychodzili Bella lub Glizdogon, by zaprowadzić ich do toalety, celując w nich swoje różdżki, więc nie było nadziei na próbę ucieczki, bo zostaną przeklęci przez jakąś paskudna klątwę. Cała czwórka nie była na tyle głupia, by próbować uciec, gdy po pierwsze był przy nich jeden ze śmierciożerców, a po drugie, nie mieli pojęcia, gdzie są ani dokąd iść.

Hermiona żałowała, że nie założyła do łóżka cieplejszej piżamy, ponieważ w pomieszczeniu zawsze było zimno i powstrzymywała się od ciągłych dreszczy, owijając się jednym z wełnianych koców.

- Dlaczego są dla nas mili? – zapytała Marietta, gdy po raz drugi zostali nakarmieni.

- Uwierz mi, nie są – powiedział Vince po zjedzeniu swojej porcji gulaszu. Miski i łyżki zniknęły, gdy skończyli. – Karmią nas, byśmy byli zdrowi na każdy mroczny rytuał, jaki zaplanowali. Domyślam się, że spróbują sprowadzić Mrocznego.

Cała trójka wzdrygnęła się, nie musząc pytać, jak zamierzają to zrobić.

- To dlatego nas nie skrzywdzili – ciągnął ponuro Vince. – Ponieważ dobra ofiara musi być silna. Co oznacza, że wkrótce będziemy musieli się stąd wydostać.

- Świetna dedukcja, Crabbe – warknęła Susan. – A jak sugerujesz to zrobić? Przelecieć przez sufit? Przejść przez ścianę?

Crabbe wyglądał na niewzruszonego jej kąśliwą postawą, chociaż Marietta spojrzała gniewnie na drugą czarownicą i powiedziałaby coś, gdyby Hermiona nie dotknęła jej ramienia i nie potrząsnęła głową. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowali, była kłótnia.

- Chciałbym – odpowiedział Crabbe z parsknięciem. – Ale ponieważ nie jesteśmy w stanie dokonać cudów, mam coś innego, co może pomóc.

- Co takiego? Wyciągniesz różdżkę Lestrange, gdy nie będzie patrzyła?

- Nie. – Zasyczał cicho i z jego rękawa wysunął się smukły wąż. – Hej, moja piękna. – Vince zanucił do swojego chowańca. – To jest Vera, boa z dzikiego lasu deszczowego, mój chowaniec, bardzo inteligentny.

Vera owinęła się wokół jego nadgarstka, przyglądając się z zainteresowaniem innym, jej rozwidlony język poruszał się, gdy wąchała wszystkich i testowała powietrze.

Susan wpatrywała się w węża.

- Jak udało jej się przedostać przez śmierciożerców? Czy była z tobą cały czas?

Polowanie Dwóch Jastrzębi | TłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz