Dumbledore chodził tam i z powrotem obok drzewa, przy którym kazał mu czekać Zamaskowany, jeśli chciał wymienić się z czwórką dzieci. W głębi serca Albus nie ufał śmierciożercy, ale czuł, że nie ma w tej sprawie wyboru. Jeśli mógł zrobić coś, żeby ich uwolniono, zrobi to. Przez drzewa wiał zimny i ostry wiatr, więc owinął się ciaśniej swoją ocieplaną, fioletową szatą. Chłód Zakazanego Lasu otulał go jak płaszcz mrozu, zmrażając go do szpiku kostnego. Jego broda poruszała się, gdy chodził, nieprzyzwyczajony do tak długiego czekania. Minęło pół godziny od jego przybycia, pół godziny od wysłania odpowiedzi do Zamaskowanego.
Czekanie doprowadzało go do szaleństwa.
Zmusił się do zachowania spokoju, do wdechu i wydechu, do oparcia się o pień drzewa, by pozornie wyglądać, jakby cierpliwie czekał na przybycie starego przyjaciela. Nigdy nie było mu tak trudno utrzymać swojej zwyczajnej fasady. Dzieci. Co może stać się jego dzieciom? Był kipiącą masą nerwów i żałował, że nie ma eliksiru uspokajającego. Czuł się tak jak wtedy, kiedy wysłał Severusa, by szpiegował Voldemorta. Tyle że to było gorsze. Dużo gorsze. Severus był wyszkolonym informatorem. Czworo dzieci było niewinnymi pionkami w śmiertelnej grze, a powinien był się upewnić, że zakończy się ona tej nocy w departamencie tajemnic.
Co poświęcisz, Albusie?
Kiedyś odpowiedziałby beztrosko, że wszystko, co trzeba.
Tylko, że to też było kłamstwo.
Poświęcił bowiem innych, by sprawdzić Voldemorta, ale nigdy tak naprawdę nie poświęcił siebie.
Był królem, nadzorował wszystkie figury na planszy, władcą marionetek w cieniu, ciągnąc najpierw jedną strunę, a potem drugą.
Aż do teraz.
Poczuł poruszenie w powietrzu i wiedział, że w pobliżu była użyta magia. To zawsze był jeden z jego talentów, wyczuwanie używanej magii, bliskiej lub dalekiej, a także rodzaju magii, taki jak zaklęcie lub klątwy oraz to, czy nosiły mroczną skazę. Doprowadziło to do tego, że niektórzy z jego kolegów oświadczyli, że jest wszechwiedzący, choć nie była to prawda. Zachęcał jednak te przekonania, ponieważ wiedział, że wzbudzi ono strach wśród mrocznych czarodziejów, w szczególności jednego. Pic na wodę, staruszku. Ale to cię teraz nie uratuje, kpiły z niego jego myśli. Jego sprytny podstęp dobiegł końca. Tiara powinna umieścić mnie w Slytherinie, biorąc pod uwagę całe praktykowane przeze mnie oszustwo. Z drugiej strony udawanie kogoś, kim się nie jest, wymaga wielkiej odwagi. To sprawiło, że pomyślał o Severusie, który ukrył swoje współczucie za cierniowym murem, który udawał, że podąża za złem na jego żądanie, który zaryzykował wszystko, by spełnić obietnicę złożoną dawno temu swojej ukochanej. A ty wykorzystałeś tą miłość, Albusie, wykorzystałeś ją, by stał się idealnym agentem i obrońcą młodego Harry'ego, którego potrzebowałeś, skarciło go sumienie.
Nagle pożałował, że nie może przeprosić Mistrza Eliksirów, pogodzić się, ale nie było już czasu. W klepsydrze skończył się piasek.
- No, no. W końcu postanowiłeś się pokazać. Jak orzeźwiająco szlachetny.
Dumbledore odwrócił się powoli, by stanąć twarzą w twarz z wysoką postacią w czarnej szacie i żelaznej masce. Głos za maską był gładki, kulturalny i pełen pogardy.
- Jestem tutaj, jak obiecałem – powiedział krótko stary czarodziej. – Twoja różdżka, staruszku. Oddaj mi ją.
Dumbledore wyciągnął różdżkę i podał ją postaci z krótkim ukłonem.
- Oddam Cezarowi to, co należy do Cezara – odparł nonszalancko.
Zza maski rozległo się parsknięcie.
CZYTASZ
Polowanie Dwóch Jastrzębi | Tłumaczenie
FanficSequel "Złamanych Skrzydeł". Harry i Severus poszukują pozostałych horkruksów. Czy potrafią wypełnić przepowiednię o dwóch polujących jastrzębiach i zniszczyć na zawsze Voldemorta?