Rozdział 35 - Nadchodzące niebezpieczeństwo

422 38 13
                                    

Harry poszedł spakować się po śniadaniu, wiedząc, że wkrótce muszą ruszać, ale był bardzo niechętny, tak jak wtedy, gdy opuszczali Sylvanor. Schował koszulkę do plecaka i zastanowił się, dlaczego za każdym razem, gdy zaczynał lubić jakieś miejsce, musiał je opuścić. Zwykle nagle i pod osłoną nocy. Typowe. Choć raz chciałby odejść skądś bez pośpiechu, jak normalny człowiek, zamiast uciekać jak zając goniony przez upartego psa.

Uniósł wzrok i zobaczył, jak Jace opiera się niedbale o framugę.

- Spakowany, Harry?

- Tak. Ale z pewnością chciałbym zostać trochę dłużej – powiedział tęsknie.

- Wiem. To miejsce ci się coraz bardziej podoba, co?

Harry skinął głową.

- Choćby nawet i skromny...

- Nie ma to jak w domu – dokończył cicho czytający. – To prawda. Szkoła jest super i w ogóle, chyba że Malfoy jest dupkiem, ale cieszę się, jak jestem w domu.

- Powiedziałbym, że znam to uczucie, ale... nigdy tak naprawdę nigdy wcześniej nie miałem miejsca, które mogłem nazwać domem. Privet Drive cztery było tylko miejscem, gdzie mieszkałem latem, ponieważ Dumbledore nie pozwoliłby mi zostać w szkole.

- Ach. Twoi krewni byli do niczego, prawda?

Harry zaśmiał się krótko.

- Można to tak ująć. Nie lubili magii, nie lubili mnie i pewnie mieli nadzieję, że w każdym roku nie wrócę już po zakończeniu semestru. Niestety wracałem.

- Ale teraz mieszkasz z profesorem, prawda?

- Tak, ale tak naprawdę nie miałem szansy, by mieszkać w jego domu, ze względu na naszą misję. W ogóle nie postawiliśmy stopy w tym miejscu, po prostu przenieśliśmy tam nasze kufry. A mimo to jestem pewny, że będzie to pałac w porównaniu z Dursleyami. – Harry zarzucił plecak na ramię. – Będę za tym miejscem tęsknić.

- W każdej chwili możesz wrócić, Harry – powiedział szczerze Jace.

- Dzięki, dzieciaku. – Harry uśmiechnął się do niego. Spędzanie czasu z Witherspoonami sprawiało mu przyjemność tak samo, jak kiedy przebywał u Weasleyów. I podejrzewał, że to samo czuł pewien Mistrz Eliksirów.

Dwaj przyjaciele przeszli korytarzem do sypialni Severusa, gdzie ten również się pakował i usłyszeli znajomy głosik:

- Gdzie idziesz, profesorze Sevi?

Severus podniósł wzrok znad chowania ostatnich rzeczy do plecaka i zobaczył, że Jilly stoi w drzwiach, kciuk miała częściowo w ustach, jej zielone oczy – które przypominały mu o Lily – patrzyły pytająco.

- Obawiam się, że muszę wyjechać, Jilly. Widzisz, muszę dokończyć ważną pracę i chociaż chciałbym zostać dłużej, nie mogę.

Twarz dziewczynki przybrała wyraz skrajnego nieszczęścia.

- Nie! Proszę, nie idź! Nie chcę, żebyś szedł! – Rzuciła się na niego, chwytając go za kolana i ukrywając głowę w jego szatach. – Nie-e-e! Proszę, zostań ze mną! Potsebuję cię... do czytania i obiecałeś, że mi pokażasz, jak się robi eliksiry! – ryknęła, jąkając się między szlochami. – Potrzebuję mojego Sevi!

Severus po prostu stał, nie mogąc znaleźć słów, patrząc w dół na rozhisteryzowane dziecko, owinięte wokół jego nóg i czując się z każdą minutą coraz bardziej nieszczęśliwy. Nie wiedział, co robić albo jak zareagować, bo żadne dziecko nigdy go tak nie prosiło, by został. Czuł jej smutek, uderzał jak strzała w jego serce, bo Jilly była tak zdenerwowana, że przekazywała mu swoje emocje.

Polowanie Dwóch Jastrzębi | TłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz