Mazury 3

856 28 12
                                    

-Możesz łaskawie przestać gapić się na mnie jak jem? Czuje się co najmniej niekomfortowo. - odezwałam się kiedy Jakowski podparl głowę na dłoni i od kilku minut w ciszy obserwował mnie zajadającą się płatkami.

-O masakra! Widziałem cie jak z gołą dupą biegałaś przed domem a teraz nagle niekomfortowo. No ale dobra jak tak mówisz to proszę. - wyciągnął telefon z kieszeni i jak domyślam się po dźwięku, który wydało urządzenie włączył aparat.

-Ej no! Miałam wtedy sześć lat to nie moja wina, że pies brzęczącego Mariana rozerwał mi spodnie! - zaśmiałam się przypominając sobie tą przykrą sytuację i to jak zawsze mówiliśmy na pana Mariana. Biedny zawsze narzekał, że chyba zaległy mu się gdzieś pszczoły bo cały czas coś mu brzęczy.

-Jak nie twoja wina? Kobieto ty mu wparowałaś na podwórko! - roześmiał się.

-A czyli taki mądry jesteś. Ciekawe kto mi kazał po piłkę iść bo wykopał przez płotek. Z jaką siłą ty musiałeś ją w ogóle kopnąć żeby przeleciała nad ogródkami trzem osobom i trafiła centralnie w środek do pana Mariana!

Śmiałam się wraz z chłopakiem. Na chwilę jednak odwróciłam swój wzrok na widok za oknem, a bardziej na kobietę idącą niedaleko. Szczupłe uda czego bardzo zazdrościłam, chudy brzuch i piękne wcięcie w talii. Wyraz twarzy kogoś mi przypominał, a sama ona widocznie sobie ze mnie szydziła. Jej wzrok niemalże wypalał dziury we mnie przez co poczułam się bardzo nieswojo. Oderwałam od niej swoje spojrzenie, który zwróciłam na swoją miskę pełną płatków. Od razu odechciało mi się jeść, więc trąciłam naczynie lekko ręką abym nawet nie musiała na nie patrzeć. Przetarłam twarz dłońmi i utkwilam swój wzrok w Wiktorze. Najpierw patrzył na mnie jakby chciał mi coś przekazać, później jednak przykleił na twarz smutny uśmiech i podniósł się przytulając moją głowę do swojego brzucha.

-Zjedz te płatki i się nie przejmuj, wyglądasz naprawdę dobrze.

Szczery uśmiech samoistnie wkradł się na moją twarz. I choć były to dość błahe sprawy, cieszyły mnie niesamowicie.
Mimo tego co powiedział Wiktor ostatecznie nie dokończyłam swojego śniadania.
Jako, że był to czwarty a za razem ostatni dzień pobytu na mazurach byłam zmuszona do ponownego spakowania swoich rzeczy. Było może trochę po 16 kiedy usiadłam na miejscu pasażera czekając aż brunet odpali samochód i wreszcie ruszymy w drogę powrotną. Jak zawsze z naszym szczęściem trafiliśmy na korek przez co zamiast jechać trzy godziny jechaliśmy pięć. Nie narzekałam, dużo porozmawialiśmy, razem śpiewaliśmy piosenki i wspominaliśmy czasy kiedy największym zmartwieniem był ograniczony czas zabawy. Nasze złączone dłonie jedynie przypominały mi, jak bardzo byłam wtedy szczęśliwa.

Cholernie za tym tęsknię. Za szczęściem, które dawał mi Wiktor.

Przyjaciele //Kinny Zimmer Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz