Ucieczka

671 31 8
                                    

-Nie wiem jak ty ale ja sądzę, że on na pewno chce żebyś była. - ostatni raz słyszałam głos Janka w słuchawce, po chwili najzwyczajniej się rozłączył.

-Cholera by to wzięła. - skomentowałam do siebie. Już trzecia osoba dzwoni do mnie z zaproszeniem na imprezę z okazji wydania piosenki "Rozmazana kreska".
Dzwonił Mateusz, Sebastian i teraz Jan. Każdy z nich powtarzał, że na pewno Wiktor bardzo chce żebym uczestniczyła w tym "przyjęciu". Sam Wiktor w żaden sposób tego nie potwierdził przez co nie byłam skora do przyjścia.

Była sobota, godzina około szesnastej więc powoli postanowiłam się szykować. Ubrałam na siebie czarna sukienkę, pomalowałam się i pokręciłam włosy. Do miejsca imprezy, dojechałam o dwudziestej czyli spóźniona o dokładnie dwie godziny. Wypadły mi jeszcze dwie ważne sprawy, których przełożyć nie mogłam.
Cały ten wieczór trzymałam się z boku. Dam sobie rękę uciąć, że nie widział mnie nikt z moich znajomych.
W pewnym momencie wyszłam zapalić papierosa. Z drinkiem w ręku usiadłam na ławce i chwilowo się zamyśliłam.

-Przyszłaś? - podskoczyłam na głos Wiktora zza pleców.

-Tak, ale chyba zaraz pójdę. Czuję się niepotrzebna tutaj i zbędna. - wzruszyłam ramionami, a chłopak usiadł obok mnie.

-Proszę, zostań. - otworzyłam szeroko oczy. On naprawdę chce bym tu była?
-Wiesz ostatnio chłopacy powiedzieli mi coś bardzo przykrego i było mi bardzo żal. Chciałem dowiedzieć się czy to prawda.

Powiedział, a ja zaczęłam zastanawiać się o co może chodzić. Chciałam wiedzieć jednak strasznie się bałam dowiedzieć.
Ręce zaczęły mi się trząść, wzięłam głęboki wdech i zaczęłam bawić się bandażem wciąż obecnym na moim nadgarstku.

-Podobno od ponad trzech miesięcy nie wyszłaś do nich. Piosenki wydawałaś z domu z tego twojego prowizorycznego studia, nie odbierałaś ani nie odpisywałaś.
Czy wszystko już w porządku?

-Wiesz odkąd... Z-zerwałeś ze mną. Fakt miewałam gorsze momenty... Cały czas.

-Wybacz, tak okropnie żałuję tego jak źle cie potraktowałem. Tak naprawdę nigdy nie chciałem...

I w tym momencie biały materiał zasłaniający prawie zagojoną ranę, zsunął się ukazując ją w pełnej okazałości. Jakowski najpierw uniósł brwi, później je zmarszczył. Wyglądał na złego a jednocześnie okropnie smutnego.

-Wiedziałem, że nic sobie nie skręciłaś. - kiwnął głową na mój nadgarstek, który za wszelką cenę starałam się ukryć. Nie odzywałam się więcej on również. Spaliłam swojego papierosa i dopiłam drinka. Założyłam słuchawki wciąż tkwiące w mojej torebce, po czym z lekkim uśmiechem udałam się do mieszkania. Nikt nawet nie zauważył, że mnie nie ma. Bez problemowo uciekłam.
Przynajmniej tak myślałam.

Kinny Wiktor 😚🍃:
uciekłaś :(

Przyjaciele //Kinny Zimmer Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz