ROZDZIAŁ 19

1.8K 43 18
                                    

Xavier

Przyzwyczaiłem się już do tego obskurnego pokoju, a może trafniej - celi. Szare, odrapane ściany, beton, mnóstwo betonu. Skrzypiące łóżko, z metalowymi szczeblami i wysłużonym materacem. Mały stolik w rogu, z drewnianym krzesłem. Niewielka komoda po lewej stronie. Brak okien. I ten cholerny zapach stęchlizny, od którego momentami robiło mi się niedobrze.

Ale w końcu człowiek, to istota, która przyzwyczai się do wszystkiego. Narzekamy, jak to źle nam jest, ale prawda jest taka, że czasami nie mamy wyboru i wtedy zamiast kolejnych epitetów na temat naszej sytuacji, wyrażamy akceptację, zaciskając zęby.

Po prawie czterech miesiącach nie miałem już siły ani ochoty narzekać, denerwować się, czy nawet płakać nad swoim położeniem. Nie było po co. Nic by to nie zmieniło.

Winston wykorzystywał mnie do wielu niebezpiecznych akcji. Uznał raz, że szkoda mu wysyłać na takie misje swoich zaufanych ludzi, więc ja mogę tam iść. W końcu nawet, jeśli coś mi się stanie to żadna strata.

Podczas tych misji nie raz zostałem postrzelony, nie raz ledwo uszedłem z życiem i nie raz miałem ochotę już przejść na tamten świat, żeby tylko odczuć spokój i ulgę.

Do tego prace na rzecz fabryk Chartonów. Tam panował umowny luz i było trochę lepiej, ale zdarzały się dni kiedy rozpętywało się istne piekło na Ziemi.

Generalnie oprócz tego nie działa mi się tutaj większa krzywda. No chyba, że Winston, albo któryś z jego popierdolonych wspólników mieli zły dzień. Wystarczyła chwila, żeby wysłali mnie na "karę" do swoich żołnierzy. Tą "karą" było zwykłe pobicie, raz lżejsze, raz mocniejsze. Do tego czasami głodówki, w których nie otrzymywałem posiłków przez 2-3 dni.

Czy tęskniłem za Christine? Czy brakowało mi jej? Dobre pytanie.

Starałem się o niej nie myśleć, bo przecież to nie miało większego sensu. I tak się tu nie pojawi, nie uwolni. Sama mnie wkopała w to gówno i doskonale wiem, że jestem zdany tylko sam na siebie. Czasami widywałem ją w snach i wtedy często wspominałem wszystkie chwile z nią. Starałem się jednak ich nie rozpamiętywać. Pierwszy raz ktoś mnie zranił. Pierwszy. Nie chciałem myśleć za długo o swojej porażce.

Nie miałem również kontaktu z moimi ludźmi. Nie było mowy o telefonie, laptopie. Ani tym bardziej o ucieczce. Wiem, bo próbowałem. Skończyło się złamanymi żebrami.

Tego poranka jak zawsze obudziłem się o 7:00. Na początek skromne, ale całkiem smaczne śniadanie. Potem chwila dla siebie, podczas której i tak nie miałem co robić.

Dzisiaj, czekało mnie potwornie długie 10 godzin w fabryce obok. Przynajmniej mogłem czymś zająć myśli i ręce.

Do drzwi mojej celi ktoś zapukał, a po chwili w progu zobaczyłem niskiego blondyna. Był to Charlie, jedyny w miarę poukładany i uprzejmy wspólnik Winstona. Był wobec mnie całkiem w porządku, chociaż kazał mi nie mówić o tym nikomu.

- Cześć - westchnął - Wiesz, co dzisiaj na ciebie czeka, więc masz 5 minut na przebranie się. Czekam za drzwiami.

Kiwnąłem głową i zacząłem grzebać w szafce komody. Znalazłem jakąś znoszoną, czarną koszulkę i trochę za duże jeansy. Przeczesałem odrobinę włosy i byłem gotowy.

- Już! - krzyknąłem.

Nie mogłem samodzielnie wychodzić z celi, nawet jeśli była ona otwarta. Musiał mnie ktoś z niej wyprowadzić.

Do środka znowu wszedł Charlie i zaprosił mnie do siebie gestem dłoni. Spokojnie ruszyłem w jego kierunku i wspólnie wyszliśmy na korytarz, na którym w końcu mogłem zmrużyć oczy przez oślepiające światło słoneczne. Doskonale znałem trasę do tej fabryki, ale oczywiście nie miałem prawa samodzielnie poruszać się po tym miejscu.

Otherside [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz