ROZDZIAŁ 37

2K 39 43
                                    

Christine

Początek września w tym roku okazywał się przyjemny i ciepły, co niezmiernie mnie cieszyło. Kochałam eksponować swoje ciało, prażyć się w słońcu i po prostu cieszyć tym, jak świat żyje. Korzystałam z każdej możliwej chwili, by celebrować tę piękną porę roku jaka jest lato.

Dzisiaj postanowiłam jednak pomóc ogrodnikowi w podlewaniu kwiatów. Co prawda robił to samodzielnie od dobrych kilku lat, ale nie miałam nic lepszego do roboty, a Xavier był zajęty w swoim gabinecie. Od parunastu dni z nieba nie spadła choćby kropelka deszczu, a słońce niemiłosiernie parzyło te biedne rośliny.

Powoli przemierzałam alejki z kwiatami dając im trochę wytchnienia. Przetarłam oczy, czując się nieziemsko znudzona. Kiedy już miałam odłożyć długi wąż ogrodowy, mój wzrok przykuła rzecz leżąca na ziemi pomiędzy wielkimi różami.

Była to jakaś mała karteczka, która na pewno nie znalazła się tam przez przypadek. Rozejrzałam się wokół, by upewnić się, że nikt specjalnie się mną nie interesuje i schyliłam się by podnieść to coś.

Kartka była wyrwana z jakiegoś większego formatu oraz zgięta w pół. Kiedy ją otworzyłam, przeczytałam to:
" Już niedługo" oraz podpis: "E."

Wstałam i zmarszczyłam czoło. Kto to jest "E"? I co się stanie "już niedługo"? Z tego co wiem, żaden z przebywających tutaj żołnierzy Xaviera nie miał imienia zaczynającego się na tą właśnie literkę. Jedno wiedziałam na pewno - to, że znalazła się właśnie tutaj, nie było w żadnym wypadku przypadkiem.

Zgięłam kartkę i włożyłam do kieszeni szortów. Na razie nie zamierzałam nic mówić Xavierowi.

Odłożyłam wąż ogrodowy na miejsce i wróciłam do rezydencji. Panował w niej przyjemny chłód, który pozwolił mi głęboko odetchnąć. Tupiąc nogami jak mała dziewczynka, dotarłam do gabinetu Xaviera. Weszłam jak zwykle bez pukania.

- Ile razy ci mówiłem... - westchnął.

- Tak, tak panie porządny. Nie obchodzi mnie to - prychnęłam siadając na blacie biurka.

Jego oczy zwróciły się na mnie z lekką pogardą i rozbawieniem.

- Czego chcesz, mała diablico? - spytał.

Zrzuciłam swoje buty i wstałam. Zaczęłam się przechadzać po biurku, które na szczęście było masywne i bez trudu wytrzymało mój ciężar.

- A skąd wiesz, że w ogóle coś chcę?

- Złaź na dół, bo jeszcze spadniesz - wtrącił.

- Aż taka głupia nie jestem, żeby spaść. Martw się o siebie.

Spojrzałam na niego z góry. Podpierał się jedną ręką o podłokietnik fotela i powstrzymywał wybuch śmiechu.

- Idź poczytaj coś z biblioteki, może nabierzesz rozumu - powiedział.

- Cooo? Sądzisz, że jestem głupia? - zachichotałam.

Oboje zaczęliśmy się śmiać, po czym Xavier zamknął laptop i spoważniał.

- Jadę do Daylight.

- Po co? - spytałam.

Wstał i rozpiął jeden guzik koszuli.

- Poderwać jakieś dziewczyny. W końcu szefowi się nie oprą - mrugnął porozumiewawczo.

Zrobiłam minę obrażonej dziewczynki i stanęłam w miejscu.

- Jadę z tobą!

Zamarł w pół kroku do wyjścia.

- O nie nie nie, bo mi rozniesiesz cały klub, albo się upijesz, a dobrze wiesz, że nie możesz - zaprotestował grożąc mi palcem.

Otherside [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz