ROZDZIAŁ 28

1.7K 40 15
                                    

Xavier

Od wyjścia Christine minęły dwa dni. Pisaliśmy ze sobą całą noc, chociaż sprawiało mi to zbyt dużo bólu. Świadomość, że być może te wiadomości, to ostatni kontakt z nią. Ostatni, w całym moim życiu.

Lekarz nie wróżył mi dobrze. Operacja miała się odbyć jutro, a ja wciąż nie byłem pewien czy jej chcę. Może lepiej byłoby umrzeć bez niej? W końcu nawet ten zabieg nie dawał pewności tego, że przeżyję.

Było krótko po 05:30. Christine napisała mi, że idzie choć chwilę pospać dokładnie dwadzieścia dwie minuty temu. Ja też byłem zmęczony, ale wiedziałem, że nie zasnę.

Żałowałem. Tak wielu rzeczy żałowałem. Żałowałem, że nie zabiłem brata Christine kiedy miałem do tego okazję. Wtedy może to wszystko wyglądałoby inaczej. Żałowałem, że nie spędziłem tych parunastu godzin z nią trochę lepiej. Nie umiem się nacieszyć jej dotykiem, ale wtedy zdecydowanie za mało jej dotykałem. Zrobiłbym wszystko, żeby znowu poczuć ją w swoich ramionach. Poczuć ten spokój, zobaczyć uśmiech.

Cholernie bałem się wizji śmierci. Ale nie, nie bałem się śmierci samej w sobie. Cały proces umierania nie był ani trochę straszny. Narażałem się już milion razy i nigdy nie czułem strachu.

Bałem się tego co mogę tutaj zostawić. Tego, że mogę zostawić ją. Teraz, kiedy jest moją narzeczoną.

Chociaż wcale jej nie wybaczyłem. Nie do końca. Gdzieś tam w środku pogodziłem się z wydarzeniami przeszłości, jednak wciąż czułem piekielną wściekłość i chęć zemsty na samą myśl o tym. Mimo wszystko nie chciałem, żebyśmy żegnali się w niezgodzie i niepewności, skoro to mogło być nasze ostatnie spotkanie.

Szkoda mi było nawet Victora. Mimo, że w mafiach zwykle nie ma przyjaźni, ani bliższych relacji, czułem, że Victor i ja jesteśmy naprawdę dobrymi kumplami. Pomagałem mu w najgorszym czasie jego życia, on również robił dla mnie wszystko to, czego chciałem. Może i opieraliśmy się na wyświadczaniu sobie przysług, ale byliśmy gotowi stanąć w swojej obronie w każdej sytuacji.

Wstałem ociężale z łóżka. W mojej głowie roiło się zbyt dużo myśli. Czułem, że jest ich ogromnie dużo. Dałbym wszystko, żeby choć na moment przestać myśleć.

Rozejrzałem się po pokoju. Nie miałem w nim za grosz prywatności, bo ze względu na mój stan zdrowia, pielęgniarki miały tu praktycznie wolny wstęp jakbym był pierdolonym okazem w muzeum.

Na szczęście udało mi się je przekonać, że mają zamykać za sobą drzwi i zawsze pukać zanim wejdą. Nie pozwoliłbym sobie na takie niebezpieczeństwo. Gdyby któraś z nich zobaczyła za dużo, mogłoby się to niezbyt dobrze skończyć.

Przez chwilę nasłuchiwałem odgłosów z korytarza. Upewniwszy się, że nikt do mnie nie idzie, podszedłem do swojej torby w rogu pomieszczenia. Nie miałem siły na rozpakowywanie, więc po prostu rzuciłem bagażem i zostawiłem.

Przekopałem stertę ciuchów i książek, które czytałem dla zabicia czasu. Wyciągnąłem na wierzch szarą bluzę z kapturem. Ktoś, kto dobrze mnie znał od razu uznałby to za podejrzane. Nigdy nie nosiłem bluz z kapturem, nawet bluzy bez nich ubierałem bardzo rzadko. Tylko moja służąca widziała mnie w bluzie dwa razy.

Położyłem ubranie na podłodze i delikatnie rozłożyłem. Moim oczom ukazał się przedmiot, za którym tak bardzo tęskniłem.

Przepiękny, czarny, matowy pistolet. Używałem go już dobrych kilka lat i nigdy mnie nie zawiódł. Nosiłem go codziennie przy sobie, dopóki nie trafiłem tutaj. W końcu to placówka medyczna i nie chciałem wpędzać tutejszych pacjentów w panikę.

Otherside [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz