» Rozdział 7 «

586 70 125
                                    

Rozdział zawiera sceny przemocy wobec kobiet i dzieci, a także przedstawia niezdrowe zachowania.

^^^^^

Wyszli z trzeciego mieszkania, w którym domownicy trzymali się reguł narzuconych przez Starszyznę. Nie od razu mogli im odpuścić, bo jeszcze zamierzali wpaść z niezapowiedzianą wizytą, ale mimo wszystko Marka ucieszyło, że to, co robi, ma jakiś sens. Ludzie bojący się Starszyzny poprawiali zarówno swój byt, jak i dzieci. A to przecież najważniejsze. Mógł po to nawet zarywać noce, żeby włóczyć się od adresu do adresu.

– Co następne? – Marek zapiął pas i odpalił silnik.

– Grzeszczykowie. Kojarzysz? – Fabian mielił w ustach batonika, czytając kolejną pozycję z listy.

– A później?

– Po kolei w stronę domu. Do rana się wyrobimy, a jak pójdzie gładko, to będziemy za trzy godziny.

– Okej. – Westchnął ciężko, wyjeżdżając z parkingu. Nie podobała mu się ta trasa, bo Grzeszczykowie mieszkali niemal na granicy rejonów, czyli tak, jakby jechał do Anity. To sprawiło, że stał się jeszcze bardziej spięty.

– Jak po ślubie? – zagadał Fabian w czasie drogi.

– Świetnie – odparł zimno Marek, podgłaśniając muzykę. Tym samym okazał, że nie ma ochoty na pogaduszki o małżeństwie, a rockowe brzmienia grały nuty jego poszarpanej duszy.

Na prośbę Fabiana Marek zatrzymał się przy jednym z nocnych, żeby ten mógł dokupić sobie fajki i energetyki. Droga w stronę Anity stawała się coraz cięższa z każdym kilometrem. Osiadła brzemieniem na ramionach, głowie, powiekach i wszystkich wnętrznościach. Niewyobrażalna, przytłaczająca go ciężkość sprawiła, że się poddał. Złamał swoje zasady. Sięgnął po telefon i wszedł w galerię zdjęć. Wpisał hasło w ukrytym folderze, a na ekranie wyświetliły się jej oczy, uśmiech, piękne włosy i pociągające ciało kochające taniec. Fotografia, na której spokojnie spała, a którą zrobił jako ostatnią, niemal wyżarła mu skórę, zamieniając krew w rozlewającą się, palącą toksynę. Wiedział, że się z nią żegna. Już wtedy wiedział, ona nie. Kochał na nią patrzeć, ale czuł do siebie coraz większy wstręt. Skrzywdził ją. Jak wszyscy do tej pory. Był dupkiem, był gnojkiem, był...

– Jedziemy? – Fabian wskoczył na swoje miejsce, wpuszczając do środka chłodne noce powietrze.

– Tak. Zapnij pas, bo ta rodzinka jest naprawdę popierdolona. Mam wrażenie, że nie dotrze do niego, nawet jeśli będziemy mu wbijali ostrzeżenia kołkiem w ten pusty łeb.

– Wiem, pamiętam, jak nam się stawiał. Chciał się bić. – Otworzył swój energetyk i upił kilka łyków. – Złamałeś mu rękę.

– Obym teraz nie musiał.

Podjechali niedaleko starego domu, który wyglądał, jakby miał się rozsypać pod wpływem choćby niewielkiego wiatru. Specjalnie zaparkowali kawałek dalej, chcąc pozostać niezauważeni. Skrzywili się, gdy nawet lekkie trzaśnięcie drzwiami rozległo się echem po śpiącej okolicy.

Powoli przeszli przez bramkę, która złowieszczo zapiszczała, jednak mieszkańcy na pewno nie zauważyli ich przybycia. Muzyka dudniła zbyt głośno.
– Będziesz mógł wjechać z buta i wyważyć drzwi, jak marzyłeś. – Marek chwycił klamkę, a te stanęły przed nim otworem. – Albo jednak nie.

Wszedł głębiej, rozglądając się dookoła. Usłyszał rechot, a gdy spojrzał w tamtą stronę, mrożący krew w żyłach obrazek od razu naładował go do działania. Wypchał Fabiana z powrotem na podwórko i wybiegł za nim.
– Zostań tu.

Diabeł Stróż 2 (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz