» Rozdział 23 «

703 76 195
                                    

– Marek? – wypowiedziała jego imię, czując napięcie całego ciała, jakby nagle mięśnie męża zamieniały się w skały.

– Tak. Tak to nazwijmy.

– Skoro nie wziąłeś z nią ślubu, nie była ze Wspólnoty, czy po prostu ci przeszło, bo to było dawno?

– Nie była nasza – odpowiedział, siląc się na spokój, bo na nowo zaczęły oblewać go sprzeczne uczucia, którymi chętnie karmiły się chichoczące demony. Właśnie otwierały popcorn i tarzały się ze śmiechu, obserwując, jak Marek zamierza wyjść z tej sytuacji.

– Kochałeś ją tak prawdziwie?

– Czasem sam nie wiem. Czy nie powinno kochać się na zawsze? Tak bardzo, żeby nie móc otworzyć serca na innych? Chyba nie rozumiem miłości na tyle, żeby ci odpowiedzieć.

– Ale byłeś z nią? W normalnym związku?

– Spotykałem się z nią, ale na pewno nie był to normalny związek. Prawdziwych relacji nie buduje się na kłamstwie, a ja nie mogłem powiedzieć prawdy o sobie. – Wrócił do głaskania niemal nagich pleców żony. – Po co się tym katujesz?

– Nadal się z nią spotykasz?

– Nie – odpowiedział z taką powagą, że aż z twardością głosu.

Zamilkła, nie chcąc go drażnić, a on odsapnął ciężko.
– Nie odbieraj tego, jako złość. Chcę, żebyś miała pewność, że nie spotykam się z żadną kobietą.

Poczuł, że przytaknęła głową, ale nic już nie powiedziała. Chciał coś dodać. Coś, co mogłoby dać jej ukojenie, ale nie miał pojęcia co. Bał się, że każde wypowiedziane słowo doprowadzi do kolejnego, a nagle znajdzie się pod ścianą, niepotrzebnie dobijając biedną Izę. I tak miała już na dzisiaj dość.

Głaskał ją, dopóki nie zasnęła, oddychając spokojnie. On nie spał. Patrzył przed siebie, na ścianę, która stawała się coraz ciemniejsza i ciemniejsza, dając znać, że nadchodzi noc. A w nocy demony nie śpią... przychodzą pochichotać.

Zaciskał szczękę i oddychał głęboko, ale to na nic. Bezlitosne myśli toczyły nierówną walkę o to, która jest najważniejsza. Przepychały się, potrącały o siebie i zderzały, krzycząc głośno. Wydzierały się, choć Marek nie wydawał z siebie żadnego dźwięku.

Co tak naprawdę czuł do Anity i jak to nazwać, skoro wpuścił do swojego życia Izę? Czy zaczynał szczerze czuć coś do tej drugiej? Czym jest miłość i ile razy w życiu może nas dotknąć? W imię czego Iza przeszła tak wiele? Bo była odrobinę inna? Bo ciągnęło ją do cielesności? Zasady to zasady i ona je znała, ale nie zasługiwała na taką karę. Co powinien zrobić z teściem? Jak nie skrzywdzić żony? I do cholery, dlaczego świat jest taki pojebany?

Nie uzyskał odpowiedzi na żadne ze swoich pytań przez wiele kolejnych godzin. Przed zaśnięciem spojrzał na rozsypane w pościeli długie blond włosy. Cieszył się, że Iza mogła wyrzucić z siebie długo zalegający żal. Marek nie miał tej możliwości. Nie sądził, że ktokolwiek by zrozumiał. W końcu wszyscy się odwrócili, gdy jeszcze chciał rozmawiać...

*****

– Dzień dobry. – Iza odwróciła się przodem do wchodzącego do kuchni Marka. Zauważył niepewność w jej nieśmiałych ruchach, więc podszedł bliżej.

Nachylił się, całując policzek żony.
– Dzień dobry. – Nie odsunął się, a miejsce, które przed chwilą pocałował, dopieszczał kciukiem. Nie chciał obciążać jej swoim ciężarem istnienia. Za wiele mu dała, żeby potrafił się od niej odwrócić. Obdarzyła zaufaniem, na które jego zdaniem nie zasługiwał. – Jak spałaś?

Diabeł Stróż 2 (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz