» Rozdział 50 «

677 68 176
                                    


Marek wydawał się spokojny. Iza zerkała na niego, zastanawiając się, czy naprawdę tak jest, czy to jednak maska. Pokazując prawdziwe uczucia, wystawiamy się na ciosy. Czasem nie można opuścić gardy. Udasz, że jesteś niezniszczalny albo cię zniszczą. Ona się martwiła i podejrzewała, że on też. Leon mógł powiedzieć coś, co trzeba byłoby odkręcać, mógł się złamać, zająknąć, wydać ich, mówiąc prawdę o tym, w jaki sposób Marek dowiedział się o wszystkim.

Miała wrażenie, że przesłuchanie brata trwa całą wieczność, a nie miała przy sobie zegarka. Komórki nie wolno było wnosić do środka, żadnych innych sprzętów też nie, więc nawet mąż musiał ściągnąć zegarek z nadgarstka.

– Dziękuję – wyszeptała, przerywając ciszę. Marek pokręcił głową, dając do zrozumienia, że akurat w tym miejscu lepiej nie rozmawiać o niczym, bo ściany mają uszy.

W końcu doczekali się momentu, w którym ich zawołano. Iza objęła wyraźnie zdenerwowanego brata, wyglądał, jakby coś go przemieliło. Przemieliła go Starszyzna.

– Czy – zaczął Marek, ale nie do kończył, patrząc na swojego dziadka.

– Jest wolny, wracajcie do domu i przyjedź tu jutro, sam.

– Dziękujemy za wszystko.

– Tak, dziękujemy – powtórzyła Iza, nie puszczając brata.

Dziadek Pietruszewski kiwnął głową i wrócił na posiedzenie Rady Starszyzny, a oni w końcu mieli szansę zaznać odrobiny spokoju.

W domu mogli odsapnąć. Iza wypytywała Leona o cały przebieg rozmowy ze Starszyzną, Marek jako jedyny tak naprawdę jadł kolację i tylko się przysłuchiwał, nie chciał się wtrącać. To był ich wieczór. Rodzeństwa, które połączyło się niezwykłą więzią poprzez wspólne noszenie bólu.

Leon uciekł do siebie najszybciej, jak mógł, Iza posprzątała po kolacji, a Marek potrzebował treningu, bo miał jeszcze sporo do przemyślenia. Doskonale wiedział, po co ma się jutro pojawić w budynku Wspólnoty. Gdy skończył, powoli wchodził po schodach, lecz przystanął słysząc ściszony głos Izy. Zajrzał delikatnie przez uchylone drzwi. Leon już leżał pod kołdrą, ona siedziała na łóżku.

– Zamieszkasz z nami i nie mów, że nie. Wcale nam nie przeszkadzasz. Dobrze wiesz, że to Marek decyduje. Gdyby cię tu nie chciał, nie zgodziłby się.

– To obce miejsce, a wy jesteście małżeństwem, musisz myśleć o sobie. W końcu o sobie. Za chwilę będę pełnoletni, dam radę.

– Nie jesteś i dlatego zostajesz z nami. Za co się utrzymasz? Będziesz mieszkał sam? Oszalałeś? A szkoła?

– A mama?

– Nie wiem. – Westchnęła ciężko. – Nie wiem, czy do nas wróci. Pytali cię o nią?

– Tak.

– Mówiłeś prawdę?

– Tak.

– W takim razie na pewno nie pozwolą ci do niej wrócić.

– Iza... Mam wyrzuty sumienia. Boże... nie wiadomo, co im zrobią przez nas.

– Czuję się tak samo – przyznała smutno. – Musimy inaczej na to patrzeć, wiesz? Oni wplątali nas w coś okropnego i nie martwili się, co nam za to grozi. Nigdy się o nas nie martwili. Nie jestem może po psychologii, ale próbuję sobie to jakoś wytłumaczyć. Byli naszymi katami, ale też rodzicami, kochamy ich bezwarunkowo. To na pewno jakiś syndrom, chociaż nazwy nie znam. Tak naprawdę postąpiliśmy dobrze. Po raz pierwszy zrobiliśmy dobrze. Dlaczego to zawsze my mielibyśmy przyjmować ciosy za wszystko? Jesteśmy ich dziećmi, tak? To oni powinni chronić nas, nie my ich.

Diabeł Stróż 2 (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz