» Rozdział 33 «

642 71 207
                                    


Swój "Rozdział na żądanie" wykorzystuje  

^^^^^^


– Znam ich? – Fabian zamoczył wałek w farbie i po wytarciu potu z czoła chwycił go, kontynuując malowanie ściany.

– Chodziłeś do tej samej szkoły jeszcze kilka miesięcy temu, więc być może to twoi kumple. – Marek pociągnął łyk wody z butelki, przyglądając się odnawianej piwnicy, która miała zamienić się w siłownię. – To idziesz ze mną?

– Jasne, nie wiem, po co pytasz w ogóle.

– To działanie poza Wspólnotowe, możesz mieć kłopoty.

Fabian spojrzał na kolegę litościwym wzrokiem, unosząc brew. Miał na sumieniu tak wiele wykroczeń, o których Marek wiedział, że zapewnienie wsparcia Leonowi było wręcz dobrym uczynkiem.

– Przyjąłem. – Marek westchnął z ciężkością.

Fabian roześmiał się, na co ten zmarszczył brwi.

– Czy ty masz przekuty język?

– Kobiety to lubią, co nie? – Wysunął język, potrząsając nim ze śmiechem.

Marek pomasował czoło, kręcąc głową. Radość wypływająca z każdej pory skóry Fabiana była zaraźliwa. Tak bardzo go lubił, bo te pozytywne odpały przypominały mu trochę połączenie Marcela i Tymona, ale to był Fabian. Oryginał, jak tamci. Nie do podrobienia.

– Oj, młody, młody.

– Kiedy przestaniesz nazywać mnie młodym? – Chlapnął resztką farby na starą koszulkę Marka.

– Jak umrę.

Znów zaśmiali się oboje, biorąc się za robotę, jednak im przerwano. Iza schodziła powoli po schodach, uważając na to, żeby się nie przewrócić.

– Zrobiłam wam ciepłe przekąski. – Uśmiechnęła się serdecznie. – Przyniosę jeszcze kawę.

– Dziękujemy – odpowiedzieli chórkiem, miło odwzajemniając uśmiech.

W tym momencie rozdzwonił się telefon Marka. Wytarł dłonie w szmatkę, a następnie odebrał, przykładając urządzenie do ucha.

– Halo?

– Dzień dobry, z tej strony Marcel święty Matrys, dzwonię, żeby zapytać, jak się czują pańskie problemy z agresją? Wszystko u nich dobrze?

– Ha – Marek zrobił znaczącą pauzę – Ha, Ha.

– Uff, dobrze wiedzieć, że nadal jestem przezajebiście zabawny. Jednak mój przezajebisty instynkt podpowiada, że to czas, abyśmy wybrali się na przezajebiste piwo i ponarzekali na... teściów.

– Nie wybieram się do twojego miasta, dobrze wiesz.

– Dzięki ci Panie, że dałeś nam pociągi kursujące w dwie strony! I Auta! Dałeś nam magiczne auta!

Tym razem Marek roześmiał się szczerze i głośno.

– Wpadaj, kiedy chcesz.

– Już myślałem, że gardzisz gośćmi, bezbożniku. Miałbyś grzech.

– Jeden z wielu – odpowiedział, sięgając po pokrojoną zapiekankę przygotowaną przez Izę.

– Dlatego nieśmy je razem, bo kurewsko ciężkie są. Kiedy się widzimy?

– A wróciłeś już z wakacji?

– Nie czuć, jak wypocząłem? Mam czas jutro.

– To do zobaczenia. Pozdrów żonę.

Diabeł Stróż 2 (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz