– W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. – Marek przeżegnał się równo z pozostałymi wiernymi i usiadł między bratem a Izą.
Ta zła cząstka podopowiadała mu żarciki niegodne tego miejsca. Miał ochotę uśmiechnąć się kpiąco, zdając sobie sprawę, że najczęściej ci najgorsi tak bardzo pragną rozgrzeszenia. Mafie różnych wyznań zostawiają hojne datki i ofiary, jakby to miało zrzucić na nich deszcz święconej wody. Im gorszym był człowiekiem, tym bardziej błagał swojego Boga o litość. Wspólnota robiła to samo. Religia stała się ich silnym filarem i pewnie kiedyś miało to jakiś sens, ale takich czasów Marek nie pamiętał.Zatopił się w swoich rozmyślaniach do tego stopnia, że dopiero szturchnięcie łokciem przez Adama przywróciło go na ziemię.
– Co ty, śpisz? Do komunii idziemy.– A jak wypali mi wnętrzności? – zażartował Marek.
– Co?
– Na demony świętość nie działa zbyt pozytywnie.
– Wstawaj – ponaglił go starszy brat.
Później Marek starał się zachowywać powagę, ale nie umknęło mu czujne spojrzenie Adama. Gdy tylko opuścili kościół, od razu wziął go na bok.
– Chyba powinniśmy porozmawiać.– O czym? – Marek schował ręce do kieszeni eleganckich spodni, sprawdzając, czy ktoś zajął się Izą. Na szczęście od razu przygarnęła ją do rozmowy mama.
– To, co się ostatnio wydarzyło...
– Daj spokój. – Przewrócił oczami z irytacją. – To w kościele, to był tylko żart.
– Czyżby? – Adam założył ręce na piersi, uwydatniając mięśnie pod koszulą. – A może myślisz, że potrafisz mnie oszukać? Nie umiesz sobie z tym poradzić, to masz nas. To żaden powód do wstydu. Przeciwnie. To znaczy, że nadal pozostało w tobie człowieczeństwo.
– Dziękuję, ale radzę sobie.
– Będę miał cię na oku.
– Skoro chcesz. – Marek wzruszył ramionami z udawaną niewinnością, bo nie chciał kłócić się z bratem. – A na razie możemy jechać na obiad?
Nie uzyskał odpowiedzi, bo nie była potrzebna. Adam poklepał go po ramieniu i razem wrócili do rodziny.
Iza ciężko się pracowała już od wczorajszego wieczora. Chciała, żeby wszystko było tak idealne, jak ona sama. Teraz pomagała jej mama i Sabina, a Adam bujał w nosidełku swojego syna, który się rozpłakał. Mężczyźni siedzieli przy stole, czekając na obiad. Kobiety nawet sobie nie usiadły po mszy. Mały nadal płakał, więc Adam wyciągnął go i oparł o swoje ramię, Marek zaklaskał z uśmiechem, żeby jakoś go zabawić, ale w końcu to ojciec się podniósł i zabrał wnuka na ręce.
– Cud na cudy. – Ucałował go w główkę. – To wspaniałe, patrzeć jak znaleźliście żony, a rodzina będzie się powiększać. Mam nadzieję na kolejne wnuki. – Spojrzał znacząco na Marka.Ten posłał coś na kształt uśmiechu, gotując się od środka. Byli z Izą małżeństwem od ponad tygodnia, a już wróżono im dzieci. Gdyby ktokolwiek wiedział, że nawet się nie całowali tak naprawdę, ani nie trzymali za ręce, oboje zostaliby pośmiewiskiem.
Na szczęście tę, jakże niezręczną, rozmowę przerwała Iza, stawiając na stół wielką wazę z zupą. Ze starannie ułożonej fryzury wysunął się kosmyk, opadający na skroń. Iza zebrała go wierzchem dłoni do tyłu. Pewnie by tego nie zrobiła, gdyby wiedziała, że Marek się w nią wpatrywał i uznał, że właśnie ta nieidealność była w niej urocza. Iza na co dzień przyjmowała swoją rolę, a jej mąż zaczął się zastanawiać, co kryje się pod spodem.
CZYTASZ
Diabeł Stróż 2 (zakończona)
RomansMarek zamieszkał z żoną. Stara się poradzić sobie ze stratą pierwszej miłości i wszystko zacząć od nowa. Pomaga mu w tym angażowanie się w sprawy Wspólnoty, a czasem... wpadanie w kłopoty. Obiecał sobie, że nie skrzywdzi niewinnej Izy. Będzie się o...