» Rozdział 25 «

717 76 88
                                    

Marek poszedł do siebie, nie chcąc naprzykrzać się Izie. Dziś już nie miał sił na stracie czy nieme oskarżenia w oczach. A jeszcze gorzej, gdyby Isia zachowała się jak Isia, czyli stanęła wyprostowana i wszystko przyjęła ze spokojem, potakując, żeby nie urazić męża. Podczas gdy tak naprawdę w jej myślach działoby się coś zupełnie innego, coś niedostępnego dla nikogo poza nią samą.

Jutro. Zmierzy się z tym jutro. Byle nie dziś.

Z ciężkością opadł na kanapę, przypominając sobie, że jutro musi stawić się u dziadka i znów słuchać morza krytyki. Jeśli uważał, że jest beznadziejny, jutro wszyscy ludzie wokół utwierdzą go w tym przekonaniu.

Potarł twarz i sięgnął po telefon. Postanowił pograć w jakąś odmóżdżającą gierkę, bo jeśli pozwoliłby myślom płynąć, to na pewno by nie zasnął, a przecież czekał go ciężki dzień.

– Wejdź – odpowiedział na ciche pukanie. Odłożył komórkę obok, wpatrując się w Izę, która wślizgnęła się do środka i oparła o ścianę. – Pomóc w czymś jeszcze?

– Nie, jest posprzątane – odpowiadała miło, ale jak zawsze pozostawała czujna. Przejechała wzrokiem po sylwetce męża, wnioskując z drobnych sygnałów ciała, w jakim jest humorze. Uznała, że jest już spokojny, ale przybity. – Chciałam sprawdzić, jak ty się masz i zapytać, czy to ja mogę zrobić coś dla ciebie. Może zaparzę dobrej herbaty? Nie jest to magiczna mikstura, ale czasem pomaga. – Uśmiechnęła się delikatnie.

– Myślałem, że masz do mnie żal. Unikałaś nawet patrzenia na mnie.

– To nie tak. – Energicznie zaprzeczyła ruchem głowy, aż blond pasemko uciekło spod upiętej fryzury, opadając obok policzka. – Wiesz, ja po prostu nie umiem mierzyć się z gniewem. Kiedy kogoś ponoszą nerwy, wolę pozostać z boku i wrócić za jakiś czas, gdy emocje opadną. Nie umiem się kłócić, nie umiem uspokajać narwańców, a już na pewno nie mam na takiej siły przebicia, żeby mnie posłuchali.

– Boisz się takich sytuacji – stwierdził, nie pytał.

– Wybacz, może jestem tchórzem, ale nauczono mnie, żeby się nie wtrącać, bo wtedy jest tylko gorzej. Nakręcasz bardziej spiralę złości i można oberwać przy okazji. Ciężko przełamać wyuczone schematy zachowania.

– Rozumiem. I przepraszam, bo naprawdę mogłem inaczej załatwić sprawę z sąsiadem. Chyba też powinienem się wiele nauczyć. – Uśmiechnął się smutno, co żona odwzajemniła. Nadal opierała się plecami o ścianę blisko drzwi, podświadomie dając sobie szansę na ucieczkę w każdej chwili. I to było silniejsze od niej. Zakorzenione tak głęboko, że wydawało się niemożliwe do wyplenienia.

– Co się stało, to się nieodstanie. – Klasnęła cicho w dłonie, jakby chciała postawić kropkę i nie pozwolić na zadręczanie się męża. – Jutro będzie nowy dzień.

– Prawda. – Pokiwał głową, choć jego uśmiech nadal wyrażał tylko przybicie. On wiedział, że jutro wcale nie będzie łatwiej.

Iza się poruszyła, jakby chciała zrobić krok, a Marek przesunął się odrobinę na kanapie, robiąc jej miejsce na znak, że może się przysiąść, jeśli chce. Jej ruchy były niepewne, jednak usiadła blisko męża.

– Słyszałam waszą kłótnię, trudno było nie słyszeć.

– Przykro mi. – Skrzywił się, rozkładając ręce. – Na pewno nie chciałaś być tego świadkiem. – Złączył dłonie, opierając łokcie o uda. Nieświadomie palcem wskazującym głaskał łeb smoka, czego on nie zauważał, ona tak.

– To nieważne, nie o to mi chodzi. – Oblizała usta, przygotowując się do dalszej rozmowy. – Chciałam, żebyś wiedział, że jeśli będziesz potrzebował pomocy, rady, cokolwiek, to możesz na mnie liczyć. Mój ojciec też wysyłał mnie do opieki nad chorymi, więc nabrałam doświadczenia.

Diabeł Stróż 2 (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz