» Rozdział 35 «

617 72 100
                                    


Iza pomagała Anielce w nauce, aby ta mogła jak najszybciej wrócić do szkoły. Najszybciej oznaczało jeszcze kilka miesięcy, ale im mniej zaległości miała siostra Marka, tym lepiej. Aniela potrafiła już sama wstawać z łóżka, chociaż nie robiła tego często i o kulach. Chodziła sama do łazienki, na posiłki i do samochodu na rehabilitację, jednak patrząc wstecz, był to prawdziwy cud. Mogłaby się nigdy nie obudzić, bądź pozostać niepełnosprawna, a nadzieja, że będzie żyła całkowicie normalnie rosła z każdym tygodniem.

Marek oparł się o framugę pokoju, wkładając ręce do kieszeni. Słuchał spokojnego głosu Izy, która miała niewyobrażalne pokłady cierpliwości do pracy z jego siostrą. Wszelkie szlaczki i niewychodzenie poza linię podczas kolorowania były dla Anielki ciężką pracą. Kiedyś już się tego nauczyła, teraz musiała wszystkiego uczyć się od nowa. Isia ze znanym sobie spokojem gumowała błędy i zachęcała młodą, żeby próbowała po raz kolejny. I miała dar. To przy niej Anielka poddawała się najpóźniej, przy innych już dawno grymasiła i się wykręcała.

– Boli mnie ręka. – Zmarszczyła nos, masując nadgarstek.

– Więc pora na przerwę. – Uśmiechnęła się Iza, rozświetlając blask w sercu Marka.

– Tak się składa, że mama woła na obiad – wtrącił i dopiero teraz zauważyły jego obecność. – Przyda wam się przerwa.

– Pomogę ci wstać. – Iza odstawiła stolik śniadaniowy, na którym pracowały i chciała złapać Anielkę.

– Ja to zrobię. – Marek poruszył się energicznie. – Ty nie dźwigaj.

Isia zamarła, a Aniela rozchyliła usta, patrząc raz na jednego, raz na drugiego.

– Będziecie mieli dziecko?

– Strzeżonego Pan Bóg strzeże – odparł Marek. – Muszę dbać i o ciebie, i o moją żonę.

– To masz sporo księżniczek do chronienia. – Zaśmiała się, oplatając kark brata, żeby było mu lżej. – A co, jak będziesz miał córkę?

– To będziecie miały problem, bo bardziej ze mnie smok niż rycerz – zawtórował jej.

Iza odłożyła przybory Anielki na biurko, kręcąc głową z uśmiechem.
– To ja pomogę mamie na dole, poczekamy na was.

Cała rodzina Pietruszewskich zasiadła do wspólnego obiadu. Atmosfera dziś była bardzo rodzinna. Iza, czując się znacznie pewniej w ich towarzystwie, śmiała się i brała czynny udział w rozmowach. Marek przeżuwał kolejne kęsy, nie poznając własnej żony, która jeszcze wczesną wiosną bała się za głośno oddychać przy stole. Zdawało się, że aktualnie wzbudzała sympatię wśród wszystkich członków rodziny i stała się jednym z nich, co bardzo go cieszyło. Bał się, że zajmie jej to znacznie więcej czasu.

Gdy podano kawę, ojciec Marka dał mu znak, żeby wypili ją w jego gabinecie. Marek nie lubił tego pomieszczenia, kojarzyło mu ze wszystkimi trudnymi rozmowami, karami i ogólną irytacją, jednak zajął ten fotel, co zwykle, trzymając w ręku gorący kubek.

– Co się stało? – Przeszedł od razu do rzeczy.

– Długo nad tym myślałem. – Ojciec poprawił się w swoim fotelu. – I postanowiłem porozmawiać z tobą odrobinę inaczej. – Wziął głośny wdech. – Nie chcieliśmy zdradzać ci szczegółów, bo po pierwsze, jako młodszy Alfa nie masz prawa mieć dostępu do takich informacji, a po drugie, uważaliśmy, że jeśli sam to odkryjesz, będziemy mieli dowód, że nam się nic nie wydaje, a jest faktem.

– Rozumiem, że rozmawiamy o moim teściu?

– Tak. Zapewne zauważyłeś, że jest niebywale pewny siebie jak na szarego członka Wspólnoty. Naszym zdaniem nie bez powodu. Robi coś za naszymi plecami.

Diabeł Stróż 2 (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz