» Rozdział 51 «

576 69 89
                                    

Marek pojawił się na ogłoszeniu wyroku. Wysłuchał wszystkich uzasadnień, jak najbardziej się z nimi zgadzając. Matka Izy nie otrzymała kary cielesnej ani finansowej, i tak nie było jej na to stać. Postanowiono, że nadal jest zagrożeniem i prawdopodobnie nigdy nie przestanie, dlatego trzeba ją trzymać z dala od dzieci. Miała zostać odesłana do Włoch, gdzie w domu bogatego Alfy będzie pracowała do końca swych dni, jako pomoc domowa, wykonując wszystkie obowiązki zlecone przez panią domu. We Wspólnocie trudno było o takich pracowników, którzy mogliby przebywać po jednym dachem z rodziną Alf, to było zabronione ze względów bezpieczeństwa. A rzadko kto zgadzał się świadomie na prowadzenie takiego życia. Dlatego tego typu kary rozwiązywały takie problemy. Oczywiście najważniejszym i niezaprzeczalnym argumentem byli Pietruszewscy. Bano się, że Zielińska z goryczy mogłaby zaszkodzić ich rodzinie lub zrobić krzywdę przyszłym wnukom w akcie zemsty na Izie. Dzieci Alf należało chronić. Z domu we Włoszech nie miała szans się wydostać.

Zielińskiemu nie okazano takiej litości. Marek o tym wiedział, odkąd wszedł na salę. Nie było go tu, a to oznaczało, że teść czekał w piwnicy. I doskonale wiedział, po co tam się znalazł.

Nadszedł moment, żeby tam zejść.

Idąc przez hol, zauważył uchylone drzwi i swojego ojca, stojącego nad biurkiem, porządkującego jakieś teczki. Pchnął lekko skrzydło, a ojciec błyskawicznie okrążył blat, zasłaniając wszystko, co się na nim znajdowało.

– Chyba dostałeś zadanie?

– Co to za zdjęcia? – Nie odpuszczał Marek. – I te kartki, co na nich jest?

– Z domu twojego teścia.

– Wyciągnęliście to z niego? – Uniósł brew, zastanawiając się, w jakim stanie jest uwięziony, ale ten obraz zniknął, gdy ojciec zaśmiał się kpiąco.

– Nie umiem jednoznacznie opisać Zielińskiego. Mógłbym powiedzieć, że jest cwany i inteligentny. W końcu wymykał nam się tak wiele lat. Ale nie jest – znów parsknął niewesoło – ten kretyn wyśpiewał nam wszystko, nie dostając nawet klapsa. Myślał, że tym samym wykupi się informacjami.

– Więc jednak szpiegował?

– Tak.

– Chcę zobaczyć. – Marek przestąpił z nogi na nogę, ale ojciec ponownie zaśmiał się kpiąco.

– Chcesz mieć dostęp do takich informacji? To się wykaż, zdobądź sympatię Starszyzny, spraw, żeby w ciebie wierzyli i ci ufali. Nie ma nic za darmo, Marek.

– Jest tam coś na nas? – Próbował wyciągnąć od ojca cokolwiek, zauważając, że chyba na jednym ze zdjęć widać Marcela, ale widok był do połowy zasłonięty otwartą teczką.

– Ja pojechałem po te teczki. – Ta odpowiedź wyjaśniała wszystko. Nawet gdyby coś było, już by zniknęło. – Idź, rób swoje.

Marek kiwnął głową na znak zgody, zostawiając ojca samego. Nie miał szans zajrzeć do teczek. Znikną w archiwach z dala od wścibskich oczu. A to przerażające, bo tam mogło być wszystko, na każdego.

Piwnice nie były miłym i przyjemnym miejscem, nie tylko ze względu na swoje miejsce przeznaczenia. Nikt nie dbał tu o czystość... Może z wyjątkiem podłóg w celach, je oblewano sporą ilością wody i płynów.

Marek trafił do odpowiedniej celi bez problemu, bo drzwi zostawiono szeroko otwarte. Strażnik w ciszy rozkładał potrzebne sprzęty i ochraniacze, Zieliński siedział przywiązany do krzesła, obserwując jego ruchy wielkimi ze strachu oczami. Pietruszewski wszedł głębiej i bez słowa założył maseczkę, rękawiczki, a następnie kitel medyczny. Zerknął na teścia, który trwał jakby w katatonii, nie odrywając wzroku od zięcia. Jednak nagle wybudził się z letargu, gdy Marek przemówił.

Diabeł Stróż 2 (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz