» Rozdział 37 «

599 72 100
                                    

Marek wszedł po pracy do domu, strzepując z włosów kropelki deszczu. Pociągnął nosem, bo przez nagłą zmianę temperatury, aż pogilgotało go w nozdrzach. Odwieszał kurtkę, gdy do przedpokoju weszła Iza.
– Cześć, ja ci minął dzień? – Posłała szeroki uśmiech.

– Tak sobie, a tobie? – Ściągając buty, też się uśmiechnął, bo nie dało się inaczej, gdy od żony bił tak wielki blask. – Co ty taka wesoła dzisiaj?

Podszedł bliżej, po czym cmoknął ją w usta na przywitanie. Isia wzruszyła ramionami, nie mówiąc nic, bo chciała przedłużyć pocałunek przynajmniej o kilka sekund. Mąż to wyczuł, więc pogłaskał ją po policzku z czułością.
– Ostatnio nie miałaś zbyt dobrego humoru.

– Musiałam przemyśleć sobie parę spraw, ale już jest dobrze.

– Podzielisz się ze mną tymi przemyśleniami przy obiedzie?

– Oczywiście, chodź. – Pociągnęła go w głąb domu.

Marek mył ręce przy kuchennym zlewie, kiedy Iza nakładała obiad. Zmiana, która w niej zaszła była zauważalna. Wycierając dłonie, sunął wzrokiem po żonie, przyglądając się precyzyjnym ruchom mistrza kuchni. Dobrze odnajdywała się w tej roli. Gdy dbała o otoczenie, jej twarz jaśniała. Nie widział w tym udręki ani znudzenia. Była jedną z tych kobiet, które czuły się idealnie w roli pani domu. Lecz, gdy oplatała palcami szklankę, żeby nalać soku, Marek zmarszczył brwi i podszedł do niej w dwóch szybkich ruchach, łapiąc za poranioną dłoń.

– Co ci się stało? – zapytał odrobinę zbyt głośno, na co zadrżała.

– Korzystałam z siłowni. – Zacisnęła usta, próbując się nie roześmiać. – Nie wszystkie sprzęty są dla mnie.

– To znaczy? Co zrobiłaś?

– Chciałam sobie uderzyć w worek – odparła z cichym śmiechem i wyswobodziła swoją dłoń, żeby zająć się podaniem obiadu. Doskonale ukryła to, co naprawdę wydarzyło się w piwnicy i jaką czuła wściekłość. Może powinna być z nim szczera i mówić o wszystkich uczuciach? Może powinna, ale nie chciała stracić tych chwil, w których mieli dobre humory. Te okruchy szczęśliwych dni były dla niej znacznie ważniejsze od własnych emocji.

– Pokażę ci jak ochraniać dłonie. Możesz używać worka, ale musisz się wcześniej do tego odpowiednio przygotować.

– W porządku, dziękuję.

Kiwnął głową w odpowiedzi, łapiąc swój talerz i szklankę, żeby Isia nie musiała chodzić dwa razy. Zasiedli do stołu, a następnie odmówili krótką modlitwę, po której zaczęli jeść.

– Leon nie przyjdzie jutro na trening – powiedziała, po przełknięciu pierwszego kęsa.

– Dlaczego?

– Przeziębił się, leży w łóżku z gorączką.

Marek oblizał usta, odkładając widelec, żeby się napić.
– To dlatego byłaś u rodziców?

– Skąd wiesz, że byłam? – Gwałtownie uniosła spojrzenie, ale tym razem nie dostrzegła w mężu złości. Nie zamierzała go okłamywać, po prostu jeszcze nie zdążyła o tym powiedzieć. – Ktoś mnie widział?

– W kuchni stoją słoiki. Ty nie robisz przetworów, a więc przywiozłaś je od mamy. Nie powinnaś jeździć tam sama.

– Tobie to nic nie umknie. – Uniosła brew, uśmiechając się lekko, żeby zauważył, że naprawdę niecelowo pominęła ten fakt. – Tata był w pracy, więc chciałam zajrzeć do Leona. Uparciuch nie chciał jechać do lekarza. Powiedział, że dwa dni na miksturach mamy i będzie zdrów.

Diabeł Stróż 2 (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz