Pękała mu głowa. Potarł skronie, marząc o tym, żeby tabletka w końcu zaczęła działać. Siedział zamknięty w niewielkim biurze, a deszcz rytmicznie uderzał o szyby. Mimo otwartego okna duchota stawała się nieznośna. Może to przez to, że znów miał ochotę coś rozwalić, wyżyć się, biec, gdzie nogi poniosą, a siedział w zamknięciu. Kontakty z klientami ograniczały się do rozmów telefonicznych i maili. Nikomu nie powinien się pokazywać z obitą twarzą. Tabelki z rozliczeniami budziły kolejne nerwy, które go roznosiły. Czuł, że nie został stworzony do siedzenia za biurkiem, miał w sobie zbyt wiele energii. Ostatnie wydarzenia tylko spotęgowały gromadzące się emocje. A te bardzo chciały znaleźć ujście. Marek wolałby dziś pracować fizycznie, ciężko, boleśnie.
Jego zdaniem ból duszy był znacznie gorszy od fizycznego.
Sięgnął po telefon z nadzieją, że zobaczy na nim jakieś powiadomienie. Przydałoby mu się zadanie wyznaczone przez Starszyznę. Obojętnie jakie. Niemal każde budziło adrenalinę.
To niebezpiecznie uzależniające, ale na takie rozmyślania chyba było już za późno. Dopadło go i nie chciało odpuścić.
Był głodny i bardzo chciał się najeść. Nienasycony. A miał świadomość, że kolejna dawka uśmierzy głód tylko na moment. Ten wraz z opadaniem emocji, bezczelnie powracał, śmiejąc się w twarz.
Jakoś wytrzymał do końca pracy i wrócił do domu. Już w progu wyczuł zapach obiadu, więc uśmiechnął się pod nosem. Niby Iza po prostu wykonywała swoje obowiązki. To była jej praca. Jednak Marek bardzo chciał myśleć, że robi to dla niego. Był otoczony ludźmi, którzy wstawiliby się na każde jego skinienie. Wsiedliby w samochody i przyjechali najszybciej jak to możliwe. Każdy odebrałby telefon, na każdego mógł liczyć. Jak to we Wspólnocie. Dlaczego więc czuł się tak bardzo samotny i nierozumiany?
– Nie zmokłeś? – Wyjrzała z kuchni ze ścierką w dłoni. – Mogłoby już przestać lać.
– Złapało mnie parę kropelek. – Wskazał na swoją niebieską koszulę, przypominając sobie, że miał zwracać większą uwagę na żonę. Naprawdę nie chciał jej krzywdzić, a wciąż robił to całkiem nieświadomie. – A tobie jak minął dzień?
– Też zmokłam. Twoja mama powiedziała, że lubisz pomidorówkę, ale nie miałam śmietany, więc pobiegłam do sklepu...
– Jezu, Isia... – Stanął za nią, zaplatając ręce na piersi. Nie zdawał sobie sprawy, że otulił ją zapach jego perfum wymieszany z wiatrem i deszczem. Przymknęła powieki, wciągając w siebie ten zapach, gdy Marek przysunął się jeszcze bliżej, opierając o blat. – Trzeba było dać znać, kupiłbym po drodze.
– A co ci będę zawracać głowę. – Wzruszyła ramionami, starając się myśleć racjonalnie i poprawnie układać zdania. – Poza tym nigdy nie mam pewności, o której wrócisz, a chciałam, żeby było już gotowe.
– Na drugi raz zadzwoń, jeśli będę mógł ci pomóc, pomogę.
– W porządku. – Przemieszała zupę, po czym podrapała się po spoconym karku. – Niby pada, a wciąż jest taka duchota, że się cała kleję. Po obiedzie muszę wziąć prysznic.
Ugryzł się we wnętrze policzka, żeby nie powiedzieć tego, co wypychało się z ust. Normalnie by zażartował, że wezmą wspólny prysznic. Normalnie by go to bawiło. Kiedyś by tak powiedział. Dziś już nie był taki jak kiedyś. Przed oczami stanęła mu nagość Anity, odbijająca się w szklanej ściance prysznica. To jak dochodziła, wyginała się, przyjmowała jego dotyk. Ugryzł się mocniej. Tak się, kurwa, nie da żyć! Oblał go nieznośny żal, bo nie powinien myśleć dłużej o byłej. A już na pewno nie, gdy obok stoi jego żona. Wstyd to za mało, żeby nazwać to, co właśnie czuł.
CZYTASZ
Diabeł Stróż 2 (zakończona)
RomanceMarek zamieszkał z żoną. Stara się poradzić sobie ze stratą pierwszej miłości i wszystko zacząć od nowa. Pomaga mu w tym angażowanie się w sprawy Wspólnoty, a czasem... wpadanie w kłopoty. Obiecał sobie, że nie skrzywdzi niewinnej Izy. Będzie się o...