» Rozdział 45 «

552 67 132
                                    

 Marek zapukał w drzwi sypialni, nie myślał teraz o tym, czy postępował niegrzecznie, zostawiając mężczyzn na dworze. Najważniejsze, żeby nikt nie usłyszał jego rozmowy z żoną. Wszedł, nie czekając na odpowiedź, i zastał Izę zwiniętą na łóżku. Płakała tak bardzo, że trzęsły się jej ramiona. Nie miał czasu ani sił, żeby zastanawiać się w jakim stopniu to łzy szczerego żalu za złe postępowanie, a w jakim goryczy, że została przyłapana.

– Musimy porozmawiać. – Wszedł głębiej, zamykając za sobą drzwi.

– Tak. – Poderwała się na łóżku. – Proszę, wysłuchaj mnie. To prawda, ale nic mu nie powiedziałam. Wciąż powtarzałam, że ty...

Marek uniósł dłoń, nakazując milczenie, a Iza nie miałaby odwagi mu się sprzeciwić.

– Nie o to chodzi. Nie mogę zajmować się dwiema tak ważnymi sprawami jednocześnie. Dość popełniłem w życiu błędów. – Włożył ręce do kieszeni, żeby nad nimi panować. – Masz kilka minut, żeby się spakować.

– Ale...

– Nie przerywaj mi. – Westchnął ciężko i tym razem też posłuchała. – Potrzebują mnie, więc muszę wyjechać. Nie wiem, na jak długo, bo nie wiem, co tam zastanę. Może wrócę dziś, może jutro, a może za kilka dni. Adam zaproponował, że pomieszkasz u nich, ale jeśli wolisz, jedź do rodziców. Twój wybór.

– A gdzie ty byś mnie odesłał?

– Obojętnie. – Wzruszył ramionami. – Jeśli jednak wybierzesz Adama, zapamiętaj jedno, za ich krzywdę ciebie spotka większa. Jeden zły ruch, a skończy mi się do ciebie cierpliwość, litość i próba zrozumienia.

Z żalem pokręciła głową na boki.
– Nie mogę jechać do ojca, jest coś, o czym nie wiesz.

– Więc mi powiesz, gdy przyjdzie czas. Na razie mam dosyć rewelacji. Czekają na mnie, więc weź, co potrzebujesz. – Chciał wyjść, jednak przystanął, żeby coś dodać. – Najważniejsze. Milczysz na temat tego, czego się dowiedziałem. Na twoim miejscu nie drażniłbym teraz żadnego Alfy. Chętnie by się na kimś wyżyli.

– Ty się nie wyżyłeś – wyszeptała do jego pleców, ale prawie nie zareagował.

– Nie znamy się. Nic o mnie nie wiesz.

Wyszedł, zostawiając w jej sercu dziurę. Zabolało, ale uważała, że zasłużyła. Miała milion okazji, żeby z nim porozmawiać, a on wiele razy okazywał zaufanie, dawał do zrozumienia, że może na nim polegać. Nie chciała niczego zaogniać, wydawało jej się, że wystarczy jakoś lawirować, mydlić ojcu oczy i nic złego się nie wydarzy. Myślała, że tak będzie lepiej. Cóż, myliła się. A teraz było już za późno.

Marek upewnił się, że zostawia bezpieczny dom, a wszystko zostało wyłączone, po czym oddał Izę w ręce Adama. Nie był pewien swojej decyzji, ale cokolwiek by teraz zrobił, wszystko miało swoje plusy i minusy. Czuł, że żona nie spuszcza z niego wzroku, gdy wsiadał do samochodu Fabiana, ale nie odwzajemnił spojrzenia, nawet się nie pożegnał. Odjechał. Poczuła w klatce piersiowej nieznośny ciężar, tak przytłaczający, że znów zachciało jej się płakać. Postanowiła, że musi przetrwać. Wsiadła do samochodu Adama, obiecując sobie, że koniec z samobiczowaniem. Musiała wziąć się w garść, a nie płakać, wymyślić coś, jakoś przekonać Marka. Nie tylko dla siebie, ale i dla dobra dziecka. A on nawet nie wiedział. Nie miał pojęcia, że zostanie ojcem.

W tym czasie Marek zerknął na spiętego Fabiana, który prowadził auto.
– Co zrobiłeś z Leonem?

– Zająłem się tym. Nakarmiłem i kazałem mu się wykąpać u mojej znajomej. Później się przespał. Nadal było trochę widać po nim, ale dałem mu kilka wskazówek, co robić, żeby rodzice się nie zorientowali. Jest wieczór, to mógł skłamać, że źle się czuje i uciec do łóżka.

Diabeł Stróż 2 (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz