» Rozdział 36 «

637 74 126
                                    

W domu panował ogólny chaos, Iza starała się utrzymać go w ryzach, ale mężczyźni roznosili po domu kurz i brud, a także mnóstwo kartonów, strzępów opakowań i inne niewiadomego pochodzenia śmieci. Jednak trzeba było przyznać, że siłownia zaczynała przypominać siłownię. Lustra już wisiały dumnie, upaprane po raz kolejny, a silne męskie ręce znosiły po schodach sprzęty i rozstawiały je w odpowiednich miejscach. Marek kilkakrotnie pytał Izę o zdanie, na co Leon unosił brwi, nie panując nad swoim zdziwieniem. Nie rozumiał, dlaczego szwagra obchodzi fakt, gdzie siostra chce mieć postawioną bieżnię, a gdzie rowerek. Jego wychowano zupełnie inaczej. To mężczyzna decydował, zawsze. Kobiety były za głupie, żeby podejmować słuszne decyzje. Nie potrafiły myśleć w taki sposób jak mężczyźni. Przynajmniej tak twierdził jego ojciec.

– Fabian, jeszcze kawałek w lewo. – Marek złapał ławeczkę, chcąc ją przesunąć. – Jak Isia w tym czasie będzie chciała biegać, to mógłbym ją przypadkiem uderzyć hantlami.

– Dlaczego się tym przejmujesz? – Niewysportowany Leon starł pot z czoła rękawkiem koszulki. – Ona nie powinna ci przeszkadzać, a ustąpić.

– Ja tu jestem mężczyzną, tak czy nie? – Marek wyprostował się, gdy ławeczka znalazła się w odpowiednim miejscu. – Więc to moim obowiązkiem jest dbanie o spokój, bezpieczeństwo i swobodę mojej kobiety, mylę się?

– Nie, oczywiście, że nie. Alfy są nieomylne. – Leon się zaczerwienił. – Przyniosę wodę, bo zabrakło. – Zniknął na schodach, po których Fabian odprowadzał go wzrokiem.

– Kto go tak skrzywdził?

– Wspólnota. – Wzruszył ramionami, nie mając dziś sił do naprawiania młodego.

– A myślałem, że to nam rozpruli psychiki.

– Każdy w tym syfie jest ofiarą, tylko każdy ponosi inną ofiarę.

Fabian spojrzał w oczy Markowi, przesyłając porozumienie. Miał rację. Każdy ponosił cenę za swoje urodzenie, nawet jeśli niczym nie zawinił. Codziennie płacimy podatek od życia.

*****

Marek i Iza wyszli z budynku kliniki, która miała pomóc w poprawieniu blizny. Nie wszedł z żoną do gabinetu, ponieważ wolała być tam sama, a gdy stamtąd wyszła, nie podobała mu się jej mina. Jednak na razie nie pytał. Złapał ją za dłoń i zamiast do samochodu, zaprowadził żonę do pobliskiej kawiarni. Siedząc w poczekalni, miał dość czasu, żeby poszperać po internecie i znaleźć odpowiedni lokal.

Zajęli swoje miejsca, a już po chwili znalazły się przed nimi dwie filiżanki i małe talerzyki z pączkami. Isia markotnie pomieszała swoją kawę, Marek upił łyk, dokładnie przyglądając się żonie.

– Więc? Co ci powiedzieli? – Odłożył filiżankę i nachylił się lekko, żeby mogli rozmawiać cicho.

Iza westchnęła głośno, nim zabrała głos.
– To nie takie proste. W pewnych miejscach blizna jest zbyt gruba, podobno nie powinno tak być i dlatego czuję dyskomfort. Potrzebna będzie jakaś terapia laserem, muszą uszkodzić te części i dbać o to, żeby tym razem zrosły się prawidłowo. Potrzebne byłyby specjalistyczne kosmetyki i tak dalej. Już wiadomo, że jeden zabieg to za mało, a między kolejnymi trzeba robić kilkutygodniową przerwę, w zależności od tego, jak będzie wyglądała blizna. I nie dają stu procent pewności, że wszystko się uda, bo każda skóra i każda blizna jest inna, może inaczej reagować, mogą być potrzebne inne rozwiązania... – przerwała, łapiąc drżący wdech.

– Oj, Isia. – Złapał jej dłoń, czule głaszcząc skórę kciukiem. – Nie zadręczaj się. Rozumiem, że nie dają gwarancji, ale przecież jest szansa. Nie możesz od razu uważać, że to ty będziesz tym trudnym przypadkiem.

Diabeł Stróż 2 (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz