» Rozdział 39 «

637 72 97
                                    

Marek wyszedł spod prysznica, którego bardzo potrzebował. Para uciekła na łazienkę, jakby tylko czekała na uwolnienie z zamknięcia. Wytarł się pobieżnie, po czym zawiązał ręcznik na biodrach i przeczesał włosy palcami. Przed lustrem wykonał kilka podstawowych czynności, próbując dostrzec coś w swoich oczach, ale niczego nie znalazł, bo sam nie wiedział, czego szukał.

Wyszedł z łazienki, kierując się prosto do pokoju. Spał już w sypialni każdej nocy, jednak nadal dzielił z żoną tylko łóżko, nie szafki. Boso przeszedł przez krótki hol i pchnął białe drzwi, stając w nich ze zmarszczonymi brwiami. Iza uśmiechnęła się, składając ręce za sobą.

– Szukałaś czegoś?

– Sprzątam. – Wyciągnęła dłonie, pokazując ścierkę.

– Okej. – Wszedł głębiej, podchodząc do szafy. Sięgnął po ubrania, a gdy odwrócił się za siebie, ona nadal tam stała, nie ruszyła się krok, nie odrywając wzroku od jego tatuaży. Uśmiechnął się pod nosem, widząc blask bijący z tęczówek, podążających za smokiem. Iza miała ochotę na męża, jednak jak każda członkini Wspólnoty, prędzej spaliłaby się żywcem niż przyznała coś tak grzesznego na głos.

Marek zrobił krok w przód. Kolejny i kolejny, Iza uniosła brodę, odruchowo się odsuwając. Mąż napierał, zaciskając szczękę i tym samym uwydatniając kości policzkowe. Jego ciemne spojrzenie przeszywało skórę, a całe umięśnione ciało wydawało się teraz większe niż kiedykolwiek, gdy tak nad nią górował. Zderzyła się pośladkami z komodą, łapiąc się jej krańców. A on nie przestał, przysunął się jeszcze kawałek, niemal wchodząc na Izę. Ta zadarła głowę jeszcze wyżej, mając wrażenie, że bliskość odbiera jej zdolność oddychania, nie mówiąc o żadnych innych odruchach.

– Jesteś moją żoną – przemówił mocno, na co tylko przytaknęła w ciszy, nie rozumiejąc, o co mu chodzi, ale kto by rozumiał, skoro wszystkie zmysły uciekły w sfery intymne. Marek wypuścił z siebie powietrze, łaskocząc twarz Izy. – Masz prawo do mojego ciała.

– Ale... – Nagle odzyskała świadomość. – Mówiłeś, że...

– Nie mam na myśli zmuszania. Nie okłamujmy się, nie jesteś w stanie zmusić mnie do czegokolwiek. – Uśmiechnął się kącikiem ust, sięgając po jej dłoń, którą przyłożył do swojej piersi. – Ale nie mam nic przeciwko dotykaniu. Jesteś moją żoną, a to znaczy, że tak naprawdę jesteś jedyną kobietą, która powinna mieć to prawo.

– A jest tak? – Nadał trzymała dłoń na ciepłej, męskiej skórze, chociaż on już zabrał swoją i wcale jej nie przytrzymywał.

– Oczywiście. – Zbliżył swoją twarz, czubkiem nosa tworząc trasę od policzka po skroń. – Jesteś jedyną, która ma prawo oczekiwać, że ją zaspokoję. Musisz tylko mówić, gdy tego chcesz.

– No, niby tak. – Uciekła wzrokiem, żałując, że nie ma mocy, która zapanowałaby nad rumieńcami na policzkach. Iza sporo czytała i sporo działo się w jej umyśle, jednak gdy przychodziło do czynów, nadal cała pewność siebie uciekała.

Marek objął palcami brodę żony, zmuszając, żeby wróciła do niego spojrzeniem. Patrzyli sobie przez chwilę w oczy, zanim pochylił się, aby ucałować delikatnie zaróżowione usta. Tak stonowany, oszczędny gest miał ogromną siłę. Krew w ich ciałach niemal się zagotowała, wybuchając wrażliwością skóry.

– Mam rację? – powiedział, nie przestając muskać jej ust, przez co ciężko było jej się skupić.

Iza odnosiła wrażenie, że unosi się gdzieś ponad światem, w niezwykłej krainie, w której nie ma nic, oprócz czerpania przyjemności z bliskości dwóch osób.

Diabeł Stróż 2 (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz