» Rozdział 38 «

607 69 96
                                    

Marek wraz z Fabianem przekroczyli próg domu. Nie ściągając butów przeszli do salonu, skąd dochodziły głosy. Na środku pomieszczenia stały trzy osoby, rozmawiając serdecznie.

– Myślałam, że zostaniesz na obiedzie – przemówiła mama Marka.

– Wiem, że obiecywałem już tak wiele razy. – Pan Kwiatkowski położył dłoń na swoim sercu. – Więc obiecam jeszcze raz. Kiedyś odwiedzę was razem z Krystyną, na pewno chciałaby się z wami zobaczyć.

– Nie zliczę, ile razy już to słyszałam. – Zaśmiała się, grożąc kuchenną ścierką.

Wtedy chłopcy zostali dostrzeżeni i trzy pary oczu zwróciły się w ich stronę.

– Dzień dobry – odezwali się równo, niczym uczniowie w szkole, lekko kiwając głową w stronę pana Kwiatkowskiego, który zmrużył oczy w zastanowieniu.

– Czy to Fabian? – Podszedł wolnym krokiem, lustrując ich sylwetki.

– Tak, panie Kwiatkowski, miło pana widzieć.

– Aleś ty zmężniał. – Podał mu dłoń, drugą klepiąc w ramię. – Ile masz lat?

– Dziewiętnaście.

– Zobaczymy się na zlocie Alf?

– Tak, panie Kwiatkowski.

– Miło. To będzie twój pierwszy raz, prawda?

– Tak, ma pan dla mnie jakieś wskazówki?

– Słuchaj, obserwuj, chłoń i wyciągaj wnioski. – Uśmiechął się pokrzepiająco, podając dłoń Markowi. – A u ciebie, co nowego?

– W sumie nic ciekawego. Staram się dawać radę z codziennością.

– I dobrze. Czasem im mniej się dzieje, tym lepiej. – Cofnął się o krok, żeby spojrzeć na nich obu. – Będę się już zbierał, do zobaczenia, chłopcy.

– Proszę pozdrowić ode mnie rodzinę – przemówił Marek.

– Dyplomatycznie. – Zaśmiał się Kwiatkowski. – Wiem, że miałeś na myśli głównie Tymona. Dziękuję, pozdrowię. Wszystkiego dobrego dla ciebie i małżonki.

– Dziękuję.

Pożegnanie trwało jeszcze chwilę, a gdy tylko auto pana Kwiatkowskiego opuściło plac Pietruszewskich, ojciec Marka spojrzał znacząco na chłopców, jakby się zastanawiał, co powinien im powiedzieć.

– Chodźcie ze mną. – Machnął ręką, idąc w głąb domu.

Fabian posłał Markowi nieme pytanie, ten wzruszył na to ramionami, zrzucając ze stóp buty. Poszli do gabinetu i zamknęli za sobą drzwi, następnie zajmując swoje miejsca. Jednak pomieszczenie aż gryzło w uszy ciszą, którą w końcu przerwał Marek.

– Po co przyjechał tu pan Kwiatkowski?

– Ty masz swoje sprawy z Marcelem, Tymonem i innymi, a ja swoje.

– Ale chcesz nam coś powiedzieć...

– Tak, na przykład to, że Tymon znów będzie przemawiał, a ty? Ty i Adam nigdy się nie angażujecie.

– Nie mam im nic do powiedzenia.

– Czyżby? – Ojciec przechylił głowę z błyskiem w oku. – A mnie się wydawało, że wiele cię boli we Wspólnocie.

Marek zamilkł, Fabian rozglądał się w poszukiwaniu ucieczki, bo nie podobało mu się przebywanie w tym pokoju i bycie świadkiem kłótni Pietruszewskich.

Diabeł Stróż 2 (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz