HARPER
Ósmego dnia znów postanawiam zaprzyjaźnić się ze swoim najlepszym kumplem – łóżkiem. Plany o wzięciu się w garść spełzły na niczym po wczorajszym nieoczekiwanym spotkaniu z Kaidenem. Godzinami wpatruję się w sufit, podczas gdy przez mój umysł nie przepływają żadne myśli. Moja głowa zdaje się być pusta, podobnie jak serce. Gdyby nie fakt, że wciąż oddycham, mogłabym uznać, że jestem martwa. Kiedy w słuchawkach wybrzmiewają pierwsze wersy piosenki Down od Jasona Walkera, coś jednak we mnie pęka. Słowa są tak adekwatne do stanu, w jakim się znajduję, że znów zaczynam szlochać. W ciągu dnia kilka razy zagląda do mnie brat oraz mama, ale za każdym razem, gdy wchodzą do mojej sypialni, uparcie udaję, że śpię. Mama zostawia mi na stoliku nocnym kolejne posiłki, a zabiera te, które są przeze mnie nietknięte. W końcu nadchodzi noc, a ja odpływam w upragniony sen.
***
Dziewiątego dnia do domu wraca Josie. Nie wiedziałabym o tym, gdybym nie usłyszała podniesionego głosu Huntera dobiegającego z jej sypialni. O dziwo, ani razu nie słyszałam głosu Josie. Dziś po raz pierwszy od powrotu z Vancouver uruchomiłam laptopa i odpaliłam Netlifxa. Przeszukuję katalog filmów w poszukiwaniu czegoś, co odwróci moje myśli od jutrzejszego powrotu do szkoły, ale ostatecznie niczego nie znajduję. Włączam Przyjaciół i spędzam z nimi cały boży dzień. Hunter ani razu do mnie nie zagląda i ku mojemu zdziwieniu, jestem z tego powodu nieco zawiedziona. Mama za to wciąż przynosi mi posiłki, błagając mnie ze łzami w oczach, żebym cokolwiek zjadła. Więc jem, a potem wszystko zwracam. Wieczorem dostaję wiadomość od Luke'a z pytaniem, jak się czuję. Ignoruję ją i zasypiam.
***
Spoglądam z niechęcią w telefon, uświadamiając sobie, że za kilka minut zacznie dzwonić mój budzik. Powrót do szkoły okazuje się znacznie trudniejszy, niż sądziłam. Mimo zapewnień brata i przyjaciół, że na pewno nie będzie tak źle, odczuwam ogromny strach na myśl o dzisiejszym dniu. Zamykam na moment oczy i oddycham głęboko, próbując uspokoić galopujące serce. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek się czymś aż tak bardzo stresowała. Od skandalu z moim udziałem, minęło dziewięć dni. Chociaż mogłoby się wydawać, że to sporo czasu jak na dzisiejsze realia, w dalszym ciągu otrzymuję sprośne wiadomości od nieznanych numerów. Raz nawet ktoś do mnie zadzwonił, a gdy odebrałam, po drugiej stronie słyszałam tylko sapanie. Czy to normalne, że boję się, że pod sam koniec liceum, zostanie mi przypięta łatka „puszczalskiej"? Przecież nie jestem taka... Nigdy taka nie byłam. To niesprawiedliwie, że po jednym okrutnym żarcie niezrównoważonej wariatki muszę borykać się teraz z czymś takim.
Po chwili włącza się mój budzik, więc go wyłączam. Ociężale wygrzebuję się z łóżka i idę do łazienki. Biorę szybki prysznic, po czym wracam z powrotem do swojej sypialni. Najwięcej czasu spędzam na znalezieniu czegoś do ubrania. Jak na złość wszystko na mnie wisi. Nie mogę uwierzyć, że w ciągu tygodnia aż tak bardzo schudłam. Co za ironia, u taty nie miałam co na siebie założyć, bo wszystkie moje ciuchy były na mnie za małe i wyglądały jak po młodszej siostrze, a w domu nie mogę znaleźć niczego, co nie byłoby za duże. Kiedy po wielu próbach udaje mi się wynaleźć starą, czarną sukienkę, która w miarę na mnie pasuje, zabieram się za zatuszowanie ciemnych kręgów pod oczami. Po około trzydziestu minutach schodzę na dół, gdzie czekają na mnie mama oraz brat. Oboje wpatrują się we mnie z wymalowaną na twarzach troską. Po chwili jednak mama wraca do parzenia kawy, a Hunter wciąż bacznie mi się przygląda, gdy zajmuję miejsce na krześle obok niego przy wyspie kuchennej.
– No co? – pytam zirytowana.
– Nic, nieważne. – Kręci energicznie głową, a następnie przenosi wzrok na mamę. – Może pomyślelibyśmy o nowym ekspresie? Tata ma taki, że od razu czuć różnicę w smaku.
– Jeśli chcesz pić rano kawę jak z najlepszych kawiarni, to mam dla ciebie propozycję: weź swoje kieszonkowe, jedź do sklepu i sam zafunduj nam taki ekspres. Ja na pewno nie zamierzam wydawać na to kasy, skoro nawet nie mogę pić kawy. – Rodzicielka wskazuje na swój brzuch, posyłając bratu wymowne spojrzenie.
– Dobra, nie było tematu. – Hunter przewraca oczami i wraca do opróżniania swojego talerza.
Resztę śniadania spędzamy w ciszy. Atmosfera staje się jeszcze gęstsza, kiedy do kuchni wchodzi Josie. Wbijam w nią pełne nienawiści spojrzenie, a ona jakby to wyczuwając, podnosi na mnie wzrok. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że na jej twarzy nie widać ani odrobiny skruchy. Nic. Zupełnie jakby nic się nie wydarzyło i jakby wcale nie zniszczyła mi życia. Wygląda na wręcz usatysfakcjonowaną. Nie zniosę tego. Bez słowa wstaję od stołu i wychodzę z pomieszczenia, odprowadzana przez trzy pary oczu.
Do szkoły jadę sama, własnym samochodem. W trakcie drogi kilkukrotnie przyłapuję się na tym, żeby zawrócić z powrotem do domu, albo gdziekolwiek indziej. Za każdym razem staram się przezwyciężyć paraliżujący mnie strach i takim oto sposobem w końcu znajduję się na szkolnym parkingu. Przyglądam się zmierzającym w stronę budynku uczniom i próbuję nastawić się na to, co czeka mnie w środku. Są dwie opcje: albo będzie dużo lepiej, niż sądziłam i rzeczywiście wszyscy zapomną o moich nagich zdjęciach, albo wręcz przeciwnie. Staram się psychicznie przygotować na każdą ewentualność. Nagle ktoś stuka w okno, sprawiając, że podskakuję w fotelu. Odwracam się w stronę dobiegającego dźwięku i wzdycham z ulgą. To tylko Luke. Macha do mnie energicznie, nawołując, żebym wysiadła z auta. Sięgam po torbę, wpychając do niej niedbale wszystkie rzeczy, które wysypały się podczas jazdy, a następnie wychodzę na zewnątrz. Czując na sobie chłodny powiew wiatru, żałuję, że nie ubrałam się cieplej.
– Boże, Harps. – Przyjaciel zakrywa dłonią usta. – Jak ty schudłaś!
– Cholera – syczę. – Aż tak to widać?
– Żartujesz? – Obraca mnie dookoła własnej osi, coraz bardziej zaniepokojony. – Wyglądasz jak dwunastoletnie dziecko!
– Nic na to nie poradzę.
– Gówno prawda! Wystarczyłoby, żebyś cokolwiek jadła. – Na jego twarzy pojawia się dziwny grymas. Mieszanka bólu i złości. – Jak spotkam tego dupka, przysięgam, że wybiję mu zęby – dodaje po chwili, zaciskając mocno pięści.
– Nie będzie takiej potrzeby – zapewniam go. – Już więcej go nie spotkasz. Chodźmy do środka, chcę mieć to już za sobą.
– Jasne – Luke przyciąga mnie do siebie i obejmuje ramieniem.
Mimo, że stara się zachowywać swobodnie, zbyt dobrze go znam, żeby się na to nabrać. Robi dobrą minę do złej gry, to oczywiste. Jednak od razu zauważyłam, że jest bardzo spięty. Mierzy groźnym wzrokiem każdego, kto odważy się na mnie spojrzeć. Z każdym kolejnym krokiem, skracającym odległość do drzwi wejściowych, serce wali mi coraz mocniej. Luke zatrzymuje się przed wejściem i chwyta mnie delikatnie za ramiona.
– Gotowa? – pyta łagodnym głosem, świdrując mnie uważnie wzrokiem.
Jestem pewna, że gdybym powiedziała mu teraz, że nie dam rady, bez słowa wziąłby mnie za rękę i zabrał gdzieś, gdzie czułabym się bezpiecznie. Patrzę dłuższą chwilę w jego ciepłe czekoladowe oczy, tocząc ze sobą wewnętrzną walkę. W ciągu tej chwili przeżywam trzy ataki paniki czuję się, jakbym zaraz miała zejść na zawał serca. Jednak w jego spojrzeniu jest coś takiego, co ostatecznie dodaje mi pewności siebie. Nieważne, co spotka mnie za tymi drzwiami, najważniejsze, że mam przy sobie jego. Z Lukiem u boku nic mi nie grozi. Mogą nazywać mnie puszczalską, w końcu on też ma łatkę „męskiej dziwki" i zdaje się tym w ogóle nie przejmować. Nie ma znaczenia, jakie zdanie będą mieć o mnie inni, najważniejsze jest to, co sądzą o mnie najbliżsi, a oni uważają, że powinnam wrócić do szkoły z wysoko uniesioną głową, nie przejmując się ostatnimi wydarzeniami.
– Gotowa. – Chwytam go za rękę, posyłając mu blady uśmiech, po czym popycham szklane, dwuskrzydłowe drzwi.
CZYTASZ
Don't Believe You Tom 2
RomantikDrugi tom trylogii „Don't Let You Go". Harper za wszelką cenę próbuje zapomnieć o Kaidenie, który złamał jej serce w najgorszy możliwy sposób. Po tym, czego doświadczyła w trakcie balu maturalnego, na powrót zamyka się w sobie i znów staje się dziew...