Rozdział 50

115 18 30
                                    

HARPER

W drodze powrotnej w samochodzie panuje dziwnie przygnębiająca atmosfera. Zupełnie, jakby wraz z końcem weekendu, każde z nas uświadomiło sobie, że wielkimi krokami zbliża się coś nowego, a przy tym również niewiadomego. Nawet Hunter, który zwykle papla jak najęty, od godziny nie wypowiedział nawet słowa. Spogląda w szybę, podpierając łokciem swój policzek, a drugą ręką obejmuje spoczywającą na jego ramieniu Natalie. Błądzi zamglonym spojrzeniem po przesuwających się za oknem sceneriach, dzięki czemu od razu wiem, że jego myśli wędrują gdzieś daleko stąd... Przenoszę wzrok na Kaidena, który ze skupieniem wpatruje się w asfalt, zaciskając palce na kierownicy mocniej, niż jest to konieczne. Nawet muzyka przebijająca się w tle, świetnie wpasowuje się w klimat, a delikatny głos Birdy wybrzmiewający z głośników wprawia nas wszystkich w melancholijny nastrój. Od jakiegoś czasu widok za oknem jest niezmienny – przed nami rozpościera się jednopasmowa droga, która usłana jest po obu stronach gęstymi lasami, mieniącymi się kilkoma odcieniami zieleni. Słońce już jakiś czas temu schowało się za chmurami i przebija się tylko na krótkie momenty, rozświetlając wtedy rozgrzany asfalt. Chłonę to wszystko, chcąc zapamiętać każdy, nawet najmniejszy szczegół... Właśnie za to kocham Oregon – za wszechobecną naturę, różnorodne i malownicze krajobrazy. Wiadomo, że są też ciemne strony, jak na przykład problem z coraz to większą bezdomnością, zwłaszcza w Portland, jednak mimo wszystko uwielbiam swoje miasto i jestem pewna, że nawet gdybym dostała się na swoje wymarzone studia, prędko zatęskniłabym za swoim domem.

Podziwiając widoki, zastanawiam się nad tym, co powiedział mi Kaiden – czy naprawdę jest, choć cień szansy na to, bym dostała się na Stanford z listy rezerwowej? Do tej pory nie odważyłam się myśleć w ten sposób. Być może jestem tchórzem, ale gdy jedno z największych marzeń, do którego dąży się od wielu lat, nagle bierze w łeb, człowiek woli uniknąć kolejnych rozczarowań. Dlatego nie miałam śmiałości, by chwytać się tej resztki nadziei i uznałam temat za zamknięty. Niestety, gdzieś w mojej podświadomości zdążyła już zakiełkować nadzieja. Wciąż nie wiem, co zrobię, gdy Stanford na dobre zamknie przede mną swoje drzwi. Te wszystkie myśli przyprawiają mnie jedynie o ból głowy, dlatego postanawiam odłożyć rozmyślanie na później. Mija chwila, zanim zdążę pogrążyć się we śnie.

***

– Obudź się, malutka. – Subtelny głos Kaidena wdziera się do mojej świadomości, powoli przywracając mnie do rzeczywistości.

Otwieram zaspane powieki i rozglądam się dookoła – na zewnątrz zdążył zapaść zmrok i podjazd oświetla ciepłe światło, wydobywające się z okien mojego domu. Odwracam się do tyłu, zastając puste tylne siedzenia.

– Gdzie Hunter i Natalie? – pytam, wbijając wzrok w Kaidena.

– Twój brat postanowił, że będzie dziś nocować u Nat – wyjaśnia. Kąciki jego ust wędrują lekko do góry, a w policzku pojawia się ledwie zauważalny dołeczek.

– Przespałam całą podróż? – dziwię się, marszcząc przy tym brwi. Dziwne, że nie obudziłam się pod domem Natalie. Zwykle nie śpię tak twardo, zwłaszcza w samochodzie.

– Spałaś, jak zabita. Po drodze mieliśmy dwa postoje, ale nie miałem serca cię budzić. – Po tych słowach zbliża się do mnie i zakłada niesforny kosmyk za ucho. – Zobaczymy się jutro? – pyta po chwili, kładąc mi dłoń na policzku.

– Planowałam spotkać się z Lukiem, żeby... – milknę na moment, zastanawiając się, jakie słowa byłyby odpowiednie, by określić moje zamiary. Na pewno nie zamierzam go przepraszać, bo nie uważam, bym zrobiła coś złego. Nie ja wszczęłam ten konflikt.

Don't Believe You Tom 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz