Rozdział 54

102 20 54
                                    

HARPER

Stwierdzenie, że atmosfera podczas śniadania jest mocno napięta, byłaby niedopowiedzeniem roku. Właściwie powietrze wokół jest tak gęste, że można byłoby je kroić nożem. Poza dźwiękiem sztućców uderzanych o talerze słychać tylko gaworzenie Olliego, który bawi się sam ze sobą, leżąc w bujaku.

– Rozmawiałam z Mikiem – zagaja mama, chcąc rozładować nastrój.

– Tak? – pytam z przesadną ekscytacją. – I co? Kiedy planujecie wyjechać?

– W przyszły weekend?

– Świetnie – uśmiecham się, po czym spoglądam na braciszka, śmiejącego się do wiszących pluszowych zabawek.

– Mnie też pasuje – wtrąca Hunter.

– Nie smakuje ci? – pyta go mama, rzucając ukradkowe spojrzenie na talerz, na którym jest nietknięta jajecznica.

W normalnych okolicznościach brat pochłonąłby już co najmniej dwie porcje. Zatem rozmowa, którą przypadkiem zasłyszałam, musiała być poważniejsza, niż początkowo zakładałam. Mam tylko nadzieję, że nie pokłócili się o Emily.

– Po prostu nie jestem głodny – rzuca pochmurnym tonem, grzebiąc widelcem w talerzu.

– A tak właściwie, to gdzie jest Mike? – pytam, jednoczenie wybawiając Huntera z opresji.

Przez ułamek sekundy dostrzegam na twarzy mamy, coś w rodzaju zakłopotania. Szybko maskuje go uśmiechem.

– Niedługo powinien wrócić.

Przytakuję, a w jadalni znów zapada milczenie. Tym razem nikt nie sili się, by zacząć rozmowę. Natalie jest pogrążona we własnych myślach, Hunter wciąż tylko bawi się jedzeniem, a my z mamą spożywamy posiłek w kompletnej ciszy. Po kilku minutach słyszę dźwięk otwieranych drzwi, a po nich głośne prychnięcie brata. Unoszę wzrok, napotykając jego rozgniewane i pełne niedowierzania spojrzenie. Odwracam się w stronę holu i rozdziawiam usta.

– Co ona tu robi? – warczę w kierunku mamy.

– Ta ona ma imię – słyszę w odpowiedzi. – Przyjechała odwiedzić brata.

– Cześć, Harps – wita się ze mną Josephine. Jej twarz nie wyraża żadnych emocji, gdy siada obok mnie na krześle. – Cześć wszystkim.

– Pięknie pachnie, kochanie! Umieram z głodu.

Do salonu wchodzi Mike, cały w skowronkach. On także zasiada za stołem, a ja tylko czekam, aż ktoś krzyknie „Prima Aprilis!". Bo przecież to nie może być prawda. Nie po tym, w jaki sposób ta suka oczerniła mnie i Huntera na ślubie własnego ojca. Przeskakuję wzrokiem między mamą a Mikiem, próbując zrozumieć, co tu się właściwie dzieje. Oboje wyglądają naturalnie, jakby to był kolejny zwyczajny dzień, zwykłe śniadanie w gronie bliskich. Mdli mnie na ten widok.

– Jak długo zamierzasz tu zostać? – pytam Josie, nie obdarzając jej spojrzeniem.

– Nie wiem, dwa może trzy dni – odpowiada i sięga po patelnię.

Sytuacja jest o tyle absurdalna, że Jo, która rzekomo przyjechała odwiedzić brata, nawet przez ułamek sekundy się nim nie zainteresowała, zamiast tego, siedzi przy stole jak gdyby nigdy nic i zajada się jajecznicą mamy.

– W takim razie, gdyby kogoś to interesowało, to przez ten czas będę nocować u Kaidena.

– Harper... – zaczyna mama, ale Hunter wcina się jej w słowo.

– Myślisz, że nie będzie miał nic przeciwko, żebym też u niego przenocował?

Kątem oka dostrzegam skwaszoną minę Natalie. Dziewczyna spogląda z wyrzutem na mojego brata i nie mogąc się powstrzymać, mówi:

Don't Believe You Tom 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz