Rozdział 40

156 23 27
                                    

HARPER

Boston Logan International Airport jest dokładnie takie, jak sobie wyobrażałam. Nigdy dotąd nie byłam na tak ogromnym lotnisku, przez co czuję się odrobinę nieswojo. Od kilkunastu minut próbujemy przedrzeć się przez tłum podróżujących w kierunku najbliższego wyjścia. Dokoła panuje okropny gwar, a z głośników co chwilę wybrzmiewają komunikaty informujące o zbliżających się odlotach. Wszystko to sprawia, że lotnisko w Portland wydaje się małe i niezwykle spokojne.

Dopiero kiedy udaje nam się wydostać na zewnątrz, mogę odetchnąć z ulgą i zaczerpnąć świeżego powietrza. Gdy zatrzymujemy się na parkingu, na którym rzekomo ma znajdować się wynajęty przez Luke'a samochód, wyłączam w telefonie tryb samolotowy i piszę wiadomość Kaidenowi, że dotarliśmy już na miejsce. Przez większość lotu analizowałam jego dzisiejszą rozmowę z ojcem, która cóż... Z pewnością nie należała do najprzyjemniejszych. Za każdym razem, gdy myślę o tym, co może ukrywać przede mną Kaiden, nieprzyjemne uczucie w klatce piersiowej daje o sobie znać. Niepokoi mnie, że wciąż może mieć przede mną jakieś tajemnice, bo tylko skłania mnie ku temu, że choćbym bardzo chciała, nie mogę mu w pełni zaufać. Mimo że serce bardzo tego pragnie, umysł nieustannie mnie przed tym przestrzega...

– Harper! Rusz się w końcu. – Natalie chwyta mnie pod ramię i ciągnie za sobą do srebrnej Toyoty Prius, przy której czekają już na nas chłopcy.

– Wybacz, zamyśliłam się. – Uśmiecham się do niej przepraszająco i daję zaprowadzić się do samochodu.

Podróż do Salem zajmuje nam niecałe czterdzieści minut. Z zachwytem podziwiam widoki za oknem, gdy przejeżdżamy przez Zakim Bridge, gdzie po jego jednej stronie roztacza się widok na centrum miasta, a po drugiej rzeka Charles, w której odbijają się jaskrawe promienie słońca.

Hunter przerywa ciszę:

– To, jakie mamy plany, gdy już dotrzemy na miejsce?

– Najpierw proponuję coś zjeść, a potem czeka nas pasjonująca wycieczka po największym cmentarzysku w Salem... – odpowiada Luke, a po krótkim namyśle dodaje: – Podobno jest nawiedzone.

– Ciekawe, czy spotkamy tam Josie – zastanawia się brat.

Odwracam się w fotelu i posyłam mu pytające spojrzenie.

– No co? – Wzrusza ramionami, starając się zachować powagę. – Skoro to miasto wiedźm, to właśnie tam powinna wyjechać, czyż nie?

Cała nasza trójka, poza Hunterem wybucha śmiechem. Na jego ustach gości jedynie nikły uśmieszek, zdradzający, że rozbawił go jego własny żart. Po jego wcześniejszym zdenerwowaniu nie ma już śladu, znów jest tym samym irytującym i przygłupawym Hunterem, którym był, zanim wszedł do samolotu.

***

Restauracja, do której zabiera nas Luke, z zewnątrz wygląda jak rozpadający się, od dawna niezamieszkały budynek. Zniszczona elewacja już na pierwszy rzut oka mocno odstrasza, niektóre okna zabite są deskami, a inne zasłonięte są burgundowymi zasłonami. Zatrzymuję się przed drzwiami, nad którymi na jednym gwoździu przybita jest zardzewiała tabliczka z godzinami otwarcia.

– Jesteś pewien, że to jest w ogóle czynne? – W głosie Natalie zdumienie miesza się z wyraźnym zwątpieniem.

– Oczywiście, inaczej bym was tu nie przyprowadził – odpowiada, po czym otwiera drzwi pokryte bordową farbą, która w wielu miejscach zdążyła już odpaść.

Gdy tylko wchodzimy do środka, nad drzwiami rozlega się dźwięk obijających się o siebie dzwonków. Chwilę zajmuje mi przyzwyczajenie wzroku do panującego tu półmroku. Rozglądam się dookoła, coraz bardziej zdezorientowana. Wnętrze w niczym nie przypomina restauracji, nie ma tu żadnych stolików, ani baru, przy którym można by cokolwiek zamówić. Zamiast tego niemalże wszystkie ściany pokryte są dębowymi regałami z książkami. W rogu pomieszczenia znajduje się niewielki stolik przykryty czerwonym obrusem, na którym wyeksponowana jest sporych rozmiarów szklana kula.

Don't Believe You Tom 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz